Wizyty:
start: 2007-07-03
[15026493]
Wizyt łącznie
[72683]
Wizyt dzisiaj |
[291]
Zarejestrowanych użytkowników
[0]
Zalogowanych
[650]
Aktualności
[7]
Koncertów
[0]
Nieopublikowanych
[7]
Archiwalnych
[93]
Galerii
[18]
Linków
[0]
Postów RD
[55]
Reportaży/Relacji
[3]
Forum
[120]
Tematów forum
[2449]
Postów forum |
| |
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1)
>>
|
WYWIAD Z WILLIEM FOSTEREM
Autor: administrator, 2009-09-15 19:47:02 |
WYWIAD Z WILLIEM FOSTEREM
by Junior Doughty
Williemu Fosterowi, mistrzowi harmonijki przedstawił mnie w Greenville jego przyjaciel, Perry, którego poznałem podczas mojej ostatniej bytności w mieście. Perry prowadzi juke-joint Flowing Fountain przy Nelson Street, ma też w Greenville dom pogrzebowy.
Z łatwością znalazłem skromny, pobielony dom Williego. Zaparkowałem Bluesmobile na poboczu, tuż przy białym, drewnianym płotku. Za furtką stał Willie J. Foster, z bezprzewodowym telefonem zawieszonym na szyi. Stał z opuszczonymi rękami, zwrócony w stronę drogi, jakby na mnie patrzył. Wiedziałem jednak, że jest niewidomy. Szukał czegoś stopą w trawie.
„Dzień dobry, panie Foster, jestem Junior Doughty. Miło mi pana poznać.”
„Mi również – odparł – nie widzi pan tu gdzieś drutu?” , a później zaprosił mnie do środka. „Mój przyjaciel mówił mi o panu”. Wspiąłem się na ganek, a za mną Willie, wspierając się na aluminiowym balkoniku. Przeszkolone drzwi wejściowe zabezpieczone ciężką, żelazną kratą prowadziły prosto do salonu. W głębi widziałem czyściutką sypialnię ze starannie posłanym łóżkiem.
„Do licha, panie Foster – zapytałem – czemu ma pan taką wielką kratę na drzwiach?”.
Willie usiadł na wózku inwalidzkim i odparł cicho „To z powodu mojego najmłodszego syna. Ma osiemnaście lat. Wyciągnąłem go z więzienia. Wszyscy mówili mi „Zostaw go tam”, ale to mój syn. Co więc miałem robić.
„Czy chodzi o crack?”
„O kokainę – odparł Willie – ulicę z tyłu domu zwą Aleją Cracku. Mówiłem mu, trzymaj się z dala od niej. Ale on mnie nie słuchał, nie słuchał mnie wcale”.
„Pana dom jest taki czysty, mój wygląda przy nim, jak śmietnik. Jesteś żonaty?” zapytałem pragnąc zmienić temat.
„Tak, ale żona i ja nie mieszkamy razem. Mieszka kilka ulic dalej. Przychodzi i troszczy się o mnie. Żyjemy lepiej niż większość małżeństw, które znam”.
''Czy jest od pana o wiele młodsza?''
''Tak, ma dopiero 41 lat.''
„Powinien mieć pan kobietę w twoim wieku – powiedziałem bez zastanowienia – mieszkałaby z panem i troszczyła się o wszystko”.
„Nie chcę mieszkać z kobietą! Żona troszczy się o mnie wystarczająco dobrze. Nie chcę tu żadnej starej baby. Lubię młode kobiety!”
„Ile ma pan lat?”
„Urodziłem się 21 września 1921. W przyszłym roku skończę 77. Urodziłem się w płachcie na bawełnę.”
“Co takiego?”
„Moja matka zbierała bawełnę, zaczęła rodzić na polu. Wydała mnie na świat na samym środku pola. Owinęli mnie w płachtę po bawełnie. Tak właśnie matka mnie urodziła.”
„O mój Boże…”
„Ludzie nie dają mi wiary, ale tak właśnie było. Jestem jej jedynym dzieckiem. Nie mam braci, ani sióstr.”
Wiedziałem, że Willie Foster jest chromy i ślepy, nie wiedziałem jednak, jak stracił nogę. Siedząc tuż obok niego, zauważyłem, że zamiast lewej nogi ma protezę. Noga została ucięta tuż powyżej kolana. „Panie Foster, jak stracił pan nogę?”
„Złapałem zakażenie w 1993, kiedy wyjechałem do Nowej Zelandii. Poszliśmy pływać w oceanie. Nadepnąłem na muszlę i zraniłem się między palcami. Wyciągnąłem odłamek, ale część musiała zostać w ranie. Nie przejmowałem się infekcją, póki nie zaczęło boleć. A potem zaczęło już boleć bardzo. Lekarze w Stanach próbowali wszystkiego. Strasznie bolało. Trwało tak trzy lata. W 1996 lekarz ze szpitala dla weteranów dał mi do wyboru, albo dadzą mi antybiotyk, który może mnie zabić, albo utną mi nogę. Powiedziałem im „Utnijcie ją”, tak właśnie im powiedziałem. Pomogło.”
Willie nie prosi nikogo o pomoc, sam sprząta i radzi sobie w domu. Kiedy proponuję, że skoczę mu po papierosy, zbywa mnie gniewnie: „Słuchaj człowieku, sam wszystko koło siebie robię. Zawsze byłem sam. Nie miałem braci, ani sióstr. Jeśli upadnę, dopiero wtedy możesz mi pomóc”. Spojrzałem na niego z rosnącym szacunkiem. Drzwi do sypialni pozostawił otwarte. „Zamykam je dopiero, kiedy idę spać, kładę na nich dzwonek, gdyby mój syn wkradł się tu w nocy, spadnie i mnie obudzi”.
Rozmowę przerwał telefon, Williego zapraszano, by dał koncert w Smithsonian. Przypomniałem sobie, że wspominał o szpitalu dla weteranów i zapytałem „Był pan na wojnie, panie Foster?”
„Tak, w Czwartym Batalionie, byłem kwatermistrzem. Prowadziłem w Anglii ciężarówkę. Tam też po raz pierwszy stanąłem na scenie. Był 1943 rok, a ja byłem żołnierzem. Grałem na występie USO. Było nas trzech – Joe Louis, najwspanialszy bokser świata i Betty Grable, najpiękniejsza dziewczyna na ziemi. No i Billy Eckstein, największy wokalista, jakiego słyszałem. Poszedłem go posłuchać. Był dla mnie wzorem. Wiesz, był czarny, a mimo to taki sławny”.
„Spotkałeś Billy’ego Ecksteina?”
„Nie tylko spotkałem, ale nawet mnie zdzielił”
„Co?”
„Zdzielił mnie w ramię. Joe Louis boksował na scenie, Betty Grable pokazywała jaka jest piękna, a Billy śpiewał. Później zszedł ze sceny i czekał pod ścianą. Wtedy konferansjer zaprosił na scenę żołnierzy, którzy mieli jakieś talenty. Chłopcy wskazali na mnie „Gdzie jest szeregowy Foster? Zawsze grał na harmonijce”. Harmonijkę dostałem od matki. Kosztowała całe dwadzieścia pięć centów. To była harmonijka B. Mam ją nadal, choć tyle lat minęło. Wypchnęli mnie na scenę, no więc zagrałem. Byłem chory ze strachu. Nigdy wcześniej nie występowałem przed publicznością, a na sali był przecież sam Joe Louis. Na dodatek znałem dobrze tylko jedną jedyną piosenkę „Hamp's Boogie” Lionela Hamptona. Pianista mi pomógł, rozumiał, że gram pierwszy raz w życiu. Zagrałem, a ludzie oszaleli z radości, nawet Joe Louis mi klaskał. Kazali mi raz po raz bisować, a że nie znałem innej piosenki, grałem wciąż od nowa „Hamp's Boogie”. A potem udawaliśmy pociąg, ja na harmonijce, a on na pianinie. Żołnierze szaleli z radości.
Na koniec Joe Louis poklepał mnie po ramieniu „Tak trzymaj chłopie, a będziesz kiedyś wielki”. A potem żartobliwie zdzielił mnie w ramię, tak dla żartu, rozumiesz?
„Tak, Joe był z pana dumny”
„Panie Foster, całe życie spędził pan w Greenville?”
„Nie, wyjechałem stąd jako młody człowiek, miałem może z osiemnaście lat. Pojechałem do St.Louis. To ucieszna historia. Tu nie było innej pracy, poza zbieraniem bawełny. Ruszyłem więc na północ. Wszystko było mi jedno gdzie. Przede mną w kolejce stał biały mężczyzna. Poprosił o bilet do St. Louis. Więc kiedy przyszła kolej na mnie, i ja poprosiłem o bilet w tę stronę. Miejsce dobre, jak każde inne, w końcu to Północ”.
Roześmiałem się „A więc gdyby te biały kupował bilet do Chicago, tam właśnie byś się znalazł?”
„Tak, właśnie - roześmiał się Willie – ale ciężko mi było, kiedy po raz pierwszy pojechałem do St. Louis. O mało nie umarłem z głodu. Dostałem pracę w odlewni, dali mi miotłę i kazali zamiatać. Przywiozłem z Południa tylko parę gorszy, a pensję miałem dostać dopiero po dwóch tygodniach pracy. Nie trwoniłem pieniędzy na kobiety, wódkę, czy pokera, co to, to nie, ale po dwóch, czy trzech dniach skończyły mi się oszczędności. Głodowałem. Ze fabryką był skwer na którym robotnicy jedli kanapki. Okruchy rzucali za siebie. Byłem taki głodny, że zbierałem je z ziemi, otrzepywałem z kurzu i zjadałem. Ale ta garść okruchów to było za mało by się wyżywić. Pewnego dnia jeden z robotników wyrzucił za mur niedojedzone świńskie żeberko. Byłem bliski śmierci głodowej i było mi wszystko jedno, czyje usta dotykały tego mięsa. Rzuciłem się na nie, zanim zdążyło dotknąć ziemi i zjadłem w mgnieniu oka.
Zawołał do mnie „Hej, chłopcze, kim ty jesteś? Psem, że zjadasz kości?”
„To był biały?” zapytałem
„Nie, czarny. “Jestem człowiekiem, nie psem” – zaprotestowałem. „Jesteś psem – odparł – zabieraj tyłek i wracaj do Mississippi, gdzie twoje miejsce”. A inny spytał – „Chłopcze, po kiego czorta ogryzasz tę kość? Upadła na ziemię, ludzie tu plują.” „Umieram z głodu – odparłem – od trzech, albo czterech dni miałem w ustach jedynie okruchy z waszych kanapek.” „Ty, pies! Wracaj do Mississippi, niedobrze mi na twój widok” – zawołał ten pierwszy. Ale inny robotnik zlitował się nade mną, przełamał swojego sandwicha i dał mi połowę. Potem było mi już lżej. Dostałem tygodniówkę i mogłem kupować sobie jedzenie.”
Zawstydziłem się nagle, że zabieram Williemu za wiele czasu, mieliśmy się jeszcze spotkać tego wieczoru na koncercie, wstałem więc i pożegnałem się. „Chcesz zobaczyć mój ogród? - zapytał na odchodnym – jest za domem.”
„Oczywiście, proszę pana”
„Zamknij tylko na klucz frontowe drzwi”. Na futrynie były długie rysy. „Wygląda, jakby ktoś próbował się tu włamać”
„To mój syn” – odparł Willie. A potem powoli wstał z wózka i wsparty na balkoniku przeszedł mozolnie do ogrodu. Sam go uprawia mimo kalectwa. Zaciskałem kciuki, modląc się, by nie upadł. Nie ośmieliłem się mu pomagać, ale trzymałem się w pobliżu, gdyby się zachwiał.
„Ma pan tu cholernie dobre pomidory. Będą pewnie w sam raz do jedzenia, kiedy następnym razem wpadnę do Greenville”.
„Pewnie, wpadnij i weź sobie, ile chcesz. Mam też zielony pieprz i groszek. Przepadam za groszkiem, pakuję całą garść do ust i żuję razem z pieprzem.”
Ze wzruszeniem patrzyłem, jak na klęczkach uprawia grządki. Kiedy skończył pielić, pożegnałem się. W drzwiach minął mnie syn Williego, nie powiedział ani słowa do nas obu.
''Do zobaczenia wieczorem na koncercie, panie Foster!''
tłum. by_ingeborg
|
|
[0] komentarzy
skomentuj
|
Twój komentarz zostanie dodany po zaakceptowaniu przez moderatora
|
|
|
|
|
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1)
>>
|
| | |
Dziś jest: 2024-03-28 | 58 lat temu... | 1966.03.29 w Chicago w ulicznej bójce zginął Jazz Gillum, harmonijkarz bluesowy z Indianoli w Missisipi, partner Big Billa Broonzy'ego. Przeżył 62 lata. | | | |
| 50 lat temu... | 1974.03.28 w Nassawadox zmarł Arthur ''Big Boy'' Crudup, jedna z czołowych postaci Delta bluesa, ulubiony wykonawca Elvisa Presleya. Ur. w Forest, Missisipi, 24.08.1905
| | | |
| 56 lat temu... | 1968.03.29 w Ottawie ur. się Sue Foley, kanadyjska wokalistka i gitarzystka bluesowa. | | | |
| 57 lat temu... | 1967.03.29 w Cleveland ur. się John Popper, lider Blues Traveler, harmonijkarz, gitarzysta i wokalista blues-rockowy.
| | | | |
|