Wizyty:
start: 2007-07-03
[14977141]
Wizyt łącznie
[23331]
Wizyt dzisiaj |
[291]
Zarejestrowanych użytkowników
[0]
Zalogowanych
[650]
Aktualności
[7]
Koncertów
[0]
Nieopublikowanych
[7]
Archiwalnych
[93]
Galerii
[18]
Linków
[0]
Postów RD
[55]
Reportaży/Relacji
[3]
Forum
[120]
Tematów forum
[2449]
Postów forum |
| |
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1)
>>
|
MISSISSIPPI BLUES TRAIL: GREENVILLE
Autor: administrator, 2009-09-15 19:49:13 |
MISSISSIPPI BLUES TRAIL: GREENVILLE
by Junior Doughty
Fani bluesa, jeśli nie byliście w klubie Flowing Fountain w Greenville, nie byliście nigdzie.
Kiedy przyjechałem do miasta, kto żyw odradzał mi wizytę na Nelson Street, centrum nocnego życia Greenville, gdzie kiedyś do białego rana rozbrzmiewał blues. Patrzono na mnie z przerażeniem w oczach, jakby wszystkie cmentarze w Mississippi pełne były białych, którzy ośmielili się odwiedzić Nelson Street. Nie wierzcie im, byłem tam ze dwadzieścia razy, a jestem cały i zdrowy.
To biali generują problemy. 99,9% białych przyjeżdża na Nelson Street w poszukiwaniu seksu albo narkotyków. Alfons czy handlarz narkotyków, widząc białego w aucie, wietrzy więc od razu łatwy zarobek.
Pojechałem tam z pewną białą parą. Zanim jeszcze samochód stanął, w okno zastukała ciemna ręka. Za mną rozległy się przerażone piski ''Uciekajmy stąd, uciekajmy''. Spuściłem spokojnie szybę. ''Hej, bracie, chcesz kociaka albo zioło?'', ''Dzięki. Jedziemy do Flowing Fountain''. Handlarz przyglądał mi się stropiony (myślał pewnie: ''Do licha, czy ten biały nie poskarży Perry'emu Paytonowi, że sprzedaję zielsko i panienki tak blisko jego klubu?''), a potem wymamrotał ''Przepraszam, bracie, przepraszam'' i zniknął w mroku. Odchodząc poprosiłem go, czy nie mógłby zerknąć czasem na moje auto. ''Pewnie, bracie'' odpowiedział lekko zaskoczony, uśmiechnął się i wrócił do swojej pracy.
Nie puściłbym mojej córki samej na Nelson Street, a jednak uważam, że w czasie Delta Blues Festival to jedna z największych atrakcji kulturalnych Stanów. Na jedną noc przeobraża się ona w nowoorleańską Bourbon Street. Ludzie wystawiają na chodniki fotele, na każdym rogu dymią grille, pachnie węglem drzewnym i smażoną rybą, po ulicy kłębią się tłumy. Delta Blues Festival to nie tylko cykl koncertów – to święto wszystkich Afroamerykanów, zapewne najważniejsze takie wydarzenie w Stanach. Czarni mieszkańcy Chicago, Detroit, Nowego Jorku, czy Chicago powracają w te dni do swoich korzeni. To okazja do odnowienia przyjaźni, wierzeń i związków z przodkami, czas wspominania przeszłości i snucia marzeń na przyszłość.
Wewnątrz Flowing Fountain, klubu o którym śpiewał Little Milton, Perry Payton, właściciel klubu, sączy szkocką i wydaje polecenia obsłudze. Kiedy ktoś prosi go o pieniądze, dostaje je, ale zawsze z pouczeniem. ''Panie Perry, czy mógłbym prosić o dwa dolary? Kupię swojej dziewczynie kwiaty'' – prosi przy mnie czarny malec, mnąc w ręku czapkę. ''Synu, nie kupisz kwiatów za dwa dolce'' – odpowiada godnie Perry i wręcza mu trzy. Na ścianie za barem pełno fotografii Perry'ego z gwiazdami bluesa. B.B. King, Little Milton, Ray Charles, Ike i Tina Turner, i mój ulubieniec Little Willie John - wszyscy oni zapewne grali we Flowing Fountain. Wystarczy wymienić nazwisko sławnego muzyka, a Perry go zna. W sali jest czterystu czarnych i nas troje.
U Peery'ego gra się bluesa, w dniach festiwalu wynajmuje często drugi zespół, by grał na ulicy przed barem. Dziś na ulicy grał za darmo John ''Bud'' Horton, w mojej opinii najlepszy muzyk współczesnej Delty, połączenie Howlin' Wolfa z Albertem Kingiem. Stał ze swoją gitarą na pace starego pick-up'a. Powinniście tu być, kiedy zachodzi słońce i księżyc w pełni wschodzi za starą tłocznią oleju za plecami Johna. Do Johna dołącza jego ojciec, ''Farmer'' John Hortona. Wydaje mi się, że to Howlin' Wolf i Muddy Waters śpiewają w duecie.
Nie słuchajcie więc białych, kiedy odradzają wam pójście na Nelson Street.
Niedaleko leży The Meeting Place. Tanio tu, najdroższa z potraw kosztuje cztery dolary, piwo kosztuje zaledwie dolara, nawet podczas koncertu. Podają głównie ryby, ale i smażony świński żołądek.
Gdy zapadnie zmrok, a w barze zabrzmi blues, na ganki wylegną mieszkańcy, by komentować, co dzieje się na parkingu i słuchać muzyki bez płacenia trzech dolarów za wstęp.
Kiedy fotografuję, dwóch nastolatków pyta mnie, co robię. Opowiadam im o mojej pracy. ''Wow, bracie, świetnie. Zrób i nam zdjęcie''. Dziś żałuję, że nie zrobiłem, ale wtedy zapytałem tylko ''A umiecie grać na gitarze, albo harmonijce''. ''Nie'' odpowiadają rozczarowani. ''No to nauczcie się grać bluesa, wtedy wam zrobię''.
Niedzielny wieczór to pora bluesowych jam-session. Na scenie lokalny zespół, na gitarze gra miejscowy strażak – śpiewa Walter Horn, vel Mississippi Slim, jego śpiew to połączenie Tyrone'a Davisa z Little Richardem. Mississippi Slim szaleje na scenie, pada na kolana, kiedy kończy zza stolika obok zrywa się muskularny mężczyzna w czerwonym T-shircie i szarych dresowych spodniach. Tańczy sam na parkiecie w rytm muzyki. Mississippi Slim opowiada mi ''Dwadzieścia pięć lat temu wyjechałem z miasta, wróciłem przez trzema laty. Pracuję na farmie, prowadzę traktor. Płacą mi 5.50 za godzinę''. Potem przy mikrofonie staje Mamie Davis, mistrzyni soulu, która przez wiele lat towarzyszyła Ike'owi i Tinie Turner.
Obok nas siedzi w otoczeniu dziewcząt miejscowy przedsiębiorca budowlany. Przychodzi tu co niedzielę i jeśli wpływy z wejściówek nie pokryją gaży muzyków, dopłaca resztę z własnej kieszeni. Po prostu kocha bluesa. Przy barze popija piwo syn znanego bluesmana Sona Thomasa, zmarłego w 1993 roku. Sam nie umie grać, gra za to jego brat Pat.
Po dziesiątej, do sali wchodzi Lil' Bill Wallace, w jednej ręce trzyma gitarę, w drugiej dłoń słodkiego czarnego aniołka. Pięćdziesiąt lat temu Lil' Bill stał na rogu ulicy w Indianoli i grał bluesa za miedziaki. Na przeciwległym rogu stał młody chłopiec, Riley King, i próbował zarobić na jedzenie śpiewając gospel. Nie zarabiał wiele. ''Słuchaj Riley – poradził mu Lil' Bill – zabierz się za bluesa, więcej na tym zarobisz''. W przyszłości z Riley'a wyrósł B.B. King. Słuchając Lil' Billa, mam wrażenie jakbym słuchał B.B. Kinga. Mają podobny głos i ten sam sposób gry. Jedyna różnica to, to że Lil' Bill potrafi grać i śpiewać w tym samym czasie. Śmiało mógłby stanąć w szranki z Little Miltonem i B.B. Kingiem, ciekawe, kto zagrałby bardziej 'dirty'?
Koncert zakończyło ''Walking the Dog'', każdą zwrotkę kończył przeciągły skowyt wokalisty, po chwili cała sala mu towarzyszyła. Mężczyzna w dresie upadł na podłogę między tancerzy, wyjąc w uniesieniu. Powinienem zrobić mu zdjęcie, ale sam byłem zbyt zajęty wyciem.
Po ostatnim triumfalnym uderzeniu perkusji, zgasły światła, a rozradowany tłum zaczął wysypywać się na ulicę.
W barze ''B & B '' pod miastem gra mój przyjaciel Willie J. Foster, mistrz harmonijki. Do baru dotarł wspierając się na aluminiowym balkoniku, nie ma bowiem nogi. To pamiątka po zakażeniu, jakie złapał zraniwszy się w nogę podczas trasy koncertowej w Nowej Zelandii. Jego perkusista Frank to 'najbogatszy czarny w Mississippi'', jego żona wygrała niedawno w kasynie dwa miliony dolarów. Żadne z nich nie rzuciło pracy. Frank nadal jeździ ciężarówką…
Willie gra ''Got My Mojo Working'', tłum szaleje, trzech muskularnych mężczyzn zrywa się od stolika, by wykonać efektowny striptiz przed rozbawionymi dziewczętami. Perkusista niemal łamie pałeczki, gitara płonie, a budynek zdaje się unosić z posad, nie mam wątpliwości ''Mojo is working''.
Przy perkusji Mickey. Przed koncertem podszedłem do niego, miał na głowie przezabawny melonik. ''Wyglądasz jak bluesman'' zagaiłem. ''Bo nim jestem - roześmiał się – blues to moje życie. Słuchaj, zgubiłem gdzieś pałeczki. Będzie trzeba chyba uciąć jakąś gałąź i zrobić nowe.''
''Jesteś stąd?'' pytam zaciekawiony.
''Moja matka stąd pochodzi. Zabrali mnie do Chicago, kiedy miałem dwa lata. Dwanaście lat grałem z Bobby'm Rushem. Zmęczyło mnie to jeżdżenie po kraju.''
Przypominam sobie, jak jeszcze kilka lat temu rozmawiam z Little Blue, perkusistą Otisa Taylora, właścicielem Little Blue's Caffa, klubu w cieniu potężnego drzewa. Spędziłem wiele popołudni sącząc z nim kawę przy stoliku i rozmawiając o życiu. Życie to dla tego krzepkiego siedemdziesięciolatka: kobiety, dzieci, wnuczęta, kobiety, bogate kobiety, szpetne bogate kobiety, piwo, kawa, to, czemu ludzie nienawidzą się z powodu koloru skóry, żony, byłe żony, i znów kobiety... Wspominałem go niedawno z T-Model Fordem, który wiele razy z nim grał.
''Przyszedłem kiedyś na Nelson Street, a tu Little Blue przystawia mi gnata do brzucha i mówi ''Wystrzelę ci z tyłka twoje przeklęte flaki, T-Model''.
''Do licha T-Model, i co było dalej?'' – pytam
T-Model śmieje się i przykłada wskazujący palec do ucha. ''Moja żonka przystawiła mu pistolet do głowy i powiedziała. Pociągnij tylko a spust, a odstrzelę ci łeb''.
''Powiedz mi, czy to prawda, że T-Model ma dwadzieścioro sześcioro dzieci?'' – pytałem kiedyś Little Blue.
''Ale gdzie tam''
''No więc ile może mieć''
''Gdyby wszystkie żyły miałby czternaścioro. Żyje może jedenaścioro. Rzecz jasna z czterema, nie pięcioma różnymi matkami''.
Little Blue odszedł z tego świata, ale jego syn James Earl ''Blue'' Franklin, gra jak ojciec na basie. Jest chyba najlepszym basistą Delty, jakiego słyszałem. Jest więc przyszłość dla bluesa.
tłum. by_ingeborg
http://www.deltablues.net/meet.html
http://www.deltablues.net/flow.html
|
|
[0] komentarzy
skomentuj
|
Twój komentarz zostanie dodany po zaakceptowaniu przez moderatora
|
|
|
|
|
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1)
>>
|
| | |
Dziś jest: 2024-03-28 | 137 lat temu... | 1887.03.28 W Kingsport w stanie Tennessee urodził się Cripple Clarence Lofton, znany wykonawca bluesa i boogie woogie. Zmarł 9 stycznia 1957 r. | | | |
| 72 lat temu... | 1952.03.28 urodził się Benedykt Kunicki, muzyk, twórca, pomysłodawca i dyrektor artystyczny JIMIWAY Blues Festival i BLUES COLOURS Festival, współtwórca PSB, prezes Stowarzyszenia JIMIWAY -TABiR'70 i lider rhythm'n'bluesowej grupy FIRE BAND. | www.jimiway.pl | | | |
|