Wizyty:
start: 2007-07-03
[15036143]
Wizyt łącznie
[60611]
Wizyt dzisiaj |
[291]
Zarejestrowanych użytkowników
[0]
Zalogowanych
[650]
Aktualności
[7]
Koncertów
[0]
Nieopublikowanych
[7]
Archiwalnych
[93]
Galerii
[18]
Linków
[0]
Postów RD
[55]
Reportaży/Relacji
[3]
Forum
[120]
Tematów forum
[2449]
Postów forum |
| |
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1)
>>
|
BOOTLEGGER BLUES
Autor: administrator, 2009-09-15 20:24:08 |
BOOTLEGGER BLUES
by John L. Doughty, Jr.
Był upalny czerwcowy ranek, kiedy dotarłem do Indianoli w stanie Mississippi. Do zapowiedzianego na wieczór koncertu B.B. Kinga w Indianola's Indian Creek Park pozostało jeszcze wiele godzin.
Zerkając na zegarek postanowiłem zrobić to, co lubię najbardziej, kiedy przybywam do obcego miasta – powłóczyć się ulicami. Zajrzałem do paru sklepów, kupiłem T-shirt, porozmawiałem z miejscowymi – ludźmi z bawełnianych pól, zjadłem lunch.
Dla mnie Indianola to personifikacja samej Delty. Pola bawełny sięgają aż do granic miasta. Skręciłem w boczną drogę, tuż przy tablicy zwiastującej koniec miasta. Dookoła mnie, jak okiem sięgnąć rozciągały się pola bawełny. Jechałem niespiesznie, aż dotarłem do sennego miasteczka bez nazwy.
Minąłem opustoszałe budynki przy głównej ulicy i zaparkowałem auto w cieniu dębu. Bez klimatyzacji żar wewnątrz samochodu stał się nie do zniesienia. Opuściłem wszystkie szyby i siedziałem chwilę chłodząc się na wietrze, wiejących ponad polami bawełny. Po drugiej stronie drogi ciągnęło się bezkresne pole bawełny. Na końcu drogi asfalt migotał w rozgrzanym powietrzu, jak tafla jeziora.
Tuż obok kobieta prowadziła mały sklep spożywczy, jakimś cudem nadal czynny, mimo wszechobecnej biedy i opuszczenia. Na stopniach pojawił się mały, może sześcioletni chłopiec z butelką coli w ręce. Wyszedł w żar, rozkoszując się piciem i zniknął za rogiem. Poczułem dziecinną zazdrość i sam zapragnąłem się napić.
Kilka chwil później wyciągnąłem się przed sklepem, rozkoszując cieniem i popijając colę. Była lodowata i smakowała przepysznie. Zza rogu wyszedł następny chłopiec, przystanął i gapił się na mnie skonfundowany. Czyżby nigdy nie widział białego wyciągniętego przed sklepem? Miała na sobie czyste, ale znoszone ubranie, koszulka była za krótka i spod niej wyzierał jego brązowy brzuszek. ''Cześć'' powiedziałam. Nie odpowiedział, patrząc na mnie z powagą brunatnymi oczami. ''Chcesz colę?'' Skinął głową. Dałem mu pół dolara. Wbiegł do sklepu, trzaskając drzwiami, jak wszystkie dzieci, a po chwili zniknął za rogiem z butelką w ręku.
Cisze wróciła do mojej oazy cienia. W tej ciszy usłyszałem z daleka muzykę. Wytężyłem słuch. Brzmiała jak Tyrone Davis. Wstałem spod drzewa i poszedłem za nią, mijając opuszczone domy z powybijanymi szybami, błyszczącymi jak stalaktyty. Skręciłem za róg i napotkałem długi mur, a na jego końcu, daleko w dole ulicy, otwarte drzwi. Spoza nich dobiegała mnie muzyka Tyrone'a Davisa, po chwili dołączył się Little Milton.
Pchnąłem wahadłowe drzwi z zardzewiałej siatki, w spowitej w ciemności sali ciągnęły się rzędy stolików. W głębi rozżarzył się papieros. Ktoś siedział przy stoliku. To bar – zdecydowałem i wszedłem do środka. Wewnątrz nie dostrzegałem jednak ani plakatów reklamujących trunki, ani połysku grającej szafy, czy neonu reklamującego piwo.
Minął mnie mężczyzna w odzieży poplamionej smarem, wyglądający jakby właśnie wyszedł spod naprawianego traktora.
''Czy to bar?'' zapytałem.
''Taaa'' odpadł i szybko zniknął za rogiem.
''A więc to nielegalny interes – prawdziwy bootleger-joint'' domyśliłem się. Wspaniale!
Wszedłem do środka w duszną atmosferę, która nie miała nic wspólnego z panującym na zewnątrz upałem. W głębi oparty o podniszczoną szafę grającą stał młody mężczyzna, gapiąc się w ścianę.
Przy stoliku siedziało dwóch mężczyzn w średnim wieku, kobieta około trzydziestki i starszy mężczyzna, wyglądający jak Cab Calloway w khaki. Przed nimi na zniszczonym blacie noszącym ślady po papierosach, leżały karty i stały plastikowe kubki z bimbrem. Na środku piętrzyła się kupka banknotów, mogło tam być i sto dolarów w jednodolarówkach. Nie zaszczycili mnie spojrzeniem.
Przysiadłem się do samotnego mężczyzny.
''Jak leci?'' zapytałem
''OK'' odpowiedział bez entuzjazmu.
''Przyjechałem do Indianoli szukać miejsc, gdzie nadal gra się bluesa''
''Nie ma tu takich'' odparł jeden z mężczyzn
''Nikt w ogóle nie gra?'' próbowałem pytać dalej.
Cisza...
''W co gracie?''
''W Pitty-pat''
Młody mężczyzna przymknął drzwi, wewnątrz zrobiło się jeszcze ciemniej.
''Skąd pan przyjechał'' spytała kobieta
''Z Luizjany, z okolic Shreveport''
''Co pan robi tak daleko od domu?''
''Przyjechałem na koncert B.B.Kinga. Po drodze chciałem zajrzeć na wieś i posłuchać miejscowych zespołów bluesowych''
''To nikt nie gra bluesa''
''Będę musiał kiedyś wpaść, pokażecie mi, jak grać w pitty-pat. Ale nie stać mnie by grać na dolary, mam tylko garść drobniaków''
''Pan jest bogaty'' poinformowała mnie kobieta
''Nie, proszę pani, nie mam pieniędzy''
''Jak więc możliwe, że mógł pan tu przyjechać i przenocować, skoro pan nie ma pieniędzy?
''Mieszkam w namiocie''
Znużyła mnie cisza, jaka zapadła, pożegnałem się i wyszedłem na słońce. Nikt mi nie odpowiedział.
Tłum. by_ingeborg
|
|
[0] komentarzy
skomentuj
|
Twój komentarz zostanie dodany po zaakceptowaniu przez moderatora
|
|
|
|
|
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1)
>>
|
| | |
Dziś jest: 2024-04-26 | 98 lat temu... | 1926.04.26 W Blackville w Pd. Karolinie ur. się J.B. Hutto, jeden z największych gitarzystów elektrycznych chicagowskiego bluesa. Zmarł 12.06.1983 r.
| | | |
| 40 lat temu... | 1984.04.26 W Hollywood na Florydzie zmarł William ''Count'' Basie, lider jednego z najsławniejszych big-bandów w historii jazzu.
| countbasie.com | | |
| 138 lat temu... | 1886.04.26 w Columbus w Georgii ur. się Ma Rainey (Gertrude Pridgett), jedna z największych wokalistek wczesnego bluesa i pierwszych czarnoskórych śpiewaczek, które podbiły amerykański rynek płytowy. Zm. 22.12.1939.
| | | |
| 109 lat temu... | 1915.04.26 we Frayser, MS, ur. się Johnny Shines, jeden z ostatnich gitarzystów Delty, mistrz Johnny'ego Wintera i Floyda Jonesa. | | | | |
|