reklama  
 
  play  
Czwartek, 25 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Jessie Lee Vortis - George Mitchell Collection Cd Box Set, Disc 7 - Miss Maybelle"
Jazz
  Aktualnie: "Apostolis Anthimos - Days We Can`t Forget - In The Big City (Apostolis Anthimos)"
Blues Standards
  Aktualnie: "Van Morrison&John Lee Hooke - Together - Baby Please Don`t Go-Don`t Loo"
Soul
  Aktualnie: "Aretha Franklin - Queen of Soul - Vol. 4 - Something He Can Feel"
Bluesrock
  Aktualnie: "Chris Robinson - This Magnificent Distance - When The Cold Wind Blows"
Polski blues
  Aktualnie: "Queen Bee&Snake`s Blues Quartet - A - It`s Got To Move"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [15043096]  Wizyt łącznie
 [67564]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
MISSISSIPPI JOHN HURT: PATRON HIPPISÓW  
Autor: administrator, 2009-09-15 22:58:49
MISSISSIPPI JOHN HURT: PATRON HIPPISÓW

by Dick Waterman

Po raz kolejny sięgam do zbiorów Stefana Wirza z Hannoveru. W jego kolekcji odnajduję wciąż nowe perełki – dyskografiom muzyków towarzyszą kopie okładek dawnych płyt z notami muzykologów pisanymi w dobie bluesowego rewiwalu. Wiele z nich nie ukazało się już nigdy później, stanowią więc prawdziwą kopalnię wiedzy o bluesie.

Łagodny John Hurt łączył w sobie wiele sprzeczności. Był znakomitym muzykiem, a przecież nie przywiązywał najmniejszej wagi do swego talentu. Uwielbiał flirtować, ale odznaczał się wysoką moralnością. Nie przywiązywał wagi do zarobków, lecz nie ufał nawet władzom uniwersytetu. Patrzył na świat oczyma dziecka. Był najdoskonalszym z hippisów, a świat zubożał po jego odejściu.

Po raz pierwszy spotkałem Johna Hurta w 1963 roku na festiwalu w Newport. Siedzieliśmy pod sceną w Parku Freebody słuchając grupy gospel. Kiedy opadał na nas kurz wzniecany przez tańczących John podnosił głowę i mruczał łagodnie „Ta niebiańska muzyka płynie do nas prosto z przestworzy, ale ten niedobry kurz z pewnością stamtąd nie spada”.

Kiedy John występował u nas na Uniwersytecie Chicagowskim zażądał od władz zapewnienia mu minimum 400 dolarów, a dodatkowo procentu od biletów. Po występie John i ja zasiedliśmy w auli i wespół z Davem Wexlerem, szefem Folklore Society zaczęliśmy obliczać, ile John powinien otrzymać za koncert. Dave dał Johnowi procent ze sprzedaży biletów i obiecany czek na czterysta dolarów. John ujął czek w dwa palce i zaczął przyglądać mu się z niedowierzaniem, popatrując na mnie i odchrząkując.

„Ten czek.... hmm, hmm... jest on aby dobry?”
Zapewniłem go, że czek jest stuprocentowo pewny.
Zerknął ponownie na trzymany w dłoniach czek i zaczął literować:
„Uniwersytet Chicagowski”
Zapytałem go, co go niepokoi. Spojrzał na mnie niewinnymi oczyma.
„Widzisz, jutro wracam do siebie, do Mississippi i zabieram z sobą ten czek na czterysta dolarów. Nie mówię, że to nie jest dobry czek, ale gdyby – powtarzam – gdyby nie był?”
Wyprostował się na krześle i patrzył na mnie okrągłymi z zafrasowania oczami.
„Będę już daleko, a na tym czeku nie ma nawet numeru telefonu. Do kogo mam zadzwonić, gdyby okazał się niedobry?”
A potem dodał szeptem:
„A ty używasz czeków?”
Uspokoiłem go.
Uśmiechnął się, pokiwał głową i powiedział „A więc dobrze. Ale gdybym tak, powtarzam – gdybym – dał ci mój czek na czterysta dolarów, a ty dałbyś mi w zamian swój, byłby to dla ciebie kłopot?”
Zgodziłem się bez oporów, mówiąc, że dla mnie to bez różnicy.
„A jednak jest jedna różnica – uśmiechnął się łagodnie – i powiem ci jaka. Twój numer telefonu znam!”

John miał specjalne względy dla Clarence Hood, właścicielki Gaslite Cafe. Surowa i nieprzystępna dla obcych, rozumiała Johna lepiej niż wszyscy inni i John to doceniał. Wiedział, że jeśli coś będzie go trapić, może zadzwonić do niej we dnie, czy w nocy. W pewnym momencie zaproponowano Johnowi koncert w innym klubie w pobliżu Gaslite, za dwukrotnie większą stawkę. Zapytałem Johna o zdanie. Spytał, czy pani Hood wie o tym, odpowiedziałem, że wie i uważa, że John powinien zarobić te pieniądze. John długo spoglądał za swojego papierosa, aż w końcu rzekł:
„Cóż, jeśli zagram w tym nowym klubie i kiepsko mi pójdzie, a pani Hood będzie miała tymczasem komplet, będę czuł się winien wobec nowego szefa. Jeśli zaś pójdzie mi dobrze i pani Hood będzie miała pustki...”
Przerwał w pół zdania i spozierał na mnie szeroko rozwartymi oczyma. Nie zagrał tamtego koncertu.

Zeszłej wiosny John grał razem z Sonem House w Oberlin College. Powiedziałem Johnowi, że najpierw zapowiem Sona. Po jego występie będzie przerwa, a później drugą połowę zagra on. Pierwsza cześć koncertu była udana. Wyszedłem zapowiedzieć Johna, zerkając jednocześnie na drzwi w oczekiwaniu, że lada chwila się pojawi. Nigdzie go nie widziałem, pomyślałem więc, że przemknął się niezauważony i siedzi teraz gdzieś na widowni. Skończyłem więc przemowę i zapowiedziałem szumnie „A teraz panie i panowie przez wami Mississippi John Hurt!” Johna ani śladu. Spanikowany zacząłem rozglądać się po widowni, ale John rozpłynął się w powietrzu. Zacząłem więc mówić dalej, opowiadać o jego życiu, o Mississippi, nagraniach dla Okeh i powtórnym odkryciu, o stylu jego gry. A scena nadal pusta. Zacząłem sypać anegdotami, chwaląc jego słodycz i łagodność. W końcu byłem już bliski poddania się, kiedy wreszcie go ujrzałem. Siedział niewinnie na balkonie, wspierając brodę na dłoniach i patrzył na mnie z powagą. Zaniemówiłem.
„John, zejdź tu do nas. Nie możesz stamtąd dla nas grać”
Wytrzeszczył na mnie oczy, zerwał się z miejsca i pobiegł na scenę. Po wszystkim zapytałem go, co się przydarzyło. Spojrzał na mnie zaskoczony.
„Cóż Dick, nigdy jeszcze nie słyszałem, by ktoś tak słodko o mnie opowiadał, tak mi się to spodobało, że nie chciałem schodzić, żeby ci nie przerywać”.

John był człowiekiem głęboko religijnym, szczerze wierzącym w słowa „Pokój ludziom dobrej woli”. Był w nim głęboki wewnętrzny spokój, a każde miejsce było dla niego dobre do modlitwy. Nie potrzebował nad głową kościelnego dachu, by w niedzielę porozmawiać ze swoim Stwórcą. Każdej nocy przed zaśnięciem modlił się, klęcząc przy łóżku, a jego modlitwy wieńczone „... Panie proszę pamiętaj jeszcze i o tym” przeciągały się nieraz niemal do świtu.
Gdy John grał latem zeszłego roku w Cafe Lena, pożegnał się uprzejmie ze wszystkimi po ostatnim występie. Ktoś z widzów zapytał go „John, kiedy cię znów zobaczymy”. John rozejrzał się z powagą po otaczających go młodych twarzach i rzekł w nagle zapadłej ciszy wskazując palcem niebo „Cóż, jedno wiem na pewno. Spotkamy się kiedyś tam w górze. Ale kto z nas tam trafi, a kto nie, tego nikt z nas nie może wiedzieć”. W kompletnej ciszy, jaka zapadła w pokoju, patrzyliśmy wzruszeni, jak opuszcza dłoń i przykłada ją do serca. „Wiem jednak, że spotkamy się tu, jeśli będę miał was w sercu, a tego gorąco pragnę, i myślę, że i wy tego pragniecie. Nasi bliscy są przy nas zawsze, kiedy spoglądamy w nasze serca”.

Pewnego dnia, kiedy czekaliśmy na pociąg, spytałem Johna, czego w życiu najmocniej by pragnął, gdyby jego życzenie mogło się spełnić. Po długim namyśle odpowiedział z powagą „Gdybym miał jedno jedyne życzenie pragnąłbym, żeby wszyscy moi bliźni kochali mnie tak, jak ja sam ich kocham”. Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się, aż z oczu popłynęły mu łzy, a potem ocierając je dłonią zwrócił do mnie twarz rozjaśnioną słodkim uśmiechem Patrona Hippisów „Boże, cóż to byłby za fajny świat!” Amen.

tłum. by_ingeborg

The Immortal Mississippi John Hurt, by Dick Waterman, Vanguard 1966
http://www.wirz.de
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-25
101 lat temu...
1923.04.25 W Indianoli w stanie Missisipi ur. się Albert King, jeden z największych współczesnych gitarzystów bluesowych. Zmarł 21 listopada 1992 r.

106 lat temu...
1918.04.25 W Newport w stanie Virginia urodziła się Ella Fitzgerald, jedna z największych śpiewaczek w historii jazzu.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..