reklama  
 
  play  
Piątek, 26 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Blind Willie McTell - Statesboro Blues - The Early Years : 1927 - 1935 - Disc 1 - Travelin` Blues"
Jazz
  Aktualnie: "Pat Metheny&Brad Mehldau - Metheny Mehldau - Make Peace"
Blues Standards
  Aktualnie: "Willie Dixon - I Am the Blues - The Seventh Son"
Soul
  Aktualnie: "Aretha Franklin - Queen of Soul - Vol. 4 - Without Love"
Bluesrock
  Aktualnie: "Free - Harley Davidson Road Songs - All Right Now"
Polski blues
  Aktualnie: "Martyna Jakubowicz - I Ching - Sluchaj, man"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [15053191]  Wizyt łącznie
 [77659]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
NA ANTENIE RADIA DERF: ROBERT 'WOLFMAN' BELFOUR  
Autor: administrator, 2010-03-02 21:45:22
NA ANTENIE RADIA DERF: ROBERT 'WOLFMAN' BELFOUR

by Ross Gohlke

Blues to tradycja przeszłości nabierająca z upływem lat szlachetnej patyny. Od rozstajnych dróg Roberta Johnsona po osiadłych w Chicago bluesmanów Delty, historia bluesa podąża uświęconymi szlakami. Od czasu do czasu pojawia się jednak niepokorna dusza, która podążając własnymi drogami nadaje bluesowej sadze nowy wymiar na przekór wszelkim konwencjom.

Wydawać by się mogło, że historia życia Roberta ''Wolfmana'' Belfoura nie wyróżnia się niczym szczególnym. Urodzony i wychowany w Mississippi, gra od wczesnego dzieciństwa, doceniany bardziej w Europie niż Stanach. Ale na tym podobieństwa się kończą, a zaczyna się prawdziwa opowieść.

Belfour pochodzi z północy Mississippi, ziemi R.L. Burnside’a i Juniora Kimbrougha, regionu równie odmiennego od Delty rzeki, co samo Memphis. Urodzony w Holly Springs, a wychowany w Red Banks, Belfour sięgnął po gitarę w wieku siedmiu lat. Zaczynał od zera, bez jakichkolwiek wskazówek, czy możliwości nauki.

„Wierzcie mi, nie było nikogo, kto mógłby mnie uczyć. Sam nauczyłem się grać słuchając radia – wspomina Belfour – nikt w okolicy nie umiał grać. Dorastałem na farmie. Moja matka miała jeden z tych starych radioodbiorników na baterie. Prądu u nas nie było.”

Dzięki staremu radiu Belfourowi stały się bliskie czołowe postacie bluesowego renesansu przełomu lat 40-tych i 50-tych. Niezatarte piętno pozostawili w jego duszy John Lee Hooker i Muddy Waters, ale to głos Howlin’ Wolfa przywoływał go z nieodpartą siłą. „Uwielbiałem jego głos. Pragnąłem grać jak on”. Choć Belfour dorastał niecałe sto mil od miejsc, w których bywał Howlin' Wolf, nigdy nie miał okazji ujrzeć na własne oczy swego idola, ani żadnego innego bluesmana, którego muzyki słuchał w radio.

Pierwszą gitarę, którą mógł nazywać swoją, Belfour dostał na własność w wieku trzynastu lat, po śmierci swego ojca. „Tatko dał mi gitarę, zanim odszedł z tego świata. On i moja matka żyli w separacji – opowiada – zostawił mi gitarę, strzelbę i konia, ale matka nie pozwoliła mi zatrzymać wierzchowca. Lękała się, żebym nie złamał karku”.

Dorosłość przyniosła Belfourowi obowiązki – małżeństwo i pracę – ale także radości – mógł odtąd wychodzić i grać, kiedy tylko nadarzała się sposobność.

“Nie przypominam sobie, żebym grał gdziekolwiek indziej poza juke-jointami. Wieczór to była moja pora. Chwytałem gitarę i grałem tak długo, aż ostatni tancerz zszedł z parkietu. Nie dostawałem za to pieniędzy, ale mogłem pić do woli. Chodziłem do Kinga Hardaway’a. Jego bar był otwarty do białego rana. Piliśmy bimber i słuchaliśmy muzyki. Czasem zachodzili tu starzy muzycy, tacy jak Cotton i Puddin'. Pamiętam tylko ich przezwiska. Niejeden wieczór razem z nimi spędziłem. Trzymali się razem. Czasami szedłem też posłuchać Juniora Kimbrougha. On też miał własną knajpę przy Highway 72.

„Po ślubie grałem głównie w takich miejscach. Wielu z tych, którzy tu zaglądali nie potrafiło za dobrze grać. Grali jedną albo dwie piosenki całą, długą noc. I zwykle zapominali zakończenia. Kręciłem się tak po pracy, albo kiedy nie mogłem znaleźć roboty, wiecie, jak to jest. Były u nas bary, w których można było pić do białego rana. Znałem takich, którzy nie wychodzili stamtąd od piątku do niedzieli wieczór.

I ja tam zachodziłem dopóki nie wyjechałem do Memphis. Dopiero tam zacząłem grać w klubach, w Holly Springs nigdy tam nie zaglądałem.

Belfour zabrał swoją rodzinę do Memphis w 1968 roku. Ale nawet w dużym mieście o kwitnącej scenie bluesowej, Belfour nie szukał okazji do publicznych występów. Nigdy nie myślał poważnie o karierze muzycznej. Pozostawał nadal w swoistej próżni. Grał, bo inaczej nie mógł. „Nie potrafiłem długo wytrzymać bez gitary. Czasem próbowałem, chowałem ją do kąta, ale zawsze po nią wracałem. Coś zmuszało mnie do grania. Zasypiałem tuląc do siebie gitarę.”

Dopiero dwadzieścia lat temu stosunek Belfoura do gry zaczął się powoli zmieniać i z wolna zaczął on występować publicznie. „Zanim się do tego przekonałem, żona i ja nieraz przejeżdżaliśmy Beale Street i przyglądaliśmy się ulicznym występom. Żona nie dawała mi spokoju „Czemu nie przyjedziesz tu i nie zagrasz z nimi? A nuż im się spodoba? Siedzisz tylko w mieszkaniu i nosa z domu nie wytykasz”. „A co będzie jeśli nikt nie rzuci mi nawet miedziaka? Nie zniosę takiego wstydu” – broniłem się. Tak bardzo lękałem się śpiewać. Nie miałem pojęcia, czy mam dobry głos. Ćwiczyłem w domu, próbując nadążyć za muzyką gitary i w końcu zaczęło mi wychodzić. Po jakimś czasie mogłem już zaśpiewać wszystko, co grałem. Dodało mi to otuchy, ale nie odważyłem się pojechać na Beale Street zanim nie poczułem się całkiem pewnie.”

Belfour zaczął pojawiać się w Handy Park przy Beale Street przed dwudziestoma laty i z miejsca przykuł uwagę dr Davida Evansa – muzykologa z uniwersytetu w Memphis. „Zaprosił mnie do siebie, do radia WEVL. A po audycji zaczął bukować mi koncerty. Zabrał mnie do Niemiec i do innych krajów. Moja muzyka podobała się ludziom i zapraszali mnie do siebie.”

Jak często udaje się wam usłyszeć głęboki, akustyczny blues Mississipppi ożeniony z dobrym, starym honky-tonkiem? Brzmi dobrze? Tak właśnie gra Belfour, nic więc dziwnego, że jego występy z Gregiem Hisky’m i jego Rhythm Method przyjęto w Memphis owacyjnie. „Mogłem grać do rana, nawet kiedy chłopcy ucinali sobie przerwę”.

Od tego czasu Belfour zaczął regularnie koncertować w miejscowych klubach, wciąż daleko było mu jednak do sławy. Począwszy od 1993 roku dzięki Evansowi Belfour zaczął pojawiać także w Europie, gdzie występował i prowadził warsztaty, dzieląc się swym unikatowym stylem gry. „Gram na basie, lead gitarze, na czym tylko chcenie. No i śpiewam. Dam radę sam jeden zastąpić cały pięcio- czy sześcioosobowy skład.

Słuchanie muzyki Belfoura – muzyki osobistej, wywiedzionej z własnego wnętrza – i jego silnego, charakterystycznego głosu nacechowanego piętnem Howlin’ Wolfa, to niezapomniane przeżycie. Tym większe, że choć spora część repertuaru Belfoura to bluesowe standardy, wiele wśród nich także autorskich kompozycji.

Belfour zaczął “dostawać listy od ludzi, którzy chcieli go nagrywać”, wliczając w to Evansa, który zaprosił go do studia University of Memphis i Jima O'Neilla z Rooster Blues, niewiele z tego jednak wynikło. [jak ukazały się zaledwie dwie płyty Belfoura „What's Wrong With You,” (Fat Possum, 2000) i “Pushin' My Luck” (Fat Possum, 2003), jego utwory znalazły się także na kompilacji “The Spirit Lives On, Deep South Country Blues and Spirituals in the 1990”, przyp. red].

Robert ''Wolfman'' Belfour to skarb - tym cenniejszy, że nadal właściwie nie odkryty. W wieku 70 lat nie cieszy się już takim zdrowiem, co kiedyś, miejmy więc nadzieję, że pozostanie wśród nas wystarczająco długo, byśmy zdążyli docenić w pełni jego talent.

Tłum. by_ingeborg

http://www.bluespeak.com
foto: by Andy Hall http://www.bluesinlondon.com
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-26
40 lat temu...
1984.04.27 W Dallas zmarł w wieku 49 lat Z.Z. Hill, gwiazda soul-bluesa lat '70 i '80.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..