reklama  
 
  play  
Środa, 24 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Son House - Father of the Delta Blues: The Complete 1965 Sessions (Disc 2) - Death Letter (Alternate Take)"
Jazz
  Aktualnie: "Miles Davis - Bitches Brew Live - Bitches Brew"
Blues Standards
  Aktualnie: "John Lee Hooker - Live At Montreux 1990 - It Serves Me Right To Suffer (Live)"
Soul
  Aktualnie: "James Brown - Grits&Soul - Infatuation"
Bluesrock
  Aktualnie: "Vince Gill with Keith Urban&Albert Lee - Crossroads Guitar Festival 2013 - Tumbling Dice"
Polski blues
  Aktualnie: "After Blues - After Blues And Friends - Blues For Richard"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14988852]  Wizyt łącznie
 [13320]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
SĄD NAD BIG JOE WILLIAMSEM  
Autor: administrator, 2010-03-07 18:57:02
SĄD NAD BIG JOE WILLIAMSEM. Blues Access, wiosna 1996

by D. Thomas Moon

Big Joe Williams oczami przyjaciela i prawnika

W 1994 roku, tego samego dnia, gdy uroczyście odsłonięto nagrobek Big Joe Williamsa, tłumek reporterów, muzyków, krewnych i przyjaciół zebrał się w bibliotece ratusza w Crawford w Mississippi, skąd wyruszyć miał pochód na miejski cmentarz. Ale choć goście pokonali nieraz wiele mil, by stawić się na ceremonii, kręte uliczki Crawford okazały się dla nich przeszkodą nie do pokonania. „Ludzie pogubili się nam po drodze i nie dotarli na miejsce – wspomina Charlie Musselwhite – uczciwie mówiąc i ja sam się zgubiłem”.

Zwieść nie dał się Blewett Thomas, niegdysiejszy manager i kompan Big Joe, dziś praktykujący adwokat. „Znałem tą okolicę jak własną kieszeń– wyjaśnia – mieszkałem przecież zaledwie pięć mil od przyczepy Big Joe na przedmieściach Crawford. Sam też mieszkałem w przyczepie w czasie, kiedy pomagałem na farmie mojej babci. Miałem w niej klimatyzację, a to prawdziwe błogosławieństwo w czasie letnich upałów w Mississippi. Big Joe wpadał do mnie i zostawał do nocy. Mieliśmy wtedy w okolicy kilka niezłych barów barbecue. Kupowaliśmy sobie wielkie porcje barbecue, sałatkę, ciastka i gumbo, znosiliśmy to wszystko do przyczepy, siadaliśmy na progu i do nocy słuchaliśmy starych płyt.

Miałem wówczas czterościeżkowy magnetofon, a gdy Big Joe już sobie podjadł i posłuchać muzyki, szturchał mnie „Nastawiaj taśmę. Zagram ci coś!”
Obok przywileju słuchania muzyki Big Joe, Thomas miał także rzadką okazję słuchania z pierwszej ręki barwnych opowieści Williamsa, którymi nie zamierzał się dzielić z natrętnymi dziennikarzami. „Opowiadał im byle co, byle tylko się odczepili – śmieje się Thomas – kiedy przyłapałeś go w aucie i zasypałeś gradem pytań, wciskał ci pierwszy lepszy kit. Gdyby próbował tego samego ze mną, powiedziałbym mu, żeby nie gadał głupot. Krąży o nim tyle niestworzonych opowieści, że nie wiadomo już, co jest prawdą, a co fantazją. Trzeba było być z nim blisko, żeby się w tym połapać. O ironio, przekonałem się na własnej skórze, że prawdziwe są zwykle te historie, które na pierwszy rzut oka zdają się najmniej prawdopodobne.

„Słuchanie Big Joe było jak wyprawa do muzeum, albo oglądanie historycznego filmu. Niektóre z wydarzeń, o których opowiadał, sam jeszcze pamiętałem. Wiem, trzeba było nie rozstawać się z dyktafonem, ale nie myślałem o tym wtedy. Zbyt byłem pochłonięty słuchaniem, żeby myśleć o nagrywaniu. Czuję jednak, że zapamiętałem to, co ważne”.

Poniższy artykuł to relacje Thomasa o najbardziej intrygujących historiach zasłyszanych z ust Big Joe Williamsa, wraz z jego własnymi dociekaniami – spojrzeniem adwokata na życie i czasy legendy bluesa, Choć rzetelność opowieści Big Joe pozostawia wiele do życzenia, jedno trzeba mu przyznać. Potrafił przykuć uwagę słuchaczy. Bez względu na to, czy uderzał w dziewięć strun swojej gitary przed stadionem pełnym fanów, czy snuł opowieści przed niespodziewanym gościem, jaki zawitał do jego przyczepy, Williams zawsze pozostawał płodnych ludowym artystą. Nikt nie potrafił przejść obok niego obojętnie.

Tom Moon

Blues młodego człowieka

Matka Big Joe miała zaledwie dwanaście lat, kiedy przyszedł na świat. Mawiał zawsze „Matka miała dwanaście lat, gdy mnie urodziła. To dlatego wciąż wyglądam jak dziecko”. Oto jedna z jego historii. Ludzie mówili, że Big Joe urodził się między 1904 a 1906, ale analizując opowieści jego bliskich i moje własne wspomnienia o Big Joe, twierdzę, że musiał urodzić się około 1896. Gdyby urodził się faktycznie dopiero w 1906 byłby za młody by zdziałać to wszystko, co przedsięwziął we wczesnych latach 20-tych.

W owych latach, na przełomie wieków zarówno biali, jak i czarni w naszej okolicy byli głęboko religijni. Big Joe wychowywał się u dziadków i wraz z nimi chodził regularnie do kościoła. Mało kto o tym wie, ale Big Joe był szczerym chrześcijaninem. Do dziś zna mnóstwo religijnych hymnów i pieśni niewolników, które w istocie bliskie były spirituals. Big Joe opowiadał mi również, że uciekł z domu przy przyłączyć się do Rabbit Foot Minstrels. Mógł mieć wówczas siedem do dziesięciu lat. Od dzieciństwa uwielbiał wędrówki. Zostało mu to zresztą przez resztę życia. Cóż, niewiele świata się zobaczy pracując od świtu do nocy na farmie w Crawford. Big Joe włóczył się po okolicy, wędrował z minstrel show, pojawiał się i znikał. Odkrył, że poza Crawford istnieje szeroki świat. Joe wskakiwał do przejeżdżających ciężarówek i podróżował na gapę pociągami. Z Crawford zabierał się pociągiem do Tuscaloosa i dalej do Montgomery. Tam można było złapać pociąg do Birmingham. Była i inna linia, która biegła prosto z Columbus do Birmingham. Przemierzył ją niejeden raz zanim wiek nie pozwolił mu na wędrówki.

Był tam pewien biały, zwany starym Burke’m. Big Joe opowiadał, że kiedy był dzieckiem stary Burke wpadał czasem, by pogłaskano go po głowie. Pił jak dzień długi. Big Joe miał pięć, albo sześć lat. To jemu przypadało w udziale głaskanie. “Stary Burke za każdym razem dawał mi pociągnąć whisky. Nie macie pojęcia jak dobrze szło mi wtedy głaskanie go po łysinie”. Wspominał także, że gdy był mały wysyłano go na bagna po marihuanę. Miejscowi dobrze wiedzieli, gdzie jej szukać. Big Joe był ekspertem w jej zrywaniu –„Najlepsza była taka, która krzewiła się jak winorośl”. Nie mam pojęcia, jak długo chodził do szkoły. Wątpię, żeby dłużej niż dwa lata. W owych czasach chodzenie do szkoły nie cieszyło się wśród czarnych dzieci popularnością.

Tajny Agent

W połowie lat 20-tych Big Joe był ni mniej ni więcej tylko kapusiem. Nie zachował się na to żaden dowód, ale był nim w istocie. Wspominał o tym i mnie i Charliemu Musselwhite’owi. Opowiedział mi też, jak do tego doszło. Kręcił się wtedy po Birmingham. W latach 20-tych miasto tętniło życiem. Nieźle się tam żyło muzykom. Do miasta ściągnęli Cow Cow Davenport i Birmingham Jug Band. „Grałem dla kupy miejscowych prawników, sędziów i adwokatów – wspomina Big Joe – jeden z nich powiedział mi „Big Joe, jesteś człowiekiem jakiego nam trzeba. Wiesz, ilu przestępców co roku ucieka z więzienia? Szukamy kogoś, kto pomógłby ich schwytać”. Polecili mu ponoć by ich śledził. Nie przyznano mu jednak pensji i wątpię, by dostał za to więcej niż parę groszy.

Jestem prawnikiem, domyślam się więc jak było. Big Joe był sympatycznym chłopem, znał sędziów i adwokatów, wpadał do nich z nowinkami, grał kilka kawałków i wyciągał rękę po zapłatę. Taką już miał naturę. Tak załatwiało się tu sprawy. Opłacało mu się zresztą znać sędziów na wypadek jakiejś wpadki. Jeśli podpadło się policjantowi albo małomiasteczkowemu szeryfowi nic tak nie pomagało, jak znajomości w sądzie. Big Joe uwielbiał mieć wysoko postawionych przyjaciół, a że miał nadzwyczajną łatwość nawiązywania kontaktów celował tam, gdzie inni bluesmani się krępowali.

Opowiedział mi kiedyś historię o tym wiózł do Cleveland pewną kobietę, uciekinierkę z więzienia. Wyszła za mąż i założyła nową rodzinę. Big Joe poradził jej „Powinna pani zmienić swoje życie. Wrócę i opowiem wszystkim, że zabito panią w St. Louis. A pani tymczasem zniknie i nie pojawi się więcej w mieście. Nikt nie będzie pani szukał. Zmieni pani imię i zacznie nowe życie.”

Innym razem Big Joe śledził zbiega, który zatrudnił się przy budowie Frisco Railroad. „I ja się tam zatrudniłem, żeby mieć go na oku. Pracowałem z nim kilka tygodni, żeby dobrze mu się przyjrzeć. Nosił broń. I ja się z nią nie rozstawałem, pracując z tymi ciemnymi typami. Zacząłem go śledzić, lubił sobie wypić po wypłacie. Pewnego dnia, gdy pracowaliśmy na południu Alabamy zapomniał zabrać ze sobą rewolwer. Tak mi się przynajmniej zdawało, ale nie byłem tego pewny. Dostaliśmy tygodniówkę i poszliśmy na wódkę. Udałem, że jestem w sztok pijany. „Powiem ci coś bracie – zwierzyłem mu się – wierz, albo nie, ale jestem najbardziej poszukiwanym facetem w tej części kraju. Wysłali za mną listy gończe. A ja upiłem się i zapodziałem gdzieś gnata. Niech to licho”. A on mi na to: „Mnie też szukają. I tak jak ty nie wziąłem ze sobą broni”. Był mój. Wyciągnąłem broń i rozkazałem: “Jesteś aresztowany. Stoi przed tobą szeryf federalny”. Pokazałem mu odznakę i zabrałem z powrotem do więzienia.”

To niewiarygodne, ale choć większość ludzi uważa, że to blaga, ale fakty się zgadzają. Ja sam wierzę Big Joe’mu. Pomiędzy 1925 a 1927, pomiędzy Amory, Mississipi i Pensacola na Florydzie Frisco Railroad budowała nowe odgałęzienie prowadzące przez Columbus. Archiwa potwierdzają, że kolej ukończono w 1927. Gdyby Big Joe wszystko zmyślił, nie umiałby podać wiarygodnych danych. Po przeszło pięćdziesięciu latach nie udałoby mu się odtworzyć wiernie tylu faktów, gdyby znał je tylko z opowieści. Potwierdza to też moim zdaniem jego prawdziwy wiek. Nie wydaje mi się prawdopodobne, by dwudziestoletni chłopak był na tyle przebiegły, by poradzić sobie z tak trudnym zadaniem.

Grając z przyjaciółmi.

Sądzę, że Big Joe w latach 30-tych czuł się w St. Louis jak w domu. Jeśli przyjrzymy się historii migracji czarnej ludności Południa, zobaczymy, że podążali tam, gdzie biegły pociągi. To dlatego ludzie ze Wschodniego Wybrzeża trafiali przeważnie do Cincinnati czy Nowego Jorku, a ci z Delty do Chicago. Pociąg z Crawford kończył bieg w St. Louis. Byłoby nawet dziwne, gdyby Big Joe, który jak wiemy, chętnie podróżował pociągami, nie odwiedzał i tego miasta. Wiele przemawia za tym, że Big Joe mieszkał w St.Louis, a na Południe powracał, kiedy zatęsknił za ojczystymi stronami, albo poróżnił się z żoną. Nie było go jakiś czas, a potem znów wracał do żony.

Big Joe był w owym czasie mężem St. Louis Bessie. Myślę, że był to najspokojniejszy okres jego życia, a Joe udomowił się na tyle, na ile tylko potrafił. Mówiono, że wykradł Bessie piosenkę „Baby Please Don't Go”. Zapytałem go o to. „To przeklęte kłamstwo” rzekł z udanym oburzeniem, puszczając do mnie oko. Oficjalnie nigdy tego nie zrobił, ale znając go, nie miałby cienia skrupułów, żeby podebrać żonie przebój. Ciekawe jak brzmiała „Baby Please Don't Go” w jej wykonaniu? Czy odniosłaby równy sukces? Trudno powiedzieć. Big Joe mógł zapożyczyć z niej tylko fragmenty i zaśpiewać je na swój niepowtarzalny sposób. Mogli wywrzeć na nią wpływ także inni muzycy.

Big Joe i ja pojechaliśmy kiedyś do St. Louis, śladami przeszłości. Joe poprosił „Zabierz mnie tam, gdzie kiedyś ćwiczyliśmy”. On i Charlie Jordan mieli kiedyś w mieście własną salę prób. W latach 30-tych wszyscy w mieście wiedzieli, że muzycy którzy szukają pracy czy pragną nagrać płytę mogą zatrzymać się u nich. Big Joe dawał im jedzenie, picie i miejsce do spania. Jeśli byli zdolni, dawał im także pracę. Szukaliśmy śladów studia, ale wokół wyrosły wysokościowce. Niewiele pozostało z dawnego czarnego getta.

Kiedy jechaliśmy do St. Louis, Big Joe opowiedział mi także o tym, jak jeździł miejskimi autobusami. Joe i inni muzycy grali w autobusach za miedziaki. Potrafili jeździć nimi w tę i z powrotem aż do wieczora, grając i zbierając datki. Wiele też wędrowali.

Pewnego dnia, kiedy szedł mostem Georga Washingtona wpadł w ręce gangu. Rabusie przyłożyli mu pistolet do skroni, wepchnęli go do auta i kazali prowadzić. Zatrzymali się przed bankiem. Joe siedział za kółkiem z pistoletem przystawionym do pleców, a reszta rabowała bank. Później zabrali Big Joe’go na jakiś podziemny parking, podzielili pieniądze, ukryli auto i dali Joe’mi jego dolę. Powiedzieli podobno „Zapomnij, co widziałeś, bierz kasę i wynoś się stąd”.

W latach 30-tych, kiedy Big Joe mieszkał w St. Louis, wiele nagrywał, ale i napytał sobie biedy. Opowiadał mi, że podróżował nieraz z Charliem Pattonem. Wielu ludzi w to nie wierzy. „Co za bzdury – mówią – Joe nie mógł z nim jeździć”. Dla mnie jednak ma to sens. Styl Big Joe pasuje do tego, w jakim grał wówczas Charlie Patton. To, co rzuca ci się w oczy, kiedy obserwujesz grę Big Joe, to fakt, że podświadomie przytupuje on prawą stopą w rytm basowego bębna. Zawsze, kiedy gra, wybija rytm stopą. Gra zresztą i śpiewa naprawdę głośno. Pasuje do niego jak ulał, to co mówią o i Pattonie – ich styl powstał, gdy grali w małych juke-jointach, pełnych olejowych piecyków i podchmielonych, kręcących się po sali widzów.

Joe opowiadał mi także, że zabrał Big Boy’a Crudupa do studia i siedział przy nim, gdy nagrywał pierwszą płytę, klepiąc go w ramię, gdy zapalało się czerwone światełko i czas było kończyć. Zachowałem nagranie, na którym opowiada, jak poznał Memphis Minnie i pomógł jej w karierze. Podejrzewam, że miał do czynienia z Tommy’m McClennanem, choć i Big Bill pasuje do tej historii. Nie ulega wątpliwości, że Joe był blisko również z Walterem Davisem.

Joe opowiadał mi też, że kiedy Muddy Waters miał kilkanaście lat, w pierwsze trasy zabierał go właśnie Big Joe. Muddy to potwierdza. Kiedy spotkałem Muddy’ego w 1979 roku, on i Joe byli dobrymi przyjaciółmi. Muddy zapraszał nawet Big Joe na scenę. Wiele rozmawiali i wspominali. Muddy grał u Big Joe na harmonijce i razem z nim podróżował po Delcie, póki Big Joe go nie wyrzucił. „Wyrzuciłem go, bo zabierał wszystkie moje kobiety. Gdybyście je słyszeli... przychodziły i szczebiotały „Och, jaki ten twój synek jest przystojny”. Krew człowieka zalewała”.
Gdyby Joe urodził się w 1906 czy 1908 byłby zaledwie siedem albo dziewięć lat starszy od Muddy’ego, ale jeśli przyjąć, że przyszedł na świat pod koniec lat 90-tych XIX wieku, byłby starszy od 15 do 17 lat, co tłumaczyłoby, że ludzie brali Muddy’ego za jego syna. Kolejny głos za tym, że Big Joe urodził się około 1896.

Kraty mnie nie zatrzymają

Przypominam sobie jeszcze inny incydent, który miał miejsce w St. Louis, wkrótce po tym, jak Joe nagrał płytę. Big Joe wybrał się do Columbus, dużego miasta, jakieś dziesięć czy piętnaście mil odległego od Crawford. Ściągała tam cała prowincja, więc Joe przypuszczał, że nieźle tam zarobi. Grał właśnie dla grupki bimbrowników, kiedy bar otoczyła policja. Big Joe był pijany i wdał się z nimi w bójkę. Jednego z nich zdzielił w głowę wykładaną masą perłową gitarą Sovereign, którą zobaczyć możemy na albumie Mamlish (Big Joe Williams 1935-1941). Joe wylądował w areszcie. W więzieniu udało mu się wyreperować gitarę. Zaczął grać slidem. Grał tak rzewnie, że ponoć żona szeryfa zaczęła płakać i ubłagała męża, by wypuścił Joego z więzienia. „Poszedłem prosto na tory – wspomina Joe – i złapałem pierwszy pociąg jaki odchodził do Jackson w Tennessee i dalej do Chicago. Dobre dziesięć, czy piętnaście lat bałem się zajrzeć do Columbus.

Przy innej okazji Big Joe opowiedział mi, jak jechał na gapę z Nowego Orleanu do Baton Rouge. Przed Baton Rouge złapała go policja. Joe wiedział, że gubernatorem miasta jest Jimmy Davis, zaczął więc grać na gitarze jego ''You Are My Sunshine''. Udobruchani strażnicy zapytali, czy nie chce poznać autora piosenki. Zabrali go ponoć do rezydencji gubernatora w Baton Rouge, gdzie Big Joe zagrał dla Jimmy’ego Davisa. Gubernatorowi tak się to spodobało, że odesłał Joe do czarnej dzielnicy, załatwił mu hotel i trochę grosza. „Siedziałem tam dobre dwa tygodnie. A ile przez ten czas zarobiłem!”

Real Mojo

Big Joe opowiadał mi i o tym, jak po raz pierwszy dostał amulet – “real mojo”, jak mawiał. Matkę bardzo to rozgniewało, powiedziała mi „Synu, nie masz pojęcia co to takiego. To czyste diabelstwo. Na milę cuchnie szatanem”. Nie przejmowałem się tym, bo skutkowało. Wystarczyło, bym potarł moje mojo, a miałem wszystko, czego zapragnąłem. Potrzebowałem pieniędzy – potarłem i pieniądze spadały mi z nieba. Pragnąłem kobiety – potarłem i już była moja. Pewnego dnia siedziałem w pace w Meridian. Późną nocą potarłem mojo, chuchnąłem na zamek, a on sam się otworzył. Amulet uczynił nas obu niewidzialnymi i uciekliśmy z aresztu. Byliśmy już w Laurel, kiedy połapali się, że cela jest pusta. Wtedy to Joe zaczął mieć wyrzuty sumienia, że nie słuchał matki. „Zląkłem się diabła, zabrałem mojo do lasu i próbowałem je spalić. Ale ogień się go nie imał. Trzy razy próbowałem, a on robił się tylko większy i większy. W końcu rozdął się do rozmiarów piłki. Przeraziłem się nie na żarty. Miałem coś, nad czym nie potrafiłem zapanować. Przestałem używać mojo i próbowałem za wszelką cenę się go pozbyć. Ale mi się nie udawało. Kiedy gdzieś go zostawiłem w tajemniczy sposób do mnie wracało. Rosło coraz bardziej za każdym razem, kiedy próbowałem je zniszczyć.” Niezwykła metafora, jeśli spojrzeć na to z tej strony. Im bardziej pragniesz uwolnić się od diabła, tym gorzej się dzieje. Joe opowiada, że w końcu matka kazała mu paść na kolana i błagać Boga o ratunek. Big Joe poszedł do lasu, ukląkł i modlił się gorliwie. Mojo pęczniało i pęczniało, aż wreszcie pękło z hukiem. Joe był wreszcie wolny.

Dziewięć strun i dziesięciokartowy bas

Historia o dziewięciostrunowej gitarze jest naprawdę niezwykła, a więc najprawdopodobniej prawdziwa. Choć mało kto o tym wie, Big Joe stosuje czasem i standardowy strój i gra akordami. Brzmi to dziwnie. Dziwnie, ale nie źle. Jakby Big Joe grał Johna Hurta. Nie ma w jego grze skomplikowanego fingerpicking, ale Joe potrafi nadać akordom formę bliską standardowi, a rodząca się melodia brzmi jak piosenka Johna Hurta przerobiona przez Joe’go. Opowiadał mi, że grał te kawałki w juke-jointach Południa, wtedy kiedy jeszcze tam mieszkał. Kiedy robił sobie przerwę, ludzie podbierali mu gitarę, by na niej pograć. „Dlatego zacząłem dodawać do niej struny – opowiadał – dołożyłem siódmą, zdublowane E, i to onieśmieliło na jakiś czas większość ciekawskich. Ale w końcu znalazł się jeden chojrak, który sobie z tym poradził. Pomyślałem sobie: „Niedoczekanie twoje, poczekaj czy z tym sobie poradzisz” i dodałem zdublowane B. Na chwilę go to speszyło, ale i z tym sobie poradził. „Tym razem zadam ci bobu” – postanowiłem i dołożyłem jeszcze jedną strunę D – dziewiątą na mojej gitarze. Nie poradził sobie z tym i nigdy więcej nie zabierał się za moją gitarę.”

Nie myślcie sobie, że Big Joe dodał strunę D w oktawie, jak na dwunastostrunowej gitarze. O nie, on zdublował struny. Stroiłem kiedyś gitarę Big Joe, więc wiem, że brzmiały one unisono. Dopiero kiedy grał na dwunastu strunach, stosował oktawy jak przyjęło się to robić.
Niewiele osób wie, że Big Joe stroił swoją dziewięciostrunówkę na dwa różne sposoby. Jeden nazywał strojem hiszpańskim – open G, a kolejny był jego wariacją. Nazywał go „open G z dziesięcioakordowym basem”, a czasem też „z dziesięciokartowym basem”. Nazwa wzięła się stąs, ze przypominał mu talię dziesięciu kart rodem z pokera. Grywał tak tylko od czasu do czasu, ale ten strój bardzo mu odpowiadał. Tyle o jego gitarze.

Big Joe zainspirował mnie, by poeksperymentować ze strojami. Nastroiłem gitarę standardowo w G i zacząłem się wczytywać w podręcznik gry na banjo Earla Scruggsa. Nie chciałem by moja gitara brzmiała jak banjo, ale chciałem wyciągnąć z niej ten charakterystyczny pomruk. Wziąłem więc gitarę i w miejsce struny basowej nałożyłem naprawdę cienką strunę, nastroiłem w wysokim G, jak na banjo. Zagrałem na niej kilka kawałków w finger picking. „Tak trzymaj, synu. Wymyśliłeś coś własnego” – pochwalił mnie Big Joe. Podałem mu gitarę – to było niesamowite. Zagrał to, co wcześniej ja całkowicie inną metodą. Najcieńsza struna posłużyła mu do grania melodii! Nie posłużyłaby mu długo, bo zwykł grać ostro i zrywać struny. Ale przycisnął tę strunę tuż przy końcu gryfu i zaczął wygrywać na niej melodię, resztą palców grając akordy. To było niesamowite. Powinienem to nagrać, wiem. Big Joe potrafił sięgnąć po każdy pomysł i przerobić go na swoją modłę. Lubił eksperymentować i zawsze wpadał na niezwykłe pomysły.

Dylan, Stonesi i John d'Beatle

Big Joe szybko wpisał się w nurt bluesowego rewiwalu i dzięki temu napotkał całkiem nową grupę ludzi, jak Charlie Musselwhite, czy ja sam. Narodził się na nowo, tak duchowo i emocjonalnie, jak i muzycznie. Było tak, jakby otrzymał od losu drugie życie. Zamiast pozostać 50- czy 60-letnim bluesowym oldtimerem, stał się jednym z prekursorów nowego nurtu. Ludzie traktowali go jak genialnego dwudziestolatka, co Big Joe niezmiernie odpowiadało. Miał dokładnie tyle lat, co ludzie wokół niego. Otworzył się na nową muzykę.

Słuchał nowych nagrać i nieraz wykrzykiwał „Chłopie, po co oni tak ryczą! Bluesa nie gra się tak głośno”. Opowiadał mi, jak koło 1964 spotkał Rolling Stonesów w Cafe Au Go Go. Podszedł do niego jeden nich „taki wysoki, no wiesz” (do dziś nie mam pojęcia, kogo Joe miał na myśli). „Przylazł jeden taki, wysoki jak topola i pyta mnie „Cześć Big Joe, co myślisz o naszej muzyce?”. Odpowiedziałem „Macie dobry beat chłopcy, ale problem leży w tym, że za głośno gracie”. „No cóż, Big Joe, nie jesteśmy tacy dobrzy jak ty. Musimy grać głośno, żeby nie było słychać błędów”.

Nagrałem kiedyś jedną z piosenek Big Joe - ''Driftin' and Driftin' (on the Deep Blue Sea).'' Grał ją na dwunastu strunach, a ja albo za bardzo podkręciłem wzmacniacz, albo pomyliłem coś przy nagrywaniu, dość że wyszedł z tego dźwięk zupełnie nie z tego świata. Kiedy Joe śpiewa ''I'm gonna drift so far, let the mermaids call to me'' ciarki przechodzą po plecach.

Joe opowiadał: “Byłem w Anglii, Liverpoolu, byłem i w Londynie. Pojechałem do Liverpoolu i pokazałem Beatlesom, jak się gra”. Big Joe twierdzi, że spotkał się z Bealtesami w Europie w 1962 albo 1963 roku. Nie wiem, czy to prawda, czy nie. Jeden fakt da się jednak potwierdzić. Big Joe twierdzi, że po raz pierwszy spotkał Beatlesów kiedy grali w Liverpoolu „w lochu, w którym dzieciaki piły wino i tańczyły do białego rana”. Zapytałem go „Big Joe, a kiedy widziałeś ich ostatni raz?” „Oj, synku, stale ich spotykam. Kiedy tylko się dowiedzą, że jestem w Londynie, jeden z nich zaraz mnie do siebie zaprasza”. Nie bardzo w to wierzyłem, ale jedna rzecz do mnie przemówiła „Ostatnim razem, kiedy widziałem Johna the Beatle, miał przy sobie chyba z tuzin ochroniarzy”. Uśmiechnąłem się pod wąsem. W jego południowym dialekcie brzmiało to, jak francuskie John d'Beatle. „Trzymał wokół siebie tych wszystkich chłopów jak dzień długi, żeby móc sobie w spokoju popalać trawkę – opowiadał Joe – byli z nim ochroniarze i ta jego chińska dziewczyna”. Cudowna opowieść, nieprawdaż?

Czytałem wiele na temat Boba Dylana, zwłaszcza o jego wczesnych latach, image’u jaki sobie stworzył, muzyce, ucieczkach z domu. Big Joe twierdził, że spotkał Boba Dylana, kiedy ten miał dwanaście albo czternaście lat. Uciekł właśnie z domu i mieszkał kilka miesięcy u Big Joe. „Odesłałem go w końcu z powrotem do taty – dodaje – drugi raz spotkaliśmy się, kiedy miał dziewiętnaście, dwadzieścia lat w parku Washingtona w Nowym Jorku. Była tam i ta dziewczyna od „Freewheelin’”. Ta cała Susan. Taa, widziałem Boba, kiedy tam grał. Było to w czasie kiedy powstawał “Sittin' on Top of the World'', jego pierwsze nagranie. Big Joe wspominał: „Spotkałem go i wziąłem ze sobą do Spivey Records, żeby nagrał ze mną płytę, ale wkrótce podpisał kontrakt z Johnem Hammondem i przestałem go widywać”.

Spotkali się ponownie dopiero w listopadzie lub grudniu 1978 w Jackson, podczas trasy Street-Legal. Był to ostatni raz kiedy się widzieli. Poszedłem do ochroniarzy i powiedziałem, że Big Joe przyjechał. Bob Dylan natychmiast zaprosił go do garderoby, choć miał zaczynać za pięć minut. Nie mogli się nagadać. Dylan wpadł do niego w przerwie i przegadali razem każdą minutę. Powiedział Big Joe’mu i mnie, że myśli o przyjechaniu do Mississippi. Chciał wynająć auto, albo ciężarówkę i pojeździć po Delcie, odwiedzić starych kumpli, pograć z Big Joe, zostać z nim tydzień albo dwa. Pisał do mnie później jeszcze parę razy, a później zamilkł. Big Joe był zawsze dumny z Boba. Mawiał „Może sam nie mam grosza, ale wyuczyłem milionera”. “Wyuczyłem tego, kto napisał wszystkie te wspaniałe piosenki – dodawał – wyuczyłem milionera”.

Big Joe był prawdziwym geniuszem. Nie tylko muzycznie, ale także w podejściu do życia. Potrafił przyjmować wyzwania i adaptować się do każdej sytuacji, w jakiej postawiło go życie. Dlatego właśnie zawsze będę twierdził, że był prawdziwym geniuszem. Wiedział jak żyć, jak grać i jak traktować ludzi. Przyjaciel z Niemiec nazywał takich ludzi „artystami życia”. Taki właśnie był Big Joe. Był geniuszem, choć nie potrafił pisać ani czytać.

tłum. by ingeborg

http://www.bluesaccess.com
foto: http://www.bobcorritore.com
Podziękowania dla Bluesbirda za materiały!
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-24
54 lat temu...
1970.04.24 w Chicago zmarł w wieku 40 lat Otis Spann, pianista Muddy Watersa i jeden z najważniejszych muzyków Chicago.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..