reklama  
 
  play  
Sobota, 20 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "New Artist - New Title - Barbecue Bob - Chocolate To The Bone - 03 - Yo Yo Blues"
Jazz
  Aktualnie: "Rachelle Ferrell - First Instrument - With Every Breath I Take"
Blues Standards
  Aktualnie: "B.B. King - Blues Summit - Call It Stormy Monday (with Albert Collins)"
Soul
  Aktualnie: "Nina Simone - Sings The Blues - Blues For Mama"
Bluesrock
  Aktualnie: "Beth Hart and Joe Bonamassa - Live In Amsterdam (CD 2) - I Love You More Than You ll Ever Know"
Polski blues
  Aktualnie: "Marek Makaron Trio - Makaron po slasku - Stroszek"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14991143]  Wizyt łącznie
 [15611]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [1]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
JOHN PRIMER. Living Blues No 205, 02/03.2010  
Autor: administrator, 2010-05-04 20:25:34
JOHN PRIMER. Living Blues No 205, 02/03.2010

by David Whiteis

“Ja się z tym urodziłem!”

Oryginalność była zawsze ważna dla Johna Primera. Jeśli sięga po utwory innych artystów, robi to po to by tchnąć w nie nowe życie. Unika zresztą konsekwentnie ogranych przebojów, którymi tak wielu innych muzyków zdobywa poklask. „Zawsze taki byłem – przyznaje – nawet w dzieciństwie. Nawet w latach 60-tych, kiedy z nikim jeszcze nie grałem. Uczyłem się wciąż nowych piosenek. Stare mi nie wystarczały. Dziś po nie sięgam. Wciąż po coś nowego, co warte jest przypomnienia.”

Ostatnia płyta Primera, celnie zatytułowana „All Original” (jego pierwsza wydana we własnej wytwórni Blues House Productions) zawiera dwanaście świeżych kompozycji – wszystkie osadzone solidnie w powojennym chicagowskim stylu, którego uczył się z pierwszej ręki od mentorów tej klasy co Junior Wells, Sammy Lawhorn, Muddy Waters i Magic Slim. Zapytany, dlaczego tak wiele czasu musiało minąć, zanim wydał wreszcie w pełni autorską płytę, przyznaje: „Leń ze mnie i tyle. Nie układało się. Granie, mnóstwo grania, muzyka, praca. Nie było kiedy pisać. Leniłem się. Ale teraz dalej piszę. Trzeba robić swoje. Przyszła pora na moją własną płytę”.

To postawa typowa dla Primera, człowieka, który doprowadził do perfekcji sztukę cierpliwego czekania na właściwy moment, zanim uczyni krok, nie rezygnując jednocześnie z celów i pragnień. Urodził się w centralnym Mississippi, w niewielkiej osadzie Hamden w Madison Country, prawdopodobnie w 1945 roku. (Nikt nie wie, ile właściwie mam lat – tłumaczy). Po tym, jak jego ojciec zginął pod kołami ciężarówki, kiedy John miał sześć lat, chłopcem i jego siostrą zajęła się babcia. „Moja matka i babcia dzierżawiły ziemię – wspomina – dorastałem na farmie. Orałem mułami, prowadziłem traktor, zbierałem bawełnę, plewiłem kukurydzę”.

Nie jest to dzieciństwo, za którym by się tęskniło, ale Primer dobrze je wspomina. Szczególnie żywe są jego wspomnienia o jego dziecięcej miłości do muzyki. „Muzyka była moim życiem – zaświadcza – od pierwszej chwili ją pokochałem. Słuchałem jej, tańczyłem do niej. Pamiętam, że byłem malcem, rocznym a może dwuletnim, kiedy zobaczyłem po raz pierwszy katalogi Searsa. Gitara przy gitarze. Co miesiąc przychodził nowy. Biegłem do skrzynki, przynosiłem katalog do domu, kładłem się na podłodze i wpatrywałem w gitary. Biegłem się bawić i znowu wracałem, nie mogłem się na nie napatrzeć”.

Zgodnie z uświęconą tradycją Południa swoją pierwszą gitarę Primer zrobił sam. Wspomina te lata w wywiadzie opublikowanym w drugim numerze magazynu Magic Blues, jaki udzielił w 1991 roku nieżyjącej już Lois Ulrey. „Moja pierwsza gitara miała tylko jedną strunę. Grałem za domem na drucie przybitym do wrót stodoły mojej babci. Spuszczała mi za to lanie, ale nic nie mogło oderwać mnie od grania. Ledwie babcia wyszła z domu, biegłem grać. Taki był mój pierwszy instrument. Dało się na nim grać”.

W okolicy mało kto grał i John nie bardzo miał się od kogo uczyć. „Zanim nie przyjechałem do Chicago – wspomina – nigdy nie słyszałem żywej muzyki, nie widziałem muzyków, zespołu na scenie”. W kościele śpiewano zwykle a capella, z rzadka przy akompaniamencie wokalisty, który „robił za bas” - jak opowiada Primer. Naśladowanie basu weszło w modę wraz z popularnymi kwartetami wokalnymi, takimi jak Southern Sons. Członek zespołu Cliff Givens znany był z wielce udanego imitowania głosem dźwięku kontrabasu. Czasem ktoś przeszedł drogą grając na gitarze, czasem do domu babci wpadali chłopcy z gitarą. W okolicy było parę juke-jointów, ale Primer nigdy nie odważył się przestąpić ich progu. Zerkał tylko czasem zza węgła, bo „nie wolno nam było zachodzić do knajp. Strach brał, jak się widziało te bijatyki”.

Edukacja muzyczna Primera – jeśli można ją tak nazwać – nie wykraczała początkowo poza krąg rodziny i przyjaciół. „Był w okolicy taki jeden pętak– wspomina – mieliśmy siedem, osiem lat i robiliśmy w polu; mieszkał kilka mil dalej, jego ojciec potrafił grać, mieli w domu prawdziwą gitarę. Oddałbym co miałem za taką”. Primer miał też kuzyna o imieniu Percy, który grał na gitarze i pokazał mu parę chwytów.

Najczęściej jednak Primer stykał się z muzyką dzięki płytom i radiu. ''Muddy Waters, Lightnin' Hopkins, no i Bukka White. B.B. King. Jimmy Reed, John Lee Hooker i wszyscy ci sławni goście. Pierwszy był chyba John Lee Hooker. To jego najpierw słuchałem. Uczyłem się od nich wszystkich. Od wszystkich tych chłopaków. Bluesa i gospel. Z Memphis nadawało WDIA, u nas w Camden dobrze było je słychać. Wieczorami odzywało się Nashville, Randy's Record Mart. Grali całe piątkowo i sobotnie noce. Wszystkie gatunki, jak leci. Nocą lepiej było ich słychać. [Primer imituje zapowiedź DJ-a] 'Randy's Record Mart! WLAC! Nashville, Tennessee!” “Muzyka country. Wiele jej słuchaliśmy, o tak. Przepadałem za nią. Słuchaliśmy pasjami country’n’western, kowbojskich ballad i całej reszty”.

W 1963 Primer przeniósł się wraz z siostrą do Chicago. Nie wyjechał tam dla muzyki. Chciał znaleźć pracę i lepiej żyć. A jednak pierwszym zakupem, na jaki sobie pozwolił była właśnie gitara – spełnienie dziecięcych marzeń. Wspominał Lois Ulrey, że skoro tylko kupił akustyczną gitarę i dowiedział, jak na niej grać, „ćwiczył całe dnie, a czasem i noce. Ani jednego dnia nie opuścił”.

Choć nadal pracował na etacie, przeznaczenie dało o sobie znać, trudno zresztą byłoby mu oprzeć się czarowi kwitnącej wciąż bluesowej sceny West Side, gdzie w tym czasie mieszkał. „Mr. Little i Riley – wspomina – ci dwaj chłopcy grali bluesa, ale nigdy nie zachodzili do klubów. Siedzieli w domu i grali jak dzień długi. Wszystkie dzieciaki z sąsiedztwa zbierały się po szkole na granie. Grali dniami i nocami, grali bluesa. Nie mieli wzmacniaczy, ani niczego takiego. Brali ze sobą telewizory i co tam im w ręce wpadło. Grali na gitarach, starych, poobijanych gitarach, żadnych tam markowych. Kiepsko wyglądały, ale dało się na nich grać. Nie oderwałoby się nas od grania. Schodziliśmy się w dziesięciu, dwunastu każdego wieczoru. Uczyliśmy się grania, grania bluesa. Michael Coleman, wszyscy z nas – wszystkie te dzieciaki, o tak.

„Później, kiedy już podrosłem, zacząłem grać na Maxwell Street z chłopakiem zwanym Pat Rushing. Wiele ćwiczyliśmy. Założyliśmy własny zespół - the Maintainers. Paul przeprowadził się na Spaulding, a ja na Roosevelt, jeśli dobrze pamiętam. Pat nic tylko pił. Nie ruszał się z domu i pił dniami i nocami. Zaczęliśmy razem grać na imprezach i po domach. Płacili nam.
Kluby. O tak, było ich całe mnóstwo. Jeden przy drugim jak Roosevelt długa. Jednej nocy w Bow Tie’s na Roosevelt Pat i jego żona zaczęli się tłuc. Zdzieliła go w łeb. „Żebym cię tu jutro nie widziała!” I tak skończyło się nasze granie w Bow Tie’s.”

Rushing nie był dużej klasy gitarzystą, ale Primer opowiada, że Maintainers grali szeroką gamę utworów, od Top 40 i hitów BS&B, po archaicznego bluesa. Primer wspomina też innych młodych gitarzystów, którzy nadawali chicagowskiemu bluesowi nowego szlifu, łącząc klasyczne brzmienia z nowszymi elementami – rockiem i funkiem. Wielu z nich spotykał na Maxwell Street, wielkim targowisku pod gołym niebem w pobliżu West Side – przez wiele lat Mekce bluesmanów.

„Chodziłem tam słuchać The Transistors— Melvina Taylora i Sama Goode’a, mieszkałem całkiem niedaleko od miejsca, gdzie co dzień ćwiczyli. Pewnego razu Sam powiedział: „Hej, wybieram się dziś na South Side, na 39-tą ulicę, do Peyton Place – wydaje mi się, że tak właśnie nazywało się to miejsce– znam ludzi, którzy tam grają. Szukają gitarzysty.” Poszliśmy tam wieczorem. Grał John Watkins, Dino Alvarez na perkusji, Murphy Doss i Dion Payton na basie, dziś gra on z Mauricem Johnem Vaughanem. Przysiadłem się do nich i graliśmy do rana.” John Watkins zapytał, czy nie chciałbym się do nich przyłączyć. „Gramy w klubie Theresa’s”. „Nigdy o nim nie słyszałem” – ja mu na to. “Robimy tam próby co niedzielę. Chcę odejść. Mam już dość”.

“W niedzielę przyszedłem do klubu o drugiej po południu. Nigdy nie zapuszczałem się na South Side. Miałem pietra. Blackstone Rangers, gangi – wiecie, jak tam wtedy było. Klub Theresa’s stał przy 48-ej. Ja wysiadłem przy 49-ej. “O ludzie, pomyliłem przystanki!” Zrobiłem w tył zwrot i pobiegłem na 48-mą. John Watkins był już w klubie – ćwiczył. Theresa siedziała za barem z rękoma w kieszeniach, na wpół drzemiąc. John grał [Wild Cherry’s] te funkowe kawałki białych chłopaków. Nagle w powietrzu świsnął kufel. Trzask! “Przestaniesz grać ten shit, sukinsynu?” John wybałuszył na mnie oczy. “Widzisz? Tak tu właśnie jest!”

“Theresa miała bzika na punkcie bluesa. Nie pozwalała u siebie grać rock’n’rolla, o nie. W poniedziałek wieczorem przyszedłem do klubu i powiedziałem Juniorowi Wellsowi „John Watkins przysłał mnie na swoje miejsce. Sam odchodzi”. Junior popatrzył na mnie i powiedział. “Nic mi do tego. Nic mi chłopie do tego”.

W tym samym czasie Primer niespodziewanie zyskał mnóstwo czasu na próby. Był rok 1973 albo 1974: „Pracowałem w szpitalu przy Garfield [Boulevard]. Wyleciałem stamtąd. Zwolnili wszystkich nowych pracowników. A że przetarłem już wtedy ścieżki w Theresa’s – cóż było robić – zabrałem się za granie”

W Theresa’s dla Primera zaczął się okres owocnego terminowania, tu też wzięły początek szczęśliwe dla niego znajomości, które procentować miały przez nadchodzące dwie dekady. Większość wziętych bluesmanów może wymienić po imieniu mentora, zwykle starszego od nich muzyka, którego styl zaabsorbowali lub który nauczył ich nawigować po krętych ścieżkach życie profesjonalnego muzyka. Niewielu jednak może pochlubić się takimi postaciami jak Primer.

Między początkiem lat 70-tych a 1995, kiedy dojrzał ostatecznie do kariery solowej, miał szczęście grać u boku - i uczyć się - od przynajmniej czterech najbardziej utalentowanych i wpływowych artystów bluesowych swojej – a może i każdej w ogóle – ery. Junior Wells, pan i władca Theresa’s, był niekwestionowanym królem tamtejszej sceny, ilekroć tylko wracał z trasy do miasta. Leaderem house bandu w czasie jego częstych nieobecności był nazbyt mało doceniany Sammy Lawhorn, wybitnie utalentowany fretman, który w latach 1963-1974 pracował w zespole Muddy’ego Watersa. Całe lata po opuszczeniu zespołu Muddy’ego, mimo problemów z alkoholem, blask Lawhorna nie słabł, a jego niezrównana technika i głęboka bluesowa wrażliwość świeciły najjaśniej właśnie w Theresa’s.

Lawhorn, który z równą łatwością grał archaicznego bluesa Delty, jak i współczesne kompozycje, zasłynął z mistrzowskiego, łkającego tremolo. Używając wajchy potrafił wydobyć z instrumentu głęboki, przejmujący lament o niemal ludzkim brzmieniu. Był to jednak jedyny efekt do którego Lawhorn się zniżał. Był z gruntu przeciwny technicznym wynalazkom. Głosił, że bluesowy feeling płynąć ma z serca i spod palców muzyka i tą samą etykę zaszczepił Primerowi.

„Wiele nauczyłem się od Sammy’ego – wspomina Primer – bardzo wiele. Chcesz grać bluesa? Graj bluesa! Do diabła z waszymi gadżetami i innym śmieciem. Chcesz być bluesmanem, zapomnij o Crybabies i wszystkich tych wynalazkach. Czort z nimi. Uczyłem się starego, czystego bluesa, wszystkich tych kawałków Roberta Johnsona, a to, jak je grałem, zaczerpnąłem prosto od Sammy’ego.”

Primer potwierdza, że to właśnie Lawhorn zainspirował go do sięgnięcia po slide, który stać się miał odtąd jego znakiem rozpoznawczym. Jego terminowanie w Theresa’s nie ograniczyło się jednak bynajmniej do podstawowego kursu bluesowej tradycji.

Właścicielka, Theresa Needham, nietolerowała u siebie niebluesowych dźwięków; mimo to house band grał nie raz eklektyczne sety, zarówno na własny rachunek, jak i akompaniując Wellsowi, którego sławne bluesowo-funkowe fuzje inspirowane Brownem zdobywały dla niego serca publiczności na South Side, irytując przy okazji nielekko białych purystów. Ów eklektyzm niezmiernie spodobał się Primerowi, i mimo jego woli kontynuowania wcześniejszych bluesowych tradycji, zostać miał jednym z wyróżników jego stylu.

Wciąż jeszcze chętnie wpisuje na listę ''Rhinestone Cowboy'' - dawny hit Glenna Campbella i ulubiony utwór perkusisty z Theresa’s, znanego pod scenicznym pseudonimem „Stawr”.

Występy w Theresa’s przynosiły spory dochód – Primer wspomina, że on i zespół grali tam po siedem wieczorów w tygodniu – ale nie mogły przynieść młodemu gitarzyście niczego więcej ponad lokalną sławę. W 1980 niespodziewanie otworzyła się przed nim nowa szansa. Rozpadł się zespół Muddy’ego Watersa rozczarowany trudnościami finansowymi i działaniami managera Muddy’ego Scotta Camerona. Muddy zwolnił harmonijkarza Mojo Buforda, swego starego druha i szukał nowego sidemena.

Buford zwrócił się ku Theresa’a. „Mojo zaczął pojawiać się u nas – wspomina Primer – przyjrzał mi się dobrze, a potem podszedł i zapytał, czy nie chcę grać u Muddy’ego. „No pewnie!” nie wahałem się ani chwili. Nadstępnego dnia zabrał mnie na próbę do piwnicy domu przy Lake Park Street. Muddy już tam nie mieszał. Teraz żył tam jego syn Charles. Kazali mi się stawić o dziesiątej rano.

Granie wiodących partii gitary u człowieka będącego bez wątpienia czołowym architektem powojennego chicagowskiego stylu mogłoby powalić na kolana mniej zdolnego młodego muzyka, ale Primer przeszedł dobrą szkołę w Theresa’s. W końcu i Junior Wells i Sammy Lawhorn byli alumnami Muddy’ego. Każdy z nich na własny sposób przygotował Primera na ten moment.

W Theresa’s Primer doszedł do perfekcji w sztuce negocjacji - potrafił obronić własne stanowisko nawet pod kierownictwem tak różnym i często nieprzewidywalnym, jak rządy Wellsa i Lawhorna. Obserwując ich z bliska, potrafił ocenić ich mocne i słabe strony, nauczył się również, jak działać profesjonalnie na scenie, jak i poza nią.

Trasy z Muddy’m dały mu możliwość poznania świata – i bycia poznanym na skalę nieporównywalną z wcześniejszymi występami. Pod czysto muzycznym względem była to również nieoceniona szansa studiowania techniki jednej z najwybitniejszych postaci gitary slide. Primer jak zwykle słuchał uważnie i uczył się pilnie. Gdy dziś gra slidem, zwłaszcza kiedy towarzyszą mu sidemeni dobrze wyszkoleni w powojennym stylu, jak na jego nowej płycie, brzmi momentami jakby sam Muddy prowadził jego palce.

Co ciekawe, pomimo, że muzyka Primera wykazuje silne powinowactwo z „muddyzmem” we frazowaniu, tonie i artykulacji, Primer twierdzi, że okres jego terminowania pod okiem mistrza nie wywarł większego wpływu na jego technikę wokalną – co nie znaczy, że sam Muddy nie odcisnął na nim swego piętna.
„Kiedy byłem dzieciakiem i uczyłem się śpiewać przejąłem wiele ze stylu Muddy’ego – wspomina – miałem wtedy może osiem, dziewięć lat. Mój głos, sposób w jaki śpiewam, są moje własne”.

W 1982 roku, kiedy choroba zmusiła Muddy’ego do zrezygnowania z trasy, Primer po raz kolejny stanął przed koniecznością wyboru nowej przystani. I znów los ułatwił mu zadanie. Nieco wcześniej długoletni gitarzysta rytmiczny Magic Slima – Coleman ''Alabama Junior'' Pettis (znany także jako Daddy Rabbit), opuścił zespół Slima – the Teardrops z powodów zdrowotnych. Pete Allen zgodził się na jakiś czas przejąć po nim pałeczkę, ale Slim musiał szybko znaleźć sobie nowego muzyka. Primer wspomina, że trafił do niego niemal natychmiast po powrocie z ostatniej trasy z zespołem Muddy’ego. „Zostałem z chłopakami Muddy’ego po tym jak Muddy zachorował. Graliśmy jeszcze trochę, ja i zespół, daliśmy razem może kilka koncertów. Zaraz potem przyszedł czas na Magic Slima. Nate Applewhite, perkusista Slima, pracował w Theresa’s. Kiedy Slim wracał z trasy też tam grał. Pete Allen i Nate poróżnili się i Pete odszedł z zespołu, a ja zająłem jego miejsce”.

Niektórzy muzycy uznaliby powrót do grania w klubie po trasach u boku takiej znakomitości jak Muddy, za upadek, ale Primer nigdy tak tego nie postrzegał. „Podobało mi się – mówi – lubiłem to, co robiłem, granie w małych klubach. Pieniądze nie były takie same, ale taki mam zawód, wiecie - muzykę, dobrze mi więc było w Theresa’s. Slim zapytał mnie „Ile nocy w tygodniu chcesz pracować?” „Ile tylko chcecie” – odparłem. No to graliśmy siedem wieczorów w tygodniu. Magic Slim umiał zatroszczyć się o zespół.

Czasami mieliśmy po dwa występy jednej nocy. Coś wam powiem, nigdy nie jest się tak ważnym, by nie móc wrócić do tego, od czego się zaczynało. O to właśnie w życiu chodzi – nigdy nie zapominaj skąd przyszedłeś”. Primer nie musiał zresztą rezygnować z wyjazdów. „Kiedy przyłączyłem się do zespołu, zagraliśmy kilka koncertów we Florence’s [na 55-tej] a później na sześć tygodni ruszyliśmy w trasę. Grałem ze Slimem jakieś trzynaście lat – od 1982 do 1995 roku.’

W tym czasie Primer nadał ostateczny szlif swemu stylowi: osadzony w powojennym bluesie, który doskonalił w Theresa’s i u boku Muddy’ego, a przy tym wzbogacony o współczesne elementy rytmiczne i tonalne, był na tyle korzenny, a zarazem wyszukany, by podbić serca publiczności wychowanej na rocku, soulu i R&B. Wciąż chętny do nauki, korzystał ochoczo z lekcji jakie dawał mu Magic Slim – i to nie tylko lekcji muzycznych. „Wiele nauczyłem się od Magic Slima – wspomina – jak radzić sobie w trasie, jak traktować muzyków, płacić im uczciwie, być wobec nich fair. Bo bez nich, naszych muzyków, bylibyśmy niczym. Wielu ludzi myśli, że Slim był draniem; zdarzało mu się wrzeszczeć „Czekajcie tylko, zabiję tego obiboka basistę. I gitarzystę też! Wszyscy biegnijcie po czarne ubrania!” Ale był dobrym człowiekiem. Tyle lat dla niego pracowałem, a nigdy się nie posprzeczaliśmy.”

Choć Primer był zadowolony z pracy dla Teardrops, rozwijał równocześnie swój własny muzyczny styl. Pierwsze nagranie wydane pod jego własnym imieniem ukazało się w 1991 w Wolf, dwa lata później przyszła kolej na następne „Stuff You Got To Watch” (Earwig) i „Blues Behind Closed Doors” (Wolf). W 1995 poczuł, że przyszedł czas zrobić decydujący krok i samemu zająć pozycję frontmana. „Strasznie nie chciałem odchodzić z zespołu – przyznaje – dobrze nam razem było wszystkie te lata. Ale miałem gotową nową płytę ''The Real Deal”[Code Blue/Atlantic. To ona zadecydowała. Zostań tak długo, jak potrafisz, a potem odejdź, pozwól komuś innemu się uczyć”.

W ustach Primera nie są to puste słowa. Będąc świadomym, jak bardzo jego własna kariera zyskała dzięki mądrym mentorom, Primer traktuje niezmiernie poważnie swoje własne obowiązki wobec młodych muzyków. „Dziś my jesteśmy nauczycielami – dowodzi – Przyszła na mnie kolej. Teraz ja mam uczyć innych grać bluesa”. I tak jak jego mistrzowie, zachęca swoich uczniów by przejmowali od niego, tyle ile zechcą, a potem odchodzili na swoje. „Kiedy ktoś chce rozwinąć skrzydła, pozwólcie mu, niech idzie naprzód. Przyjdą następni, nauczcie ich jak grać. Niech blues nie zaginie”.

Rzecz jasna bluesa jest nie tylko żywą tradycją, ale i biznesem, a Primer musiał opanować i ten aspekt do perfekcji. Bycie liderem zespołu niesie ze sobą konieczność bycia równocześnie managerem, psychologiem, guru i babysitter. „W zespole różnie bywa – przyznaje – trudno o dobry zespół, zawsze są wzloty i upadki. Staramy się je razem przepracować. Praca nam pomaga. Wiecie jak to jest, ktoś się z kimś pokłóci przed występem, wchodzi na scenę wściekły, ale po koncercie wszystko mija jak ręką odjął. Pieniądze do kieszeni, uszy do góry i do domu!”

“Nie zawsze jest lekko. Ludzie burzą się, chcieliby zarabiać więcej. Kiedy ruszam sam w trasę, dzwonią i narzekają, że przeze mnie nie będą mieli z czego zapłacić czynszu. Mówię im wtedy: „Słuchaj, bracie, a z czego żyłeś, zanim zacząłeś dla nas pracować? Masz pracę, ciągle dla mnie pracujesz, ale nie obwiniaj mnie, bo robię, co mogę, płacę ci”.

By temu podołać Primer musi najpierw sam dostać pieniądze, a to nie zawsze jest takie proste. Nie jest tajemnicą, że o występy nie jest łatwo i nawet w miejscach takich jak Chicago wiele klubów bluesowych ogranicza wydatki na występy live, jeśli w ogóle nie zamyka podwoi. W przeszłości Primer nieraz krytykował ostro brak poszanowania dla bluesowej spuścizny i wsparcia dla muzyków, zwłaszcza w U.S.A. Dziś złagodniał, a może nie chce palić za sobą mostów, twierdzi bowiem, że właściciele klubów i promotorzy robią co mogą, by podołać trudnym czasom.

„Jest ciężko – przyznaje – życie jest ciężkie. Wszystkim wokół trudno związać koniec z końcem. Wiem o tym, ale chcę żeby traktowano mnie fair. Zawsze najpierw pytam o wynagrodzenie i jeśli nie jest uczciwe nie biorę takiej pracy. Wiem, że ludzie starają się mi pomóc, że robią wszystko, co w ich mocy. Tak dziś jest. Naszym zespołom nie płacą wiele właśnie dlatego, że są mało znane. Blues jest tu niszą, a przecież wielu z nas żyje tylko z muzyki. Moim zdaniem małe kluby robią wszystko, co w ich mocy. Walczą o to byśmy mogli pracować, chronią nas przed biedą. Nie zarabiają na nas kroci. Tak to już jest. A jednak to dzięki nim mamy co jeść. Inaczej pomarlibyśmy z głodu. Pewnie, że chciałbym, żebyśmy więcej zarabiali. I może kiedyś przyjdzie taki czas, prawda?”

Primer nie tęskni zbytnio za dawnymi czasami i z dystansem odnosi się do wynoszonych pod niebo „autentycznych” juke-jointów, w których on i jego przyjaciele zjedli zęby. Prawda, w klubach takich jak Florence's “bawiono się co niedzielę”. Z drugiej strony „różnie w tych latach bywało z zapłatą. Jeśli nikt nie przyszedł, nie zobaczyłeś grosza. Albo obcięli ci gażę. Nie istniało wtedy takie pojęcie, jak gwarantowana płaca. Jeśli pracowałeś w B.L.U.E.S., Kingston Mines, Buddy Guy's czy Blue Chicago, wtedy owszem, płacili ci jak w zegarku. Nie musiałeś przez cały wieczór zachodzić w głowę „Zapłacą mi, czy nie?”. Forsę miałeś jak w banku”.

Jak większość muzyków Primer woli mówić o swojej miłości do bluesa i pragnieniu utrzymania go przy życiu, niż tracić humor wspominając biznesowe wzloty i upadki. Obecnie bierze udział w projektach dość niezwykłych – zwłaszcza jak na bluesmana, tak oddanego tradycji jak on. W 2007 w ramach projektu „Japonesque” zagrał kilka koncertów z japońskim pianistą Yoko Noge, łącząc tradycyjną muzykę Japonii z chicagowskim bluesem. Na scenie obok Primera stanęli Bob Stroger – weteran gitary basowej, Noge (wokal i klawisze), Avreeayl Ra na perkusji, Tatsu Aoki na shamisenie (japońskiej lutni) oraz Hide Yoshihashi i Amy Homma na tradycyjnych japońskich bębnach taiko. Muzyka połączyła stulecia i kultury, a mocne, bluesowe rify Strogera i Primera nałożyły się na wschodnią harmonię i wielowarstwowe rytmiczne kadencje Nogi i jego ludzi.

Równie odważne były występy Primera z Chicago Sinfonietta pod batutą Paula Freemana. Zagrano „Three Songs For Bluesman And Orchestra”, autorstwa znanego bluesowego producenta i krytyka Larry’ego Hoffmana, a Primer raz jeszcze wzbogacił wielokulturowy melanż o perfekcyjne brzmienie Delty i Chicago.

Primer potwierdza, że pomimo “dziwnego” uczucia, jakie nieraz towarzyszy mu podczas tych występów, wkomponowywanie jego korzennego stylu w tak nietypowe projekty “było całkiem proste. Żaden stres. Tylko ćwiczyć musieliśmy więcej niż zwykle.” Nie brzmi to aż tak zaskakująco, kiedy pomyśli się, że choć dziś Primer skoncentrowany jest na powojennym chicagowskim brzmieniu, dorastał w czasach, kiedy muzycy “bluesowi” na życzenie publiczności grali R&B, rocka i pop (pamiętacie “Rhinestone Cowboy”?), na równi z uwielbianymi ''lump-de-lump''. Publiczność tej muzyki oczekiwała, a muzycy ją kochali. („Potrafię zagrać, co tylko usłyszę” – chwalił się Primer w 1991). Dla tak wszechstronnego muzyka jak Primer zmierzenie się z anglo-europejską muzyką klasyczną czy ludową muzyką japońską nie jest więc aż tak wielkim wyzwaniem. Historyczna muzyka Japonii bazuje zresztą na pentatonice, przywołując harmonie nie tak znowu różne od modalnych struktur harmonicznych charakterystycznych dla wielu bluesowych utworów.

Tak, czy inaczej, Primer nie widzi jednak świata poza energetycznym, mocnym bluesem Chicago. Dzięki niemu nie tylko oddaje hołd tradycji, ale i nie pozwala jej skostnieć, wzbogacając ją o swoje oryginalne pomysły – zarówno literackie, jak i inne. Pozostaje przy tym wierny sprawdzonym melodiom, harmoniom i bazom rytmicznym, które nadały bluesowi Chicago jego niepowtarzalny wymiar.

„Kocham to, co robimy – wyznaje, zapytany, jak udaje mu się przetrwać wzloty i upadki, w jakie obfituje muzyczny biznes – Kocham to. Bluesa czuję w kościach, w sercu. Kocham grać. Kiedy chwytam gitarę i staję na scenie, czuję siłę. Czuję się wielki. Po co mi alkohol, sama muzyka tak mnie upaja”.
„Ja się z tym urodziłem! Niech cały świat to wie! Urodziłem się z tym. Tak, właśnie! O, ludzie, jak ja kocham muzykę. Każdą muzykę, każdą bez wyjątku. Słucham jej i słucham i taką czuję radość.”

tłum. by_ingeborg

http://www.livingblues.com
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-20
32 lat temu...
1992.04.20 w Tuscaloosa w wieku 77 lat zmarł Johnny Shines, jeden z ostatnich gitarzystów Delty, mistrz Johnny'ego Wintera i Floyda Jonesa.

116 lat temu...
1908.04.20 W Kentucky, Louisville (USA) urodził się Lionel Hampton perkusista, pianista, vibrafonista.
lionelhampton.nl

95 lat temu...
1929.04.20 w Edwards w Missisipi ur. się Johnny Fuller, gitarzysta i wokalista, jeden z czołowych muzyków West Coast bluesa lat 50-tych. Łączył bluesa z R&B i rock'n'rollem. Zm. w Oakland w Kalifornii 20.05.1985.

84 lat temu...
1940.04.20 w Scott w Arkansas ur. się Calvin Leavy, gitarzysta i wokalista soulowy i bluesowy, autor ''Cummins Prison Farm''. Zmarł 06.06.2010.

66 lat temu...
1958.04.20 w Chicago ur. się Gary Primich, harmonijkarz, gitarzysta i wokalista, współzałożyciel Mannish Boys. W 1995 wydał album swój najb. znany album:''Mr Freeze''. Współpracował z Marcią Ball, Ruthie Foster i Jimmiem Vaughanem. Zmarł w 2007 z powodu p

116 lat temu...
1908.04.20 w Louisville, Kentucky, ur. się Lionel Leo Hampton, wibrafonista, pianista i perkusista jazzowy, lider słynnego big-bandu, jeden z największych jazzmanów w historii gatunku. Zm. 31 sierpnia 2002.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..