Wizyty:
start: 2007-07-03
[14982082]
Wizyt łącznie
[6550]
Wizyt dzisiaj |
[291]
Zarejestrowanych użytkowników
[0]
Zalogowanych
[650]
Aktualności
[7]
Koncertów
[0]
Nieopublikowanych
[7]
Archiwalnych
[93]
Galerii
[18]
Linków
[0]
Postów RD
[55]
Reportaży/Relacji
[3]
Forum
[120]
Tematów forum
[2449]
Postów forum |
| |
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1)
>>
|
WYWIAD Z GERHARDEM KUBIKIEM cz.2
Autor: administrator, 2010-05-13 19:47:26 |
WYWIAD Z GERHARDEM KUBIKIEM cz.2, Wiedeń 2007
by Banning Eyre
B.E: Przejdźmy do mistycznej warstwy bluesa i postaci Roberta Johnsona. Opętanie przez diabła i pakt na rozstajnych drogach ukrywa głębsze znaczenia.
G.K: Cieszy mnie to pytanie, bo jestem także psychoanalitykiem. Mam wrażenie, że aspekty psychologiczne są zbyt często pomijane przez pisarzy, którzy poruszają temat Johnsona i jego paktu z szatanem. Wystarczy nieco empatii, by zrekonstruować świat Johnsona i jego osobowość. Żył w otoczeniu ludzi głęboko przesyconych duchowością, przeświadczonych o istnieniu ponadnaturalnych sił i lękających się uroków. Wiara ta przebija z jego pieśni. Ale idee te wyrażano poprzez symbole zaczerpnięte z chrześcijaństwa. Religie monoteistyczne mają generalnie tendencję do nazywania istot nadprzyrodzonych demonami, idolami, etc. Johnson wyrażał się językiem swoich czasów. Wątek paktowania z siłami nadprzyrodzonymi, by zdobyć moc i powodzenie jest popularny zarówno w folklorze afrykańskim, jak i europejskim. W Zachodniej i Centralnej Afryce są to zwykle żeńskie bóstwa, podobne syrenom, jak Mami Wata. Przynoszą one muzykom sławę, ale kiedy przychodzi pora spłacić dług wciągają ich w fale. Dobre wytłumaczenie zarówno nieoczekiwanego sukcesu, jak i przedwczesnej śmierci. Jedna z nigeryjskich pieśni mówi: „Jeśli ujrzysz Mami Wata, jeśli ją ujrzysz, powiedzie cię za sobą”.
Pakt Johnsona z diabłem tłumaczyć miał w oczach jemu współczesnych tajemnice jego niespokojnego życia i przedwczesnej śmierci. U jej podstaw mogą tkwić wątki zachodnioafrykańskie, ale idea paktu z diabłem i rozstajnych dróg jest niewątpliwie europejska. Nie jestem pewien, czy badacze mają rację doszukując się tu postaci Papy Legby. Legba, jedna z centralnych postaci kultu voodoo, jest pomocnym duchem, strażnikiem chroniącym wioskę przez demonami.
B.E: Mówiłeś, że blues jest z zasady areligijny
G.K: Miałem na myśli to, że bluesmani nie sięgali po tematykę religijną, a ich pieśni nie były formą modlitwy. Pisali, by wyrazić własne uczucia, lęki i cierpienia, pisali z myślą o ludziach im podobnych, którzy zrozumieją i podzielą ich uczucia. CeDell Davis, jeden z ostatnich bluesmanów Delty mówi: „Blues opowiada historie... o kobietach, mężczyznach, pociągach, autobusach, samochodach, ptakach, ulicach, sklepach. Blues jest o rzeczach”. Może ze względu na swoją „ziemskość” blues był źle przyjmowany w religijnych środowiskach i nazywany „diabelską muzyką”. Jeśli nawet bluesmani sięgają po wątki nadnaturalne, nie czyni to ich muzyki religijną. Są tu teksty, które pobożny chrześcijanin uważałby za czystą herezję. Bluesmani sięgają po całą paletę wierzeń i przesądów swoich braci. O rzucaniu uroków mówi między innymi „Hell Hound on My Trail” – jeden z największych hitów Roberta Johnsona.
B.E: Podkreślasz, że jedna wybitnie utalentowana jednostka może wywrzeć kolosalny, decydujący wpływ na sztukę swego okresu.
G.K: To normalne, że wielkie indywidualności zmieniają bieg historii – zarówno w polityce, jak i w sztuce. Życie to nie muzeum. W historii sztuki europejskiej zaakceptowano to już dawno temu, nie ma więc powodów, by Afryka miała być wyjątkiem. Przestrzegam zawsze przed przekładaniem liczebności populacji na jej znaczenie w rozwoju kultury. Czasem to właśnie kultura mniejszości rozkwita i staje się kulturą dominującą. Można podejrzewać, że wiele islamskich wątków stylistycznych widocznych w stylu Bentonii, czy generalnie bluesie Delty, zawdzięczamy nielicznym, utalentowanym jednostkom, które przekazały swoim potomkom falistą, ornamentalną intonację, pentatoniczny system tonalny, czy deklamatorski styl śpiewu.
B.E: Twoim zdaniem blues narodził się w Stanach w latach 90-tych XIX wieku.
G.K: Nie wiemy, jak brzmiała początkowo muzyka, którą później nazwano bluesem. Ale Afroamerykanie zaczęli próbować sił w grze na gitarze – wcześniej było to banjo – wkrótce po zakończeniu Wojny Secesyjnej. Początkowo imitowali współczesną im muzykę popularną – ballady i europejski folklor. Tą drogą do bluesa przeszły trzy podstawowe akordy. Pierwsi byli czarnoskórzy żołnierze armii Północy, kolejna generacja muzyków sięgnęła po tonalność field hollers i innych tradycyjnych form niewolniczego folkloru. Mariaż ten udał się znakomicie. Musieli jednak wpaść na pomysł, jak pogodzić ze sobą dwa tak różne systemy harmoniczne. W tonalność field hollers dobrze wpisywała się tonika i subdominanta, nijak jednak nie pasowała do niej europejska dominanta. Trzeba ją więc było zmodyfikować, ominąć lub zastąpić. Odpowiedź na to, co zrobić z dominantą podsunął dopiero blues i jazz. Posłuchajcie bebopu. Cały czas dominanta jest tam zastępowana innymi dźwiękami. Bebop ma bluesową tonalność. To z całą pewnością nie tonalność Schonberga.
Tak czy inaczej na przełomie wieków, kiedy Ma Rainey zafascynowała melodia śpiewana przez wiejską dziewczynę, a W.C. Handy napotkał wędrownego gitarzystę, eksperymenty te były już na ukończeniu. Narodziła się bluesowa harmonia.
B.E: Twoja książka pełna jest fascynujących przykładów muzyki Afryki i Stanów.
G.K: Starałem się skonfrontować ze sobą nagrania bluesowe z lat 30-tych i moje własne nagrania polowe z wiejskich okolic Nigerii i Kamerunu, zarejestrowane na początku lat 60-tych. Nie dlatego, żeby takie porównania były historycznie rozstrzygające, ale by krok po kroku dokonać ich analizy. Łatwo dać ponieść się entuzjazmowi. Podczas prelekcji w Chicago puszczałem kiedyś pieśń śpiewaną przez kobietę z ludu Tikar, mielącą zboże na żarnach. Nagrałem ją w 1964 roku. Rzucił mi się w oczy fakt, że wzorce melodyczne pieśni bardzo przypominają te, które odnaleźć można w bluesie, a sposób w jaki poruszała żarnami świadczył o fantastycznym wyczuciu swingu. Jeden z moich afroamerykańskich przyjaciół podszedł do mnie i powiedział „Gerhard, czemu mówisz, że to przypomina bluesa? To jest blues!” W pewnym sensie miał rację. Wszystko zależy od tego, jak szeroko potraktujemy pojęcie “blues”. Kobieta Tikar czuła bluesa – czuła go w swojej nędzy i samotności, z niemowlęciem przy piersi, bez mężczyzny i przyszłości. O tych smutkach śpiewała. Ale rzecz jasna daleki jestem od teorii, że to któryś z jej przodków przywiózł bluesa do Ameryki.
B.E: A co sądzisz o muzyce, jaką gra Ali Farka Toure?
G.K: Musielibyśmy cofnąć się do lat jakie Ali spędził w Paryżu. Były lata 60-te, zafascynował go blues Johna Lee Hookera, a francuscy przyjaciele zaczęli doszukiwać się podobieństw między jego stylem gry a bluesową harmonią. Tak bywa. Znam wielu ludzi, którzy to co grają nazywają bluesem. W całej Europie takich znajdziesz. Mam wrażenie, że Alego popchnięto w tym kierunku. W każdym razie lubił szczerze Hookera i zaczął pracować nad adaptacjami jego melodii.
Patrząc z szerszej perspektywy, można powiedzieć, że Ali Farka Toure jest jednym z wielu młodych Afrykanów, których w latach 50-tych i 60-tych zafascynowała muzyka Afroamerykanów. W Kongo triumfy święciła kubańska rumba, w RPA jazz i bebop, w Afryce Zachodniej kalipso. M łodzi muzycy najpierw starali się imitować te style, a później na ich bazie stworzyli własną muzykę, tak jak miało to miejsce w przypadku Alego. Później zabrali się za niego specjaliści od marketingu i zaczęli promować na rynku, twierdząc, że odnaleźli korzenie bluesa, że Ali reprezentuje jego historię. Marketingowe chwyty. Pod koniec życia Ali odżegnywał się od tych pomysłów. Był świadom bogatej tradycji z jakiej czerpał by rozwinąć własny, odrębny styl. Ali Farka to schyłek XX, a nie XIX wieku.
B.E: Z oddaniem zwalczasz nieporozumienia wyrosłe wokół korzeni bluesa. Podkreślałeś np. wielokrotnie, że blues nie jest własnością żadnej z kultur, ale powstał na ich styku. Czy warto, żeby miłośnicy bluesa dociekali, co w nim jest, a co nie jest afrykańskie?
G.K: Jeśli kocha się bluesa, nie warto kruszyć kopii o tą, czy inną teorię, artystę ocenia się przecież za jego własne zalety. Nas, historyków, najbardziej oczywiście interesuje zrozumienie tego, co wydarzyło się w przeszłości. Taki cel mają nasze studia. Nie powinny one jednak służyć do budowania rasowych teorii, czy szufladkowania. Jeśli koniecznie chcecie poćwiczyć szukanie wątków afrykańskich i nieafrykańskich, zapiszę wam moją wypróbowaną kurację. Posłuchajcie mojego starego druha z Tanzanii, Sinosi Mlendo, i postarajcie się określić, co w jego 12-taktowym „Madunda Blues” jest, a co nie jest afrykańskie. Sądzę, że się poddacie. Jego muzyka to owoc jego własnej, twórczej osobowości. Nikt nie gra na flecie tak jak on!
B.E: Cała nasza opowieść nie mówiła o niczym innym tylko o sile ludzkiego talentu. Dzięki Gerhard!
Tłum. by ingeborg
|
|
[0] komentarzy
skomentuj
|
Twój komentarz zostanie dodany po zaakceptowaniu przez moderatora
|
|
|
|
|
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1)
>>
|
| | |
Dziś jest: 2024-04-20 | 32 lat temu... | 1992.04.20 w Tuscaloosa w wieku 77 lat zmarł Johnny Shines, jeden z ostatnich gitarzystów Delty, mistrz Johnny'ego Wintera i Floyda Jonesa. | | | |
| 116 lat temu... | 1908.04.20 W Kentucky, Louisville (USA) urodził się Lionel Hampton perkusista, pianista, vibrafonista. | lionelhampton.nl | | |
| 95 lat temu... | 1929.04.20 w Edwards w Missisipi ur. się Johnny Fuller, gitarzysta i wokalista, jeden z czołowych muzyków West Coast bluesa lat 50-tych. Łączył bluesa z R&B i rock'n'rollem. Zm. w Oakland w Kalifornii 20.05.1985.
| | | |
| 84 lat temu... | 1940.04.20 w Scott w Arkansas ur. się Calvin Leavy, gitarzysta i wokalista soulowy i bluesowy, autor ''Cummins Prison Farm''. Zmarł 06.06.2010. | | | |
| 66 lat temu... | 1958.04.20 w Chicago ur. się Gary Primich, harmonijkarz, gitarzysta i wokalista, współzałożyciel Mannish Boys. W 1995 wydał album swój najb. znany album:''Mr Freeze''. Współpracował z Marcią Ball, Ruthie Foster i Jimmiem Vaughanem. Zmarł w 2007 z powodu p | | | |
| 116 lat temu... | 1908.04.20 w Louisville, Kentucky, ur. się Lionel Leo Hampton, wibrafonista, pianista i perkusista jazzowy, lider słynnego big-bandu, jeden z największych jazzmanów w historii gatunku. Zm. 31 sierpnia 2002. | | | | |
|
|