reklama  
 
  play  
Środa, 24 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Robert Richard - Detroit Blues - Blues from the Motor City CD4/4 - Cadillac Woman"
Jazz
  Aktualnie: "Maceo Parker - Funk Overload - Inner City Blues"
Blues Standards
  Aktualnie: "John Lee Hooker - Live At Montreux 1990 - I`m In The Mood (Live)"
Soul
  Aktualnie: "James Brown - Messing with the Blues CD1 - Everyday I Have the Blues"
Bluesrock
  Aktualnie: "John Butler Trio - Live at St. Gallen 7.3.05 Disc 2 - Pickapart"
Polski blues
  Aktualnie: "Slawek Wierzcholski&The Blues Nightshitt - Official bootleg live - `Ramblin` On My Mind"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [15018114]  Wizyt łącznie
 [42582]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
DESPERATE MAN BLUES. JOE BUSSARD W POGONI ZA NAGRANIAMI cz.2  
Autor: administrator, 2010-05-17 01:19:55
DESPERATE MAN BLUES. JOE BUSSARD W POGONI ZA NAGRANIAMI cz.2. Washington Free Weekly 1998

by Eddie Dean

Nie tak łatwo wydostać się z piwnicy Bussarda. Znam miłośników muzyki, którzy spędzili tam dwie doby. Mijała godzina za godziną, a Bussard niestrudzenie wyciągał z półek wciąż nowe płyty, nie zważając na wyczerpanie gościa. Kiedy świtała nadzieja, że puścił już wszystko, co kiedykolwiek nagrali Dr. Humphrey Bate and His Possum Hunters, albo New Orleans Feet Warmers, rozbrzmiewało triumfalne wołanie „Znalazłem! Tego z pewnością jeszcze nie znasz!”

Ściany piwnicy Bussarda pokrywają nie tylko rzędy półek z płytami, zdobią je także okładki płyt w stylu art-deco, tak popularnym w tej erze i znakomicie zaprojektowane plakaty legendarnych wytwórni – Champion, Gennett, Black Swan, Melotone i Paramount. Nad gramofonem wiszą trofea Bussarda – jego ukochana edycja ''Piney Woods Money Mama'' wydana z okazji urodzin Blind Lemona Jeffersona i ''Lost Wandering Blues'' Ma Rainey, ulubionej śpiewaczki Bussarda. Pomiędzy nimi prawdziwy unikat – 78-ka z KKK Record Company (''Best in Klan Music'') wydana w Indianapolis. Tytułowe ''Mystic City'', to hymn Ku Klux Klanu, śpiewany przez “stuprocentowych Amerykanów z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej”, jak głosi okładka w kolorze krwi z płonącym krzyżem na środku. „Muzyka brzmi okropnie, ale to historyczny artefakt – śmieje się Bussard – sprzedaję jego kopie członkom Klanu, którzy chcą za nie płacić.

Jest tu i niedługi rządek książek, głównie jazzowych dyskografii i katalogów wytwórni płytowych, ale i biografia Jimmy’ego Rogersa, ale generalnie Bussard nie ufa muzykologom i innym gryzipiórkom. Stare fotografie muzyków zdobią przeciwległą ścianę. Uderzające, jak wielu z tych prostych ludzi ubierało się do zdjęć w garnitury, dżinsowe farmerki policzyć można na palcach. Charlie Poole, the Delmore Brothers, A.P. Carter – wszyscy poważni, jak grabarze. Jedyną roześmianą twarzą na tej ścianie jest oblicze młodego Jimmy’ego Rogersa, zrobione najwyraźniej na krótko przed jego śmiercią na gruźlicę w 33 roku życia. Widnieje na nim zamaszysty autograf artysty.

„King King Stomp” zmierza ku końcowi. “I to wszystko w trzy minuty! – peroruje Bussard – uwierzycie? To dopiero jest jazz, bracie, a nie jakiś p..ny swing! Jak można słuchać tego chłamu? Powiedzcie sami!”

Ale to właśnie swingu słuchano w rodzinnym domu Bussarda w latach 40-tych. Jego rodzice puszczali nagrania big-bandów na wiekowej Victroli, którą Bussard zesłał za karę do odległego kąta. Znienawidził odtąd swing i nienawidzi go do dziś dnia, szczególnie po tym, jak odkrył „prawdziwy” jazz z lat 20-tych – wczesnego Louisa Armstronga, Kinga Olivera, Johnny;ego Doddsa. „Słyszeliście kiedy Doddsa? Największy klarnet wszechczasów!” – zapala się.

Pierwszym wokalistą, jakiego pokochał Bussard był Gene Autry, gwiazda westernów, które Bussard szczerze uwielbiał. Ale pewnego dnia – miał wtedy może dziesięć lat – usłyszał w radio piosenkę Jimmy’ego Rogersa. Nie było odwrotu. „Jego głos skradł mi duszę” – przyznaje. Uwiedziony przez Blues Yodelera, pobiegł do miejscowego sklepu z płytami, żeby kupić jego płytę. Trudno wyobrazić sobie jego rozczarowanie, kiedy sprzedawca powiedział mu, że płyty Rogersa nie wychodzą już od lat. Może ktoś ze starszych mieszkańców miasteczka zachował jeszcze kopie.

Szczęśliwie dla niego, Bussardowi szczęściło się w poszukiwaniach. Swoje pierwsze 78-tki odkrył w rodzinnym mieście, chodząc od drzwi do drzwi. Kiedy na początku lat 50-tych dorobił się prawa jazdy, mógł wypuszczać się dalej. Odtąd rok po roku przemierzał Południe swoim Chevroletem.

W przeciwieństwie do wielu znanych kolekcjonerów, Bussard swoje skarby zdobywał samodzielnie, dzięki wyprawom w teren. Inni zbieracze 78-ek kupowali je hurtem na wyprzedażach i aukcjach, płacił za nie własnym potem i długimi godzinami spędzonymi za kółkiem. Po śmierci dziadka Bussard sprzedał rodzinny sklep z maszynami rolniczymi i żył odtąd z odsetek, cały czas poświęcając pasji.

Najbardziej aktywny był w latach 50-tych i 60-tych, złotej erze odkryć. Później miał już wielu konkurentów, nie tylko z miast Północy, ale i okolicy. Wszyscy oni poszukiwali wczesnych nagrań bluesa Delty. Najlepszym miejscem, żeby je znaleźć nie było jednak Głębokie Południe, ani tym bardziej sama Delta, ale stany południowo-wschodnie, szczególnie górzyste okolice Wirginii i Północnej Karoliny. Terytorium Bussarda.

Inni tropiciele byli tu obcy, Bussard działał na dobrze znanym terenie, wśród ludzi podobnych do jego własnych sąsiadów. Jego akcent brzmiał tu swojsko, a nagabywanie starych ludzi o płyty, było równie łatwe, co proszenie własnego dziadka o kieszonkowe.

Bussard zdawał się na instynkt, a szczęście mu sprzyjało. Pewnego razu tankował paliwo w małym, górniczym miasteczku w Wirginii. Szykował się do długiej drogi powrotnej do Marylandu. Z przyzwyczajenia zapytał sprzedawcy o stare płyty. „W sklepie z narzędziami leżą ich setki” – usłyszał. Wybrał się do miasteczka, które omijała autostrada. Było martwe. Gdy wszedł do sklepu, miał wrażenie, że czas zatrzymał się tu w latach 20-tych. Stary, blaszany szyld i archaiczne, okrągłe żarówki zwisające z sufitu. Na zapleczu znalazł właściciela, niewielkiego człowieczka, który zaprowadził go na pięterko. „Jechaliśmy windą towarową, tak starą i powolną, że nawet ślimak pełznący po ścianie szybciej dotarłby na piętro. Za to kiedy już dotarliśmy... wzdłuż całego sklepu biega antresola, a na niej rzędy półek z tysiącami dziewiczym płyt. Było ich tu co najmniej 5.000. O mało się nie zes...łem – wspomina Bussard – Półki były czarne od miału węglowego. Sięgnąłem na pierwszą z brzegu. 'Sobbin' Blues' Kinga Olivera wydany przez Okeh – absolutnie nowy, wart przynajmniej 400 dolarów. Dalej 'Jack Ass Blues' Vocalionu nagrany przez Dixie Syncopators. Nowy. 'Dead Man Blues' Olivera. Pełne półki jazzu, trochę bluesa. Country jak na lekarstwo. Dobrze się widać sprzedawało. Czego tu nie było. Paramounty, Bluebirdy Ma Rainey, Brunswick 7000s, Kansas City Stompers i Jabbo Smith. Nazbierałem ich cztery kartony. Zniosłem to wszystko na dół i zapytałem o cenę. „Dałby pan za nie setkę?” Gdy wychodziłem ze sklepu niemal fruwałem.

Niejedno jeszcze takie Eldorado odkrył Bussard, podczas jednej ze swoich wypraw znalazł także żonę. Często korzystał wtedy z CB radio. Zaprzyjaźnił się dzięki niemu z mężczyzną z pobliskiego Damascus. „Pewnego dnia dowiedziałem się, że jego córka ma stos płyt, pojechałem więc do ich domu. Chodziliśmy ze sobą jakiś rok, potem zdecydowaliśmy się pobrać. Tak właśnie zdobyłem jej płyty! Jej ojciec był miłym gościem”.

Żona Bussarda, Esther, była fanką bluegrassu i hillbilly i robiła wszystko, co w jej mocy, by muzycy i kolekcjonerzy dobrze czuli się w ich domu. Po urodzeniu córki doznała jednak objawienia i zdecydowała się „przedłożyć Boga ponad bluegrass”. Mąż pozostał przy muzyce. Esther słucha na piętrze własnych płyt, ale to raczej John Denver niż Dock Boggs. Bussard gardzi oczywiście Denverem, ale mawia, że oboje są wolnymi ludźmi. „Ja słucham swoich płyt, a ona swoich” – mawia.

Lata 60-te i 70-te Bussard spędził głównie w górach, gdzie wiele chat, jakie odwiedzał, nie miało nawet podłóg, a jeszcze rzadziej spotykało się elektryczność. Niektórzy ludzie nie chcieli rozstawać się z płytami, jednak bez względu na powód Bussard szanował ich decyzję. Do furii doprowadzali go tylko ci niezdecydowani. „Ludzie w Północnej Karolinie to żarliwi chrześcijanie. To Biblijny Pas. Kłamstwo jest dla nich grzechem. Jeśli więc mają stare płyty, a nie chcą się z nimi rozstawać, zamiast odpowiedzieć ci wprost, mówią “Nie jestem pewien”, albo “Nie dzisiaj”.

Bussard nie lubi zwłaszcza Adwentystów Dnia Siódmego, którzy często płyty mają, ale sprzedawać ich nie mają zamiaru. Kilka razy powracał do jednej z rodzin, która miała szczególnie przyjemny zbiór 78-ek. Za pierwszym razem powiadomili go, że są w żałobie po śmierci krewnego ojca, później opłakiwali krewną matki. Za każdym razem zbywali go tak samo, aż wreszcie musiał się poddać. Inna kobieta nie chciała sprzedać mu płyt w Dzień Pański. Wrzucił więc pieniądze do skrzynki na listy, żeby mogli dokończyć transakcję w poniedziałek.

Innym razem Bussard był bliski rabunku. „Pewna dama pokazała mi swoje płyty, ale potem zmieniła zdanie. Nie zdzierżyłem. Pragnąłem tych płyt ponad wszystko, cisnąłem jej więc na podołek 50 dolarów, chwyciłem pudło i uciekłem nie oglądając się za siebie”.

W podróżach towarzyszył mu nieraz Leon Kagarise. Spotkali się pod koniec lat 50-tych, kiedy Bussard kupował w jego sklepie w Baltimore głośniki stereo. Oboje przepadali za 78-ami i szybko się polubili. Kagarise wędrował z Bussardem po całym Południu. Po kilku wyprawach, Kagarise zaczął mieć się na baczności przed Bussardem, którego determinacja nieraz wprawiała go w popłoch. Pewnego razu Kagarise siedział w wozie przed górską chatą, czekając aż Bussard dobije targu. „Był tam może 15 minut, kiedy usłyszałem dzikie wrzaski. Joe darł się na staruszkę, a ona na niego. Nie chciała widać sprzedać mu płyt, bo wrzeszczał na nią „A niech ci je wsadzą do trumny i pochowają je razem z tobą przeklęta kobieto!” Staruszka miała 70, albo 80 lat, a Joe niemal doprowadził ją do zawału”.

Bussard i Kagarise pozostali jednak przyjaciółmi, a Kagarise był na jego weselu. Ale na początku lat 80-tych poszedł własną drogą. Tłumaczy, że był zmęczony tym, że Bussard przywłaszcza sobie większość płyt, jakie odkrywali podczas podróży (spośród 14 płyt Black Patti nie podzielił się ani jedną). Umawiali się ponoć dzielić pół na pół. Bussard upiera się jednak, że to on miał mieć pierwszeństwo. Obaj przyjaciele nie rozmawiają już ze sobą dobre 15 lat.

Bussard nie jest jeszcze zdecydowany, kto odziedziczy po nim kolekcję. Nie zamierza oddać jej Bibliotece Kongresu, ani żadnej innej publicznej instytucji. Przedstawiciele biblioteki przyznają, że marzyliby o takiej kolekcji, ale Bussard słyszał straszne opowieści o tym, jak to kolekcje podarowane państwowym instytucjom pozostają przez lata w kartonach. Nieodpakowane, zapomniane, zlekceważone. Z jego kolekcją tak nie będzie. Nigdy. “Nie dam im za żadne skarby moich płyt – mawia – kiedy dostaną je w swoje ręce, wepchną w jakąs dziurę. I tam już zostawią”. Może zostawi je żonie, albo córce? Nie spieszy się jednak, planuje jeszcze trochę pożyć. “Nie bójcie się o mnie, zostanę tu jeszcze ze dwadzieścia lat, żeby cieszyć się moimi płytami” – oświadcza.

Jedno jest pewne, Bussard póki żyje nie podzieli się z nikim swoimi zbiorami. „Musiałby na wpół umrzeć z głodu zanim sprzedałby choć jedną z płyt w tym pokoju – przyznaje żona – już prędzej wylądowałby w chlewie, niż rozstał się z nimi. A i wtedy nie wiem, czy by je sprzedał. Pewnie położyłby się na nich i umarł”.

Rzadko można zobaczyć Bussarda w nie swojej piwnicy, ale dziś siedzi w niej rzeczywiście. Przejechał sześćdziesiąt mil, by odwiedzić Jacka Towersa, jednego z najbardziej szanowanych w kraju inżynierów dźwięku, specjalizujących się w restauracji starych nagrań. Mają razem zgrać kilka 78-ek Bussarda na potrzeby projektu Time-Life Music. Od czasu wprowadzenia CD, Bussard niemal nieustannie nagabywany jest przez kompanie płytowe. Jego płyty wznawiano częściej, niż kogokolwiek innego, ubiegała się o nie zwłaszcza Yazoo – wytwórnia specjalizująca się w przedwojennym bluesie (wykorzystuje ona sławnego pawia Black Pattie), która wydała tak znakomite serie, jak „The Roots of Rap” czy „Jazz the World Forgot”. Dzięki tym projektom, brzmienie lat 20-tych i 30-tych stało się znane szerokim rzeszom miłośnikom muzyki.

„Joe Bussard zdziałał dla tej muzyki więcej, niż ktokolwiek inny na świecie – mówi Richard Nevins, szef Yazoo i jej siostrzanej wytwórni z New Jersey, Shanachie – uchronił ją od zapomnienia i ukazał światu, a dla jej spopularyzowania zrobił więcej, niż jakakolwiek państwowa instytucja. Po co one w ogóle istnieją? Dupki z Biblioteki Kongresu ani myślą, by dzielić się 78-kami z ludźmi. Inna sprawa, czy mają w ogóle czym się dzielić. Na szczęście jest Bussard. Kiedy goniec UPS przywiezie mu paczkę, nie wypuści go, zanim nie nastawi mu jakiejś płyty. Nawet w Australii są ludzie, którzy mają taśmy z jego kolekcji.”

Nevins, który sam ma światowej klasy kolekcję 78-ek, jest jedyną osobą, której Bussard wysyła też swoje własne płyty. Pakuje je na tą okazję w ręcznie robione, drewniane pudełka ze specjalnymi przegródkami. Zwykle jednak sam towarzyszy w drodze do studia ukochanym płytom.

Podczas sesji, Bussard nie rusza się ze studia, podrygując w takt muzyki. Towers, elegancki, siwowłosy gentleman po osiemdziesiątce, siedzi cicho za konsoletą. Towers nie przepada za hillbilly i country-bluesem, ale grzecznie zachowuje swe zdanie dla siebie. Jego pasją są big-bandy, Ellington, Count Basie i Ben Webster, a portrety ikon bluesa wypełniają ściany, bardziej podobne rodzinnym fotografiom, niż muzealnym eksponatom. Dla Towersa wszyscy, a zwłaszcza Webster, są zresztą bliscy, jak przyjaciele. „Nie przepadam za wczesnym bluesem, ale pasja Joego mnie uwodzi” mawia.

Po sesji Towers puszcza nam nagrania z własnej kolekcji. To w większości powojenny jazz. „Posłuchajmy teraz prawdziwej muzyki” miałby pewnie ochotę powiedzieć, ale wrodzona uprzejmość mu na to nie pozwala. Towers kupował płyty w latach dorastania, studiów, pracy i małżeństwa. Dokumentują jego życie. Niewiele ich, może kilka setek. Zaprasza do słuchania żonę, ale ta wymawia się przygotowywaniem kanapek. Puszcza nam testową płytę Ellingtona z początku lat 40-tych, złotej ery big-bandów. Bussard wygląda, jakby miał eksplodować. „Duke zszedł na psy po 1933 roku” mamrocze wściekle.

Siedzimy w podniszczonym lokaliku za miastem. Bussard lubi tu przychodzić na obiad. „Nie puszczają tu tego wściekłego brzdąkania” mawia. Wszyscy goście są już w wieku emerytalnym, serwuje się niemal wyłącznie smażone pomidory. Bussard jest w podłym nastroju. Potencjalny interes przeszedł mu koło nosa. Jedna z mieszkanek pobliskiego miasteczka miała ponoć w domu rzadką kopię „Crossroads” Roberta Johnsona, wydaną przez Vocalion. Nagabywał ją o nią już od zeszłej jesieni, dzwonił, prosił, schlebiał, żebrał.

„Obiecałem, że zapłacę jej dobrą cenę. Jeśli jest w dobrym stanie dałbym za nią 300 dolarów – krzywi się – podłość ludzka nie zna granic. Najtrudniej dojść do ładu z tymi, którzy mają kilka płyt, ale nie są kolekcjonerami. Prosiłem, żeby pozwoliła mi chociaż na nią spojrzeć, ale się uparła. Nie będę więcej do niej dzwonił. Pójdę i stanę na jej progu. Co to za ludzie nieużyci. Co innego gdybyś chciał kupić ich stół, łóżko, albo pralkę, ale płyty, o to zupełnie co innego. Mam już jej powoli dość. Mam kupę płyt. Ale nigdy nie mam dość.”

Dżip pełen nastolatków prześlizguje się za oknem, dudniąc ciężkim rapem. „Posłuchajcie tego shitu – sarka Bussard – bum, bum, bum”. I znów zaczyna chwalić lata 20-te, „zaranie zachodniej cywilizacji”. Ameryka sięgnęła wtedy szczytów, w architekturze, filmie, a przede wszystkim muzyce i tak wysoko nigdy już nie zajdzie. Muzycy wiedzieli wówczas, jak używać instrumentów, zespoły grały razem jak rodziny (wielu muzyków było ze sobą w istocie spokrewnionych), a płyty były dziełami sztuki od warstwy muzycznej po liternictwo na okładce. Tak to były świetlane czasy. Żywe były style regionalne. Później nowoczesna technika, wliczając w to ukochane 78-ki Bussarda, zalała rynek niwecząc dawne tradycje.

Bussard przerywa na moment, by złożyć zamówienie. „Prosimy ŚWIEŻO zmieloną kawę”. Obserwuje potem nieufnie kelnerkę. “To nie jest świeża kawa, panienko – mruczy pod nosem – widziałem dobrze. Mnie nie oszukasz!”. Kiedy dziewczyna wraca, Bussard nie zaprząta sobie jednak głowy strofowaniem. „Lubisz bluesa?” pyta za to.

Kelnerka, na oko 25 letnia dziewczyna, zastanawia się chwilę, a potem przyznaje radośnie: „O tak, lubię Big Boppera i Chucka Berry’ego, moi rodzice ich słuchali!” Jej twarz jaśnieje, jakby właśnie wygrała w teleturnieju. „Tam do licha – sarka Bussard gniewnie – co to za blues? Słyszałaś dziewczyno Charliego Pattona?”

Tłum. by ingeborg

http://www.washingtoncitypaper.com
http://www.myspace.com/joebussard
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-24
54 lat temu...
1970.04.24 w Chicago zmarł w wieku 40 lat Otis Spann, pianista Muddy Watersa i jeden z najważniejszych muzyków Chicago.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..