reklama  
 
  play  
Piątek, 29 Marca w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Robert Nighthawk - George Mitchell Boxset, Disc 6 - Canned Heat"
Jazz
  Aktualnie: "Charles Mingus - Changes One - Remember Rockefeller At Attica"
Blues Standards
  Aktualnie: "Muddy Waters Tribute Band - You`re Gonna Miss Me (When I`m Dead&Gone) - Messin` With The Man -Bob Margolin,voc.bass&git.(li) Sonny Landreth,sl.git.(re)"
Soul
  Aktualnie: "Holmes Brothers - In The Spirit - When Something Is Wrong With My Baby"
Bluesrock
  Aktualnie: "Neil Young - Freedom - Rockin` In The Free World (Electric)"
Polski blues
  Aktualnie: "Kulisz Projekt - Ciemnogranie - Nowa historia"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14967828]  Wizyt łącznie
 [14018]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [1]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
COREY HARRIS. PEŁEN KRĄG  
Autor: administrator, 2010-06-23 19:15:10
COREY HARRIS. PEŁEN KRĄG. Living Blues No 206, 04/05.2010

by Scott Baretta

Czternaście lat temu Corey Harris pojawił się na okładce Living Bluesa (nr 126) tuż po wydaniu swej debiutanckiej płyty “Between Midnight And Day” (Alligator, 1995). Album, sycący słuchaczy tradycyjnym, akustycznym bluesem, zwiastował narodziny artysty, którego wysmakowany styl gry zaprzeczał faktowi, że nie przekroczył jeszcze trzydziestki, a każdy kolejny album był świadectwem dalszego rozwoju muzycznej palety. W 2007 roku siłę eklektycznych wizji Harrisa i jego niestrudzone poszukiwania nagrodzono prestiżową nagrodą Fundacji MacArthura.

W „Fish Ain’t Bitin’” (Alligator, 1997) Harrisa kontynuuje nurt archaicznego country bluesa, ale sięga również po brzmienie brass-bandów, których grą zachwycił się na nowoorleańskim Jackson Square. „Greens From The Garden” (Alligator, 1999) prezentuje, obok wielu innych inkluzji, brzmienia karaibskie, będące owocem głębokiego utożsamiania się Harrisa z kulturą afrykańskiej diaspory.

Nowoorleańskie fascynacje Harrisa wieńczy „Voodoo Menz” (Alligator, 2000), nagrany w duecie z pianistą z Crescent City, Henrym Butlerem.
Pod koniec lat 90-tych Harris przenosi się do Charlottesville w Wirginii, a łatwość z jaką stapia w jedność wiele stylistycznych wątków znajduje wyraz w podwójnym, wydanym samodzielnie albumie „Live At Starr Hill” (2001) i „Downhome Sophisticate” (Rounder, 2002), na której Harrisowi towarzyszy bliski mu muzycznie Olu Daru. W 2003 – Roku Bluesa – Harris pojawia się jako muzyczny przewodnik w reżyserowanym przez Martina Scorcese dokumencie „Feel Like Going Home”, podążając tropami bluesa aż do Afryki, na kontynent, który odwiedzał dobry tuzin razy. W tym samym rok ukazała się kolejna płyta Harrisa „Mississippi To Mali” (Rounder, 2003), autorski projekt Harrisa, zrealizowany we współpracy z wieloma artystami, m. in. Alim Farka Tourem, Samem Carrem, Bobbym Rushem i Rising Star Fife And Drum Band.

Na trzech ostatnich albumach Harrisa na czoło wysuwa się reggae, wyraz rastafariańskich przekonań Harrisa. Rastafariańska duchowość przenika teksty „Daily Bread” (Rounder 2005), apogeum osiągając w „Zion Crossroads” (Telarc 2007). Najnowszy krążek Harrisa „blu.black” (Telarc 2009) łączy reggae z uduchowioną gałęzią R&B i – co znaczące – zamyka się emocjonalnym bluesem.

Skala muzycznych eksperymentów Harrisa musiała bez wątpienia zbić z tropu część fanów jego wczesnej muzyki, a jednak Harris nadal chętnie powraca do korzeni, występując solowo w stylu zbliżonym do tego, jaki znaleźć można na jego pierwszym albumie. Jednym z projektów nad którymi obecnie pracuje jest akustyczny album nagrywany wspólnie z harmonijkarzem Philem Wigginsem. Harris miał szczęście do publiczności i producentów. Wszystkie jego muzyczne projekty spotykały się z żywym odzewem. Dziś zatoczył pełen krąg, a jego płyty dokumentują twórczą poszukiwania, wyrastające z bluesowych korzeni.

„Nawet wówczas, kiedy gram bluesa w jego najbardziej ortodoksyjnej formie, akceptowanej przez bluesowych purystów, nie jestem w stanie zadowolić każdego – mówi Harris – zawsze znajdzie się ktoś, kto powie „Tego nawet nie próbuj mi grać” albo „No nie, znowu zaczyna...”. A znów inni będą wniebowzięci. Tego się nie uniknie, wierzcie mi. Z muzyką jest podobnie, jak z jedzeniem – nie poznasz pewnych smaków, zanim ich nie skosztujesz”.
„Blues rozrasta się i rozkwita. Ważne, by pokazywać całe jego bogactwo, a nie skupiać się jedynie na korzeniach. Poważajmy korzenie, pielęgnujmy je, lecz ceńmy i drzewo”.

Corey Harris urodził się 21 lutego 1969 roku w Denver w stanie Kolorado, miejscem, które nie kojarzy się automatycznie z bluesem. Malując swoje muzyczne tło, Harris odwołuje się do długiej, choć słabo znanej, historii Afroamerykanów zamieszkałych w górzystych rejonach kraju, wspomina też, że jego rodzice przybyli z Południa i dbali o zachowanie rodzimych tradycji. „Myślę, że postępowali podobnie, jak emigranci, którzy przybyli do Stanów zza morza – tłumaczy Harris, który jako dziecko często odwiedzał Teksas, rodzinny stan matki – kiedy rodzą im się dzieci, starają się wychować je w rodzimej tradycji, gotują im potrawy, które jedli w domu i puszczają muzykę, której sami w młodości słuchali”.
Podobnie Harris ocenia pokrewieństwo pieśni, których słuchał w kościele i świeckiej muzyki, którą później go zafascynowała.
„Blues i religia karmią się tą samą muzyką, wyrastają ze wspólnych korzeni. Jeśli nie pozna się czarnego kościoła, nie pozna się i bluesa. Nie da się odseparować bluesa od szerszego tła kultury z której wyrósł.”

Harris zetknął się z bluesem po raz pierwszy dzięki nagraniom, a kiedy skończył jedenaście lat matka zabrała go na występ B.B. Kinga. „Wcześniej słuchałem płyt B.B. Kinga i Z.Z. Hilla – wspomina Harris – moi rodzice znali też T-Bone Walkera, prawdopodobnie dlatego, że pochodził z tych samych stron, co moja matka. Mama opowiadała mi też o Eddiem Cleanhead Vinsonie, jedna z naszych kuzynek się z nim spotykała”.
Harris grał w szkolnych zespołach, a później występował z rozmaitym repertuarem na ulicach Denver i Boulder. Nie czuł się jednak szczęśliwy w Kolorado, a poczucie kulturowej pustki sprowokowało jego późniejsze poszukiwania.

„Czułem, że żyję w miejscu, które omija historia – opowiada Harris – pragnąłem poznać świat, zobaczyć co jest na końcu drogi. Dziś Kolorado nie różni się od L.A. Zawsze było tu wielu Meksykanów, ale dziś można też spotkać mnóstwo przybyszów z Afryki, a w samym Denver żyje wielu Etiopczyków. Gdybym przyszedł na świat nieco później, może nie musiałbym wędrować tak daleko, żeby odnaleźć to, za czym tęskniłem”.

Po ukończeniu liceum Harris rozpoczął studia na Bates College w Maine. Zakończyły się one honorowym doktoratem z muzyki w 2007 roku. Podczas studiów Harris odwiedził Francję, gdzie koncertował na ulicach, i Kamerun. Podróż ta okazała się dużo bardziej znacząca dla rozwoju świadomości rasowej i własnej tożsamości, niż muzycznych wizji.

„Nie pojechałem do Kamerunu, żeby badać muzykę, czy poznawać afrykańskie rytmy – wyjaśnia Harris – pojechałem tam, bo chciałem jechać do Afryki. Odkąd sięgnę pamięcią było to moim najgłębszym pragnieniem. Pisano o mnie, że tam właśnie zacząłem studiować muzykę Afryki. Głęboko angażuję się we wszystko, co robię, ale nie jestem muzykologiem. Męczą mnie takie porównania. Cenię muzykę i podążam jej tropami, ale robię to dla samego siebie. Nie badam muzyki. Kocham ją.”

„Pobyt w Afryce wywarł na mnie ogromne wrażenie. Widzieć podobizny czarnych osób na monetach, wejść do restauracji, biura, czy baru, w którym na ścianie wisi portret czarnego prezydenta, to niezapomniane przeżycie dla kogoś, kto sam ma czarną skórę. Uderzyło mnie, że czarny o wysokiej pozycji to tu codzienność, a nie wyjątek, jak u nas w Stanach. Pierwszego dnia szedłem ulicami pełnymi czarnych twarzy i po raz pierwszy w życiu czułem, że jestem u siebie, że nie należę do czarnego getta.”

Nowy Orlean

Po zakończeniu studiów Harris przeniósł się do Luizjany, gdzie uczył w szkole publicznej w prowincjonalnym Belle Rose, półtorej godziny na zachód od Nowego Orleanu. Po jakimś czasie osiadł na stałe w mieście, coraz bardziej oczarowany tamtejszym podejściem do country bluesa. „Sposób w jaki Nowoorleańczycy interpretują bluesa wywarł wielki wpływ na moją muzykę – wspomina Harris – mieszkałem przez rok w Zachodniej Afryce, później na miesiąc, czy dwa zatrzymałem się w Kalifornii, by wreszcie ruszyć na wschód. Kiedy dotarłem do Nowego Orleanu, poczułem „Jestem znów w Afryce!”. Muzyka, jedzenie – ryż z fasolą, okra, kapusta, czy muszę więcej wymieniać? Muzyka jest tu częścią codziennego życia, a muzyczna tradycja ściśle związana jest z geografią tej ziemi. Brzmienie Nowego Orleanu nie ma sobie równego. Ulice kipią muzyką, dzieci grają przed domami na trąbkach.”

„Wczoraj wieczorem poszedłem w Richmond na koncert Trombone Shorty’ego (jednego z najbardziej znanych muzyków brass-bandów). Pamiętam go wciąż, jako sześciolatka z Dzielnicy Francuskiej. Widywałem też jego brata, Jamesa Andrewsa, Coreya Henry’ego, Kermita Ruffinsa i ich brass band “All That”. Ci młodziutcy muzycy sprawili, że zapragnąłem odnaleźć swoje własne miejsce. Kochałem Nowy Orlean, ale nie byłem stąd, a muzyka Nowego Orleanu nie była moją muzyką. Byłem tu tylko gościem, który ją kocha i pragnie poznać.
„Miasto było tyglem, w którym spotykali się muzycy z całego świata, wszystkich narodowości i kolorów skóry. Pobyt tam sprawił, że zwróciłem się ku bluesowi. Grałem wcześniej bluesa, grałem też wiele folku i reggae, zawsze próbowałem je ze sobą łączyć. Ale musiałem zarabiać i musiałem skupić się na jednym.

Fascynacja bluesem dała o sobie znać na pierwszej płycie Harrisa. Znalazły się na niej, obok autorskich kompozycji, także możliwie wierne interpretacje utworów przedwojennych bluesmanów, z Charleyem Pattonem, Sleepy Johnnym Estesem i Bukką Whitem. Debiutancki album i nagrane później płyty wyniosły Harrisa na wyżyny bluesowej sceny, otwierając przed nim drogę do występów u boku B.B. Kinga i Buddy Guya.

Młode pokolenie?

Pierwsza płyta Harrisa ukazała się w tym samym mniej więcej okresie, co debiutanckie nagrania Alvina Youngblood Harta i Keba Mo’. Całą trójkę przyjęło się opisywać jako „nowe pokolenie afroamerykańskich bluesmanów odkrywających swoje korzenie”. Harris, dziś czterdziestolatek, parska śmiechem, słysząc te wywody. „To etykietka sprokurowana na potrzeby reklamy, nośna i całkiem przyjemna – mówi – ale daleka od prawdy. Guy Davis ma dziś ponad pięćdziesiąt lat, podobnie Keb’ Mo’, a ludzie wciąż mówią o nich, jako o nowej generacji muzyków. Nawet Alvin skończy w tym roku 45 lat. Dla mnie oznacza to jedno: kiedy jesteś czarny, nie masz szans zaistnieć w bluesie, zanim nie będziesz naprawdę stary. Wtedy wszyscy nagle się budzą i wołają „Ach, jaki świetny, stary bluesman!”. Za to kiedy jesteś młody i biały, będzie ci w życiu o wiele łatwiej. Nie będziesz musiał czekać latami, wydasz płytę i – bum! – zaszczyty i fani spadną ci jak z nieba.”

„Phil Wiggins ma dziś 55 lat, a ludzie wciąż mówią o nim „to młode pokolenie bluesa”. Jakie tam z niego młode pokolenie. Phil siedzi w bluesie od lat, jest weteranem. Nie mogę dociec, skąd to się bierze, ale drażni mnie to nielicho. To cholerny idiotyzm musieć czekać, aż się zestarzejesz, żeby cię docenili.” „Myślę, że dzieje się tak w dużej mierze dlatego, że większość kupującej płyty publiczności nie jest czarna. Dominują biali, bez względu na to, czy mowa o bluesie, reggae, hip-hopie czy R&B. Jedynie biali wspierają muzyków wszystkich prądów i kolorów skóry, tylko oni kupują płyty.”

Afryka na nowo odkryta

Choć Harris słuchał muzyki afrykańskiej jeszcze przed swoją podróżą do Kamerunu, za punkt zwrotny uważa swój pierwszy pobyt w Mali pod koniec 2000 roku. Wtedy właśnie zrodziła się jego fascynacja muzyką Afryki. W Living Bluesie nr 157 opowiada szczegółowo o swych doświadczeniach, wspominając występy z malijskim mistrzem muzyki Boubakarem Traore z Bamako, stolicy Mali.
„Manager Traore zaprosił mnie, bym otworzył jego koncert – wspomina Harris – To było wspaniałe. Nie wiem skąd się o mnie dowiedzieli. Nie wiedziałem jakiej muzyki się spodziewać, czułem się, jakbym grał w telewizyjnym turnieju.”

Harris wrócił do Mali kilka lat później, kiedy nagrywał materiał do dokumentu „Feel Like Going Home”. „Czułem się zaszczycony, mogli wybrać każdego. Wciąż jeszcze czułem się w bluesie nowicjuszem – wspomina – to najwspanialsza rzecz, jaka mi się przydarzyła, moje największe dzieło. Dziś wszędzie na świecie spotykam ludzi, którzy mnie rozpoznają. Nie spotyka mnie to może każdego dnia, ale całkiem często.”
„W Ameryce film transmitowała PBS, ale poza Stanami film potraktowano z szacunkiem należnym dziełu sztuki, sądzę więc, że wywarł tam o wiele większe wrażenie. Zwłaszcza w krajach takich jak Francja, gdzie Ali Farka Toure jest tak dobrze znany, a malijska muzyka jest od dawna ceniona. Także w Ameryce film musiał przemówić do części odbiorców, zmienić ich sposób myślenia”.

Choć Harrisa cieszyła praca w filmie, pracując pod cudzą pieczą czuł się jednak zupełnie inaczej, niż podczas wcześniejszych podróży, kiedy w planach miał jedynie występy, muzykowanie z przyjaciółmi i odwiedziny u znajomych. Filmowcy nie ograniczali się tylko o trzymania kamery. Nie mogłem do końca stanowić o sobie, postanowiłem więc wrócić do Mali, by zrealizować własny projekt. Tak właśnie powstała płyta „Mississippi To Mali”.

Podróż do Afryki pomogła Harrisowi odnaleźć muzyczne korzenie, zapoczątkowując jego liczne wizyty na Południu Stanów.
„Wspaniale jest być w Mississippi, historia daje tu o sobie znać na każdym kroku, a przebywanie w pobliżu muzyków, którzy opowiadali mi o swoich muzycznych początkach, otworzyło przede mną nowe horyzonty. Jednym z pierwszych bluesmanów, z który się zetknąłem był mieszkaniec Clarksdale – Big Jack Johnson, dla mnie prawdziwie wielka postać. Przed jego poznaniem byłem tylko kimś, kto kocha bluesa i gra go, jak potrafi. Big Jack wielkodusznie wziął mnie pod swoje skrzydła, opowiedział mi o bluesie. Spędziłem także trochę czasu u boku Wesleya „Junebug” Jeffersona. Wiele godzin przesiedziałem w Delta Blues Museum. Pojechałem odwiedzić Juniora Kimbrougha w jego juke-joincie, zobaczyć go na scenie razem z R.L. Burnsidem. Dzięki tym przeżyciom na nowo odkryłem bluesa, a później z ich pomocą odnalazłem własne brzmienie”.

W ostatnich dziesięciu latach Harris, który mówi płynnie po francusku, niejednokrotnie powracał do Mali, odwiedzał Gwineę, Maroko, Sierra Leone i Etiopię. Będąc w Stanach pozostaje w kontakcie w muzyką Afryki dzięki występom z afrykańskimi muzykami - m.in. Cheikhem Hamala Diabate, Malijczykiem mieszkającym obecnie w Waszyngtonie, który pojawia się na „Zion Crossroads” Harrisa.

Reggae i Rastafari

„Zion Crossroads” to świadectwo fascynacji Harrisa reggae, a jego obecny skład podczas występów live, dobrze czuje się w tym gatunku, podobnie zresztą jak w każdym innym kierunku, jaki obierze Harris. Klawiszowcem Harrisa, a zarazem producentem blu.black, jest Chris „Peanut” Whitley, muzyk z Wirginii, o bogatym doświadczeniu w prowadzeniu grup korzennego reggae.
„Grał piętnaście lat w składzie Culture, aż do śmierci Josepha Hilla. Był dyrektorem muzycznym grupy – wyjaśnia Harris – grał też w Itals, Meditations, Eek-A-Mouse, Abyssinians. Znał największych muzyków gatunku, a z większością z nich także koncertował”.

Ciało zespołu tworzą muzycy, których rozmaite muzyczne korzenie odpowiadają dalekosiężnym wizjom muzycznym Harrisa. Basista Ralph Du'Jour to rodowity Haitańczyk, perkusista Ken Joseph pochodzi z Trynidadu, a saksofonista Gordon Jones, zdaniem Harrisa „wie, jak zabrzmieć jak banan, jak patat, ma to tropikalne brzmienie”.
Mówiąc o reggae Harris podkreśla, że inspirację czerpie raczej z muzyki świata, niż brzmień Jamajki, z którą gatunek najczęściej jest kojarzony.

„To coś, do czego zmierzałem od bardzo dawna – wyjaśnia Harris – pierwsze dredy zobaczyłem, kiedy byłem z matką na Bahamach, kiedy byłem nastolatkiem moja siostra szalała za Bobem Marleyem i Peterem Toshem, nasz pastor był Jamajczykiem, opowiadał mi nieraz o wierze, Rasta i muzyce reggae. Wtedy zaczęła się moja fascynacja reggae. Dla mnie to w znacznej części owoc Afryki. Ludzie kojarzą reggae z Jamajką, podczas gdy w rzeczywistości Rastafarianie związani są z Etiopią.

Reggae stało mi się szczególnie bliskie, kiedy pojechałem za ocean i spotkałem afrykańskich Rasta. Poczułem wtedy, jak silny jest nurt rasta na kontynencie, poznałem ludzi, którzy mówią o wspólnym działaniu, jedności afrykańskiej diaspory. W Afryce witają mnie, jakbym po latach powracał do domu. Nie jestem tam obcym i dlatego tak często powracam do Afryki.
Obcym jestem w Europie, obcym w większości stanów Ameryki. Ale w Afryce nigdy takim się nie czuję. Może to utopia, ale tam właśnie czuję się jak w wytęsknionym domu.

Rastafariaznim jest dla mnie źródłem inspiracji, pozwala mi spojrzeć głęboko w moją własną przeszłość. Choć mam amerykański paszport, czuję się czarnym obywatelem świata. Kiedy stanąłem na afrykańskiej ziemi odkryłem, że tam właśnie tkwią moje korzenie, że to Etiopia jest kolebką cywilizacji. W czasach starożytnych Greków i Egipcjan, Etiopia była centrum religii, filozofii, astronomii i sztuki, a Rastafarianie uczą ludzi, że tam właśnie tkwią korzenie, że stamtąd wywodzi się nasza kultura.

Nagroda MacArthura

Choć sklepy muzyczne mogą mieć nie lada problem, próbując znaleźć właściwą półkę dla płyt Harrisa, jego eklektyczne prace wzbudzają zainteresowanie poza bluesowym kręgiem i otwierają przed artystą wiele drzwi. Listę jego współpracowników otwiera Wilco i DJ muzyki house Carl Craig, a zdolność Harrisa do eksploracji nowych muzycznych terytoriów oceniono najwyżej przyznając mu w 2007 roku prestiżową nagrodę MacArthura, przyznawaną w powszechnej opinii jedynie geniuszom, a wraz z nią przeszło pół miliona dolarów.
Zgodnie ze statutem fundacji MacArthura wyróżnienie takie przyznaje się indywidualnościom wykazującym „wyjątkową kreatywność i potencjał, zwiastujący istotne osiągnięcia w przyszłości”.

“Czułem, jakby nagroda spadła mi z nieba – opowiada Harris – byłem ogromnie wdzięczny, wspaniale było znaleźć się w gronie laureatów, poznać ich wszystkich. Nagroda MacArthura to ogromne wyróżnienie, ważniejsze niż same pieniądze. To zaszczyt zostać przyjętym do równie godnej kompanii. Mam nadzieję, że poznam pewnego dnia pozostałych laureatów”.
Choć nagroda pozwoliła Harrisowi odetchnąć od trosk materialnych i koncertowania i zająć się sztuką, twierdzi, że nie zmieniła w znaczący sposób jego życia.

„Nie spocząłem na laurach. Wciąż staram się wychodzić z muzyką do ludzi, wiele czasu spędzam na graniu, albo myśleniu o nim, o gitarze. Mój plan dnia nie uległ zmianie. Miło byłoby umieć odpocząć, ale ja chyba tego nie potrafię. Wciąż mam poczucie, że należę do undergroundu, że jestem nieznany. Niejeden raz w mojej karierze szedłem pod prąd, mówiłem „nie”. Gdybym tak nie robił, może byłbym teraz sławniejszy, ale to była kwestia zasad. Czułem, że muszę być wierny moim przekonaniom.

Pisanie dla Living Bluesa

Swoje przekonania Harris wyraża również w artykułach i recenzjach pisanych dla naszego magazynu. „Mam wrażenie, że to bardzo ważne, by czarni pisali o czarnej muzyce, by wypowiadali się ci, którzy sami związani są z muzyką, a nie tylko ją kochają – opowiada – ludzie uważają, że mają prawo pisać o czarnej muzyce, choć tak naprawdę niewiele wiedzą o czarnych. Spójrzcie na mnie, ogromnie lubię muzykę klezmerską, mam kolekcję płyt klezmerów, ale to nie uprawnia mnie do pisania o ich muzyce i życiu Żydów. Tak się jednak dzieje, że kiedy jesteś biały i masz półki pełne nagrań, automatycznie uznają cię za autorytet. Ciekawa sprawa.

„Myślę, że musimy najpierw uświadomić sobie, skąd się wywodzimy. Jedyne doświadczenia, do których mamy prawo, to nasze własne doświadczenia. Nie doświadczymy tego, czego doświadczają inni, nawet jeśli kochamy muzykę, choć ludzie mają prawo kochać to, co chcą. Mamy prawo grać to, co gramy, jednak nie oszukujmy sami siebie, to nie to samo. Eric Clapton to nie to samo, co Otis Rush. Eric może grać te same akordy, nuta po nucie, ale nie zmieni to faktu, że dorastał w Anglii. Mówić, że reprezentuje to samo co Rush, to zubożenie rozważań, zubożeni percepcji.
Bądźmy świadomi tego, skąd się wywodzimy i trwajmy przy tym.”

tłum. by_ingeborg

http://www.livingblues.com
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-03-29
58 lat temu...
1966.03.29 w Chicago w ulicznej bójce zginął Jazz Gillum, harmonijkarz bluesowy z Indianoli w Missisipi, partner Big Billa Broonzy'ego. Przeżył 62 lata.

50 lat temu...
1974.03.28 w Nassawadox zmarł Arthur ''Big Boy'' Crudup, jedna z czołowych postaci Delta bluesa, ulubiony wykonawca Elvisa Presleya. Ur. w Forest, Missisipi, 24.08.1905

56 lat temu...
1968.03.29 w Ottawie ur. się Sue Foley, kanadyjska wokalistka i gitarzystka bluesowa.

57 lat temu...
1967.03.29 w Cleveland ur. się John Popper, lider Blues Traveler, harmonijkarz, gitarzysta i wokalista blues-rockowy.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..