reklama  
 
  play  
Wtorek, 23 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Neal Pattman - Prison Blues - Five Long Years"
Jazz
  Aktualnie: "Herbie Hancock - Head Hunters - Vein Melter"
Blues Standards
  Aktualnie: "Eric Clapton - Just One Night CD2 - Cocaine"
Soul
  Aktualnie: "Aretha Franklin - Queen of Soul - Vol. 3 - Son of a Preacher Man"
Bluesrock
  Aktualnie: "Bad Company - Bad Company - Don`t Let Me Down"
Polski blues
  Aktualnie: "Dzem - Cega - Oh, Sodka"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14993861]  Wizyt łącznie
 [18329]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
IT'S A MS. JODY THANG!  
Autor: administrator, 2010-07-03 18:06:01
IT'S A MS. JODY THANG!, Living Blues No 205, 02/03.2010

By Lee Hildebrandt

Choć zamieszkują jedno ciało Vertie Joann Delapaz i Ms. Jody to dwie całkiem różne osoby. Jedno jest pewne Ms. Jody to prawdziwa diva południowego soulu.

Vertie jest córką kaznodziei i dawną nauczycielką ze szkółki niedzielnej, która spędziła większą część dorosłego życia wychowując sześcioro dzieci i opiekując się starszymi ludźmi z sąsiedztwa. Śpiewała im a capella Amazing Grace, Jesus Gave Me Water i inne kościelne pieśni, starając się naśladować swoją ulubioną śpiewaczką gospel, Shirley Caesar. Vertie to dobrze wychowana, raczej nieśmiała dziewczyna z prowincji, która przepada za jazdą konną i wyścigami jeepów, a wolny czas spędza na rodzinnej, dwudziestopięcioakrowej farmie w Bay Springs w Mississippi.

„Ms. Jody to po prostu postać, jaką gram” – opowiadała Vertie przed sesją nagraniową dla wytwórni Ecko Records z Memphis, gdzie przed czterema laty rozpoczęła się jej profesjonalna kariera.
Na okładce płyty “It's A Ms. Jody Thang!”, jej czwartej i jak na razie ostatniej płyty wydanej w Ecko, Jody, dojrzała tygrysica, karmi z ręki barczystego, młodego mężczyznę w kajdankach. Tytuły piosenek: You've Got To Play With It Before You Lay With it, You're A Good Man But A Lousy Lover, and He Takes Me Around The World Without Leaving The Bedroom sugerują erotyczną naturę większości piosenek. Denise LaSalle, której muzyka zainspirowała Vertie u progu kariery, sięgała po te atuty już w latach 80-tych, a Millie Jackson nawet wcześniej, ale Ms. Jody nadaje muzyce jeszcze bardziej zmysłowy wymiar.
„Ludzie mówią, że jestem nieobyczajna – wyjaśnia tłumom na koncercie w Meridian, promowanym przez O.B. Buchana, kolegę z wytwórni – ale ja nie jestem „nasty”, jestem po prostu „nice-ty”. Nie owijam w bawełnę, jak jest, tak śpiewam”.

Ms. Jody jest w ciągłym ruchu, jej stopy wybijają takt, a biodra kołyszą się wdzięcznie w rytm pulsującego, soulowego groovu Total Control, pięcioosobowego składu, który dzieli z Buchaną. Śpiewa dźwięcznym mezzosopranem, w którym pobrzmiewają wpływy Betty Wright.

W pewnym momencie przerywa, pada na kolana i opowiada, ze robi tak zawsze, kiedy jej mąż wraca z pracy, bierze prysznic i rzuca ręcznik na podłogę. „Lubię brać w dłonie jego joystick – uśmiecha się – tak właśnie lubię go nazywać, bo sprawia mi nim tyle uciechy... „Tęskniłeś za mną malutki? – pytam – a on unosi się jak na zawołanie. „Cieszysz się, że mnie widzisz, baby? – pytam – masz ochotę na to, co chcę ci dać?” Taki jest śliczny, taki milutki, że mam ochotę go ucałować – mówię wam.”

Ms. Jody zmysłowo ujmuje mikrofon i liże go czubkiem języka. Jej – głównie kobieca – publiczność szaleje z zachwytu. Na ostatni numer ze swojej drugiej płyty - Big Daddy Don't You Come – zaprasza na scenę ochotnika, sadza go na krześle i wykonuje przed nim zmysłowy taniec. „A gdybym tak dosiadła cię tatuśku – pyta – gdyby moja koteczka otarła się o twoje nogi, co być na to powiedział?”

Trzy dni później, po otwarciu koncertów Wilsona Meadowsa na festiwalach w West Point i Charlestonie, Delapaz stawia się w „jaskini soulu”, jak producent John Ward nazywa ciasne studio nagrań w kwaterze głównej Ecko Records w Memphis. Choć trzy wieczory pod rząd nie schodziła ze sceny, nie martwi się o to, czy jej głos podoła nagraniu trzech nowych piosenek, jakie wyznaczył na ten dzień właściciel wytwórni. Włożyła swój wkład w skomponowanie wszystkich trzech, podobnie jak we wcześniejsze trzy płyty. Nagrano już główne ścieżki, partie klawiszy, gitary i basu wziął na siebie Ward, on również odpowiada za podkład perkusyjny. Czekają jeszcze na dodanie kornet, prawdziwy lub z syntezatora, i chórki.

David Brinston, wokalista ze stajni Ecko, nagrał już wokal do ''You've Qot Something I Want”, stonowanego soulowego utworu pióra Warda i Geralda Rayborna, ale producent zdecydował w ostatniej chwili, że usunie jego głos z części nagrania i zastąpi go wokalem Delapaz. Tekst piosenki leży porzucony na pianinie. Vertie zakłada okulary i wciska ręce do kieszeni czarnych sportowych spodni. Szklana ściana oddziela ją od producenta. Zaczyna się mozolna praca nad zgraniem dwóch głosów.

Delapaz kołysze się do taktu odpowiadając ''I got it'' na wołanie Brinstona ''you got It.'' ''I got just what the doctor ordered, baby” – śpiewa zmysłowo. Pod niespełna godzinie jej partie są gotowe. Całość ukaże się dwa miesiące później na płycie “Dirty Woman” (na której znajdzie się także wersja oryginalna, bez Ms. Jody). „Niewiele jej to zajęło - komentuje Ward – wystarczyło, że raz usłyszała piosenkę”. „Jest niezwykle kreatywna” – dodaje.

Dwa inne kawałki pojawią się na piątej płycie Ms. Jody. Również i one są wkrótce gotowe. Ms. Jody może wracać do domu w Heidelbergu, pięć godzin na południe od Memphis.
Ward spotkał Vertie Delapaz cztery lata wcześniej, kiedy ona i producent Morris J. Williams wynajęli studio Ecko Records na czas nagrywania debiutanckiej płyty Vertie „You're My Angel”. Ward grał na gitarze w jednym z nagranych wówczas kawałków. Pozostałe zarejestrowano wcześniej w Mississippi i Alabamie.

Choć wokal Vertie wywarł wrażenie na Wardzie, nie zdecydował się początkowo na podpisanie kontraktu, wokalistka nigdy wcześniej nie występowała bowiem publicznie. „Sama umiejętność śpiewania nam nie wystarcza – tłumaczy Ward – trzeba nam ludzi obytych ze sceną. Kiedy na niej staniesz, samo śpiewanie ci nie pomoże. A Vertie nigdy nie stała na scenie”.

Mardi Gras Records z Nowego Orleanu zainteresowało się płytą, ale Delapaz uparła się by wydać ją w Ecko, gdzie nagrywała w tym czasie sama Denise LaSalle. „Wyczuwałam tam pozytywne wibracje” – wspomina. Ward w końcu zdecydował się na podpisanie kontraktu. „Vertie nie miała zamiaru się poddać, a sama płyta miała przyjemne, ożywcze brzmienie”.

Vertie Joann Pickens urodziła się 10 listopada 1957 roku w Chicago, gdzie wówczas pracował jej ojciec. Jest trzecim z dzieci Joe i Vivian Pickensów. Kiedy miała rok, przeniosła się wraz z rodzicami i starszym rodzeństwem na farmę w Bay Springs. „Sami produkowaliśmy całą żywność, jaka była nam potrzebna, hodowaliśmy zwierzęta na mięso i sadziliśmy jarzyny – wspomina – farma była duża, nasz ojciec zatrudniał ludzi do pomocy.” Delapaz zbierał groszek, arbuzy i pomidory, pomagała w kurniku i oborze. „Dajcie mi dobry, ostry nóż, a w piętnaście minut obedrę ze skóry wołu – chwali się – potrafię też wybornie patroszyć wiewiórki, szopy i króliki, które ojciec przynosi z polowania.”

„Kocham śpiewanie. Całe moje życie je kochałam. Kiedy śpiewam, śpiewam całym sercem – mówi – gdy byłam mała, szłam na pastwisko, kładłam się w trawie i śpiewałam ptakom i królikom”. Vertie śpiewała także do wtóru płyt, ku radości rodziców wtórując Aretcie Franklin, B.B. Kingowi, Wilsonowi Picketowi i Joemu Texowi, a później, kiedy jej ojciec został kaznodzieją, śpiewała również i grała na perkusji w kościele.

„Kiedy obie z siostrą byłyśmy jeszcze dziećmi, siadałyśmy obok siebie i śpiewałyśmy całymi godzinami – dodaje – teksty wymyślałyśmy na poczekaniu. Przepadałyśmy za muzyką”. Cała trójka - Delapaz, jej siostra Lillie i brat Dale – komponuje, a ich autorskie piosenki znalazły się na płytach Ms. Jody.

Vertie rzuciła szkołę w jedenastej klasie, by poślubić pierwszego z jej pięciu mężów. „Dwa pierwsze małżeństwa zakończyły się, kiedy mąż podniósł na mnie rękę – wspomina – uderzył mnie tylko raz, pierwszy i ostatni. Nie urodziłam się po to, by mnie bito, ale po to by mnie kochano. Byłam dobra dla męża i dobrze go traktowałam, ale to nie zawsze wystarcza. Coś idzie źle, w życiu się nie wiedzie i wyładowuje się zły humor na bliskich.”

„Pewnego dnia mój mąż wybrał się gdzieś, gdzie być go nie powinno i gdzie nie miał nic do szukania. Nie było go całą noc. Powiedział, że dobrze mu z tym i nie ma zamiaru przestać. „A właśnie, że przestaniesz!” – powiedziałam i wtedy on mnie uderzył. Następnego dnia, kiedy wrócił z pracy, byłam już w połowie drogi do Chicago. Nie miałam zamiaru czekać na następny policzek”.

Kolejne nieudane małżeństwo skłoniło Vertie do napisania „Loving You Is Like Doing Hard Time”, której posłuchać można na płycie ''It's A Ms. Jody Thang!”
„Mój mąż szalał na moim punkcie, ale nie dawał mi żyć – wyjaśnia – robiłam wszystko, czego pragnął, ale czasem i to było za mało. Kiedy jego przyjaciele wpadali z wizytą, musiałam trzymać się z dala. Nie życzył sobie, by inni mężczyźni na mnie patrzyli. Nawet kiedy wyjeżdżałam odwiedzić braci i siostry, musiał znać każdy mój krok, musiałam się spowiadać nawet z tego, o czym rozmawialiśmy. Ciężko mi się żyło. Nie otaczały mnie więzienne kraty, ale moje życie nie należało już do mnie”.

Delapaz jest dziś wolna już od siedmiu lat. „Delapaz był moim ostatnim mężem – opowiada – był Meksykaninem”. Vertie ciągle nosi obrączkę, głównie po to, by odstraszyć adoratorów, którzy lgną do niej po każdym występie. Podstęp nie zawsze jednak działa. „Jestem mężatką – mówię im, a oni na to „Nam to nie przeszkadza. Nie chcemy twojego męża. Chcemy ciebie ślicznotko!”
Pięć lat temu Dale Pickens zabrał Vertie na festiwal w Bassfield w Mississippi. Gwiazdą wieczoru była Denise LaSalle. “Tej nocy zdecydowałam, że będę śpiewać – wspomina Delapaz – wiedziałam, ze potrafię i że tego właśnie pragnę od życia. Powiedziałam to Dale’owi. Ale się ze mnie uśmiał”.

Niedługo potem, Delapaz spotkała w Jackson, na przyjęciu u śpiewaczki Carrie Carter, Williama Daya. Day, manager Total Control od dnia powstania zespołu w połowie lat 80-tych i wieloletni road-manager O.B. Buchany, wspomina:
„Vertie siedziała w rogu nucąc melodię. Spodobało mi się jej poczucie rytmu i powiedziałem jej „Ładnie nucisz, dziewczyno. Umiesz też śpiewać?” „Może umiem”- odparła. “No to zaśpiewaj coś dla mnie” poprosiłem. Długo musiałem naciskać, bo Vertie nie miała ochoty śpiewać. „OK, widzę, że kot odgryzł ci język. Co tu więc robisz? Przyszłaś po to, by siedzieć w kącie?” “Umiem śpiewać – obruszyła się, a Carrie potwierdziła “O tak, umie”. Vertie zaśpiewała. Nie znałem tej piosenki. Musiał to być Down Home Blues, albo coś podobnego. Oszołomiło mnie, jak wielkim głosem śpiewa ta cicha kobieta. Pomyślałem sobie „Do licha, jeśli taka cicha i skromna dziewczyna potrafi tak śpiewać, jakie pokłady muszą w niej jeszcze drzemać!”

Z Dayem jako managerem Delapaz nagrała demo, które weszły później w skład jej pierwszej płyty i zadebiutowała na scenie, występując w jednej z piosenek Buchany w Oklahoma City.
„Tej pierwszej nocy Vertie była nieco zbyt stonowana. Przyszła później do mnie i zapowiedziała, że ma pomysł, jak ubarwić swoje występy”.

Delapaz zaczęła pilnie studiować tryskające erotyzmem występy Buchany, który grał całym ciałem, unosił kobiety w górę i przyciskał twarz do ich ud. „Vertie wiele przejęła od O.B. To on pierwszy tak zmysłowo poruszał językiem” – potwierdza Day. Postać Ms. Jody zaczerpnięto z afroamerykańskiego folkloru, zmieniając tylko płeć postaci. Joe the Grinder, Jody Grinder, a w skrócie po prostu Jody, był ulubionym bohaterem stęsknionych za domem amerykańskich żołnierzy. Na frontach II Wojny Światowej, Korei i Wietnamu nieraz śpiewano o przygodach Jody’ego, zawadiaki i pożeracza niewieścich serc, a w 1971 rozsławił go Johnnie Taylor w swoim hicie „Jody's Got Your Girl And Gone”.

Ale Vertie Joann Delapaz nie jest pożeraczką serc. „Fani podchodzą po koncercie i pytają, ile rodzin rozbiłam, ilu mężów sprowadziłam na manowce – śmieje się Vertie – ale prawdziwa Joann to całkiem inna osoba. Kiedy ludzie widzą, jak siedzę cicho przy stoliku, nie mogą uwierzyć, że wamp na scenie i skromna dziewczyna przy stoliku to jedna i ta sama osoba”.

W drugiej połowie ubiegłego roku Ms. Jody uradowała starych i zdobyła rzeszę nowych fanów podbijając Południe podczas trasy Blues Is Alright. W każdym z mijanych miast zmieniał się skład wykonawców. Oprócz Jody, na scenie pojawili się m.in. Buchana, LaSalle, Bobby Bland, Shirley Brown, Clarence Carter, Theodis Ealey, Sir Charles Jones, Bobby Rush i Marvin Sease.

“Ludzie wydali pieniądze, żeby zobaczyć prawdziwy show. Oczekują od nas dobrej zabawy – mówi Delapaz – mogli kupić sobie płytę i posłuchać jej w domu, czy w samochodzie, ale przyszli tu i oczekują, że damy z siebie wszystko. Powiedziałam sobie „Muszę pokazać im coś naprawdę gorącego” Przyszła mi do głowy piosenka ''Big Daddy Don't You Come”. „Dajcie mi mocnego chłopa, a rozgrzeję go do czerwoności!” Chwyciło, ludzie to pokochali. A ja staram się dawać im to, czego pragną”.

tłum. by ingeborg

http://livingblues.com
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-23
130 lat temu...
1894.04.23 w Anniston w Alabamie ur. się Cow Cow Davenport, jeden z największych pianistów wczesnego bluesa, jeden z twórców boogie woogie, autor sławnego ''Cow Cow Boogie''. Zmarł 03.12.1955 r.

40 lat temu...
1984.04.23 W Dallas zmarł William ''Red'' Garland, pianista i kompozytor jazzowy, członek kwintetu Milesa Davisa.

29 lat temu...
1995.04.23 w Luizjanie zmarł Lonesome Sundown wł. Cornelius Green, wokalista i gitarzysta bluesa i zydeco, muzyk Cliftona Cheniera i Excello Records. Miał 66 lat.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..