reklama  
 
  play  
Sobota, 27 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Skip James - Skip James Today! - Drunken Spree"
Jazz
  Aktualnie: "MSMW - In Case The World Changes Its Mind (1) - Miles Behind"
Blues Standards
  Aktualnie: "Eric Clapton,B.Guy,R.Cray,J.Johnson - There Is Something On Your Mind"
Soul
  Aktualnie: "Marvin Gaye - What`s Going On [2001 Deluxe Edition] Disc 2 - Sixties Meledy: That`s the Way Love Is/You Heard It Through the ..."
Bluesrock
  Aktualnie: "Willy DeVille - Les Inoubliables de Willy DeVi - Hey Joe"
Polski blues
  Aktualnie: "12. Blues dla Kawy - Jzef Skrzek"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14975532]  Wizyt łącznie
 [0]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
WYWIAD Z PROFESOREM LONGHAIREM cz.2  
Autor: administrator, 2010-07-12 00:04:36
WYWIAD Z PROFESOREM LONGHAIREM cz.2, Living Blues No. 26 March/April 1976

by Tad Jones

LB: Powiedz, skąd wziął się twój sławny kalipso beat?
PL: Częściowo ja sam go wymyśliłem, ale wiele zawdzięczam też dzieciakowi, o którym ci opowiadałem, temu małemu Węgrowi. Sięgnąłem po rytmy hiszpańskie i kalipso, bo mały grał wiele hiszpańskich off-beatów, kalipso i downbeatów.

LB: Grał też na instrumentach kalipso, prawda?
PL: Tak właśnie, grał na nich wszystkich. Ogromnie mi się to podobało i chciałem uzyskać podobne brzmienie. Fascynowało mnie wówczas brzmienie, nie ograniczałem się więc do stylów, które sam lubiłem. Starałem się poznać jak najszerszą gamę gatunków, wciąż poszukiwałem. Lubię mój własny styl. Wyszło z niego coś całkiem odmiennego niż R&B, kalipso i cała reszta. Deep down funk.

LB: Słuchałeś nagrań kalipso?
PL: W tamtych czasach? Nie, prawie wcale.

LB: Mac Rebennack opowiadał mi o kimś o przezwisku Jamaica Johnnie.
PL: Mac widział więcej świata ode mnie, zaczął jeździć w trasy już na początku lat 50-tych.

LB: Prawda, ale Johnnie był chyba stąd. Mac wspominał, że Jamaica Johnnie i Cabana Joe nagrali kilka niezłych kawałków kalipso, tu w Nowym Orleanie. Przypominasz sobie jakieś nagrania kalipso w radiu, albo zespoły kalipso w klubach? Twoja muzyka to dla mnie blues wzbogacony o beat rumby, czy kalipso, tak właśnie ją postrzegam.
PL: Zanim nie wróciłem z C.C.C. Camp nie miałem właściwie pojęcia o innych gatunkach. Dopiero później zacząłem poszukiwać brzmień i beatów. Na początku grałem to, czego nauczyła mnie matka. Porządną, miłą dla ucha muzykę, jaką dziś wszędzie się słyszy. Ale mi ona nie wystarczała. Zanim jednak mogłem zacząć szukać, musiałem nauczyć się time’u, oswoić z klawiaturą, poznać wszystko to, czego matka mogła mnie nauczyć. Później mogłem pójść własną drogą. Chodziłem po mieście i słuchałem, słuchałem, słuchałem. Wystarczyło, że mogłem posłuchać chwilę, przyjrzeć się, jak chłopaki grają. To właśnie lubię. Poznałem w ten sposób mnóstwo ludzi, mnóstwo stylów. Graliśmy wszyscy za zamówienie, to, co było akurat modne, i ja i Dave.

LB: Ty i Dave Bartholomew?
PL: Tak. Pamiętam, że na sali wysiadło światło, a może odcięli prąd. Zrobiło się ciemno jak w grobie. Ale ja nie przestałem grać. Ludzie stali jak zaczarowani. W ciemności świeciły tylko płomyki zapałek i żarzące się papierosy.

LB: Kiedy wróciłeś z C.C.C. Camp wybuchła wojna. Co robiłeś w czasie wojny?
PL: Poszedłem do wojska. Zgłosiłem się na ochotnika w 1940, ale w tym czasie jeszcze nie walczyliśmy, więc mnie nie potrzebowali. Dopiero dwa lata później po mnie przysłali. Inaczej powinni to rozegrać. W 1940 byłbym ochotnikiem, a tak byłem tylko zwykłym poborowym.

LB: Czym zajmowałeś się w wojsku? Pamiętasz coś ciekawego?
PL: Nic zupełnie. Pracowałem większość czasu w oddziałach zwalczania broni chemicznej. Nie braliśmy udziału w walkach, szukaliśmy tylko bomb. Sprawdzaliśmy, czy teren nie jest skażony, czy nie użyto broni chemicznej czy nie ulatnia się gaz.

LB: Pracowaliście na tyłach frontu?
PL: Tak. Naszym zadaniem było znakowanie skażonych terenów, żeby żołnierze się nie zatruli.

LB: Gdzie stacjonowaliście? Byłeś na Hawajach, albo na Guam?
PL: Nie, nie ruszałem się z obozu w Claiborne w Alexandrii i ze Shreveport.

LB: A co robiłeś po wojnie?
PL: Zwolnili mnie w pierwszy raz w1943, a ostatecznie w 1944 roku. Zdecydowali, że lepiej będzie się mnie pozbyć, bo zacząłem zbyt wiele pyskować. Nabawiłem się zapalenia ślepej kiszki i przepukliny. Zwolnili z powodu złego stanu zdrowia. Kiedy wyszedłem z wojska, orzekli jednak, że jestem zdrowy i nie przysługuje mi żadna renta. Nigdy potem nie próbowałem się o nią ubiegać, choć wiedziałem, że nie jest ze mną dobrze.

LB: Trafiłeś do szpitala?
PL: Tak, przeleżałem osiem, dziewięć miesięcy. Kiedy wyszedłem z wojska, operowali mnie jeszcze raz. Operowano mnie w sumie raz w armii i dwa razy w cywilu. Wszystko przez przepuklinę, której dorobiłem się w armii.

LB: Pobyt w szpitalu musiał oderwać cię na dobry rok od gry.
PL: O nie. Wymykałem się, kiedy tylko mogłem. Tuż obok mieli pianino. Mogłem na nim ćwiczyć. Zawsze udawało mi się znaleźć jakieś pianino.

LB: Kiedy wyzdrowiałeś wróciłeś na scenę?
PL: Nie, wtedy jeszcze nie. Wyszedłem w 1944 roku i zabrałem się do roboty... nie myślałem jeszcze wtedy o muzyce, żyłem z gry w karty. Dało się z tego nieźle żyć. Do zawodowego grania wróciłem dopiero w 1949. Robiłem zawsze to, z czego były największe pieniądze. Grałem w karty, jeździłem taksówką. W tych czasach to był dobry zawód, nieźle się zarabiało, bo w mieście taksówek było jak na lekarstwo.

LB: Kiedy zaczęli na ciebie wołać ''Little Lovin' Henry''?
PL: Po tym jak nagrałem numer „Doctor Professor Longhair'' (''Professor Longhair Blues,'' Atlantic 906). Nie pamiętam, który to był rok. W mieście wołali na mnie Doctor Professor Longhair – mężczyźni tak mnie nazywali. Kobiety wolały mnie nazywać swoim kochaneczkiem.

LB: Wtedy nazwali cię Little Lovin' Henry?
PL: O nie, dużo wcześniej. Little Lovin' Henry’m nazwali mnie, kiedy jeszcze tańczyłem. Na ringu wołali na mnie Whirlwind. Próbowałem wtedy sił w boksie.

LB: Dupree był bokserem. Kiedy zająłeś się boksem?
PL: W młodości chciałem spróbować wszystkiego. Byłem wtedy bardzo młody, walczyłem w wadze muszej Stoczyłem może cztery, pięć walk, a potem rzuciłem boks. Ostatnia walka była najgorsza ze wszystkich.

LB: Wygrałeś jakaś?
PL: Wszystkie, poza ostatnią. Po niej rzuciłem boks.

LB: Dobrze ci płacili za walki?
PL: Dostawałeś tyle, ile ludzie ci rzucili. Walczyliśmy za pieniądze. Na ulicy walczyło się dobrze, ale kiedy wystawili mnie na ring, nie miałem gdzie uciec. Wybili mi wtedy zęby i tak skończyła się moja kariera.

LB: Nie grałeś więc zbyt wiele, zanim zaczęli cię nagrywać?
PL: Cóż, nie w głowie mi była muzyka aż do 1949 roku.

LB: Wtedy nagrałeś pierwszą płytę?
PL: Tak, moją pierwszą zawodową płytę. Nagraliśmy ''Mardi Gras New Orleans'' dla Star Talent. Na drugą stronę dali “Hadacol Bounce”, czy coś innego, nie pamiętam już co. Nagraliśmy też dla Star “''She Ain't Got No Hair'' [''Mardi Gras in New Orleans'' nie została nigdy wydana, ''Hadacol Bounce'' nagrano w 1949 dla Mercury]

LB: Niewiele wiem o tej wytwórni, była popularna?
PL: Nie mogła być, działała nielegalnie. Władze nie dały jej licencji.

LB: Jak do niej trafiłeś?
PL: To długa historia. Nie wiem, jak mnie znaleźli, ale zaproponowali mi nagrania.

LB: Musiałeś mieć naprawdę dobrą reputację, skoro przyjechali aż z Teksasu, żeby cię nagrywać. Byłeś aż tak popularny?
PL: Nie wiem, czy byłem popularny, czy nie, ale wszyscy mnie lubili.

LB: Znam kawałki, które wtedy nagraliście. Słyszałem, że je wydali, ale musieli wycofać z rynku. Mieli problemy ze związkiem.
PL: Myślę, że weszli w spór z władzami.

LB: Gdzie wtedy nagrywaliście?
PL: W Villere i St. Peter.

QD: Na tyłach Auditorium w Treme?
PL: Tak, w barze Joego Propa. Chłop miał pianino. Zachodziłem do niego często.

LB: Czemu skomponowałeś właśnie ''Mardi Gras New Orleans''?
PL: Ludzie prosili mnie o jakiś karnawałowy kawałek. W tym czasie takie numery bardzo się podobały. Lubiano piosenki świąteczne, noworoczne, a najbardziej te wakacyjne.

LB: Erickson z Star Talent cię o to prosił?
PL: Nie, napisałem ten kawałek dużo wcześniej, zanim jeszcze go poznałem.

LB: Robert Parker opowiadał mi, że występowaliście razem w Pepper Pot w Gretnie. To tam ponoć pierwszy raz to grałeś.
PL: Cóż, graliśmy gdzie się tylko dało, w tylu różnych miejscach.

LB: To był popularny klub?
PL: Wyciągaliśmy od 3 do 400 za wieczór. To było między Siódmą a Wire. Bar nadal stoi, ale całkiem go przebudowano, zniknął gdzieś cały jego czar.

LB: Po pracy dla Star Talent nagrywałeś dla Mercury. Pamiętasz może, kto kierował sesją?
PL: Pan William B. Allen. To on wszystkim kierował. Ja nigdy nie miałem pojęcia o biznesie.

LB: Nagrywaliście w Cosimo's (J & M Studio) przy Rampart Street?
PL: Nie, nie sądzę. Pracowaliśmy chyba w jakimś budynku przy Canal Street. Nie pamiętam dokładnie – w Maison Blanche czy w Godchaux... To za moją namową przenieśli później interes do Cosimo. Ja pomogłem jemu, a on mi. Wyszukiwałem utalentowanych muzyków i sprowadzałem ich do J & M Studio. [Studio w Godchaux Building zarejestrowano w 1949 jako National Radio Recording Co, Dicka Dixona i Billa Erbackera].

LB: Nagrałeś ''Bald Head'' dla Mercury. Mówiłeś mi kiedyś, że piosenka opowiada o kobiecie, którą znałeś?
PL: O mojej małej przyjaciółce. Przyszła pewnej nocy na koncert, a tu wszyscy faceci w barze wołają za nią „Patrzcie to ona! Ona nie ma włosów!” Wierzcie mi, rozgniewała się tak, że rzuciła we mnie butelką. Długo trwało, zanim ją ugłaskałem. A wszystko przez tą piosenkę.

LB: W jakim zespole wtedy grałeś? Nie nazywał się czasem Mid-Drifs?
PL: Tak, ale to nie był mój skład. Pracowałem z Mid-Drifts. Założył go George Miller, który zmarł trzy albo cztery miesiące temu. Grał na basie i śpiewał. Na perkusji grał Boots Alexis, a na pianinie Alex Burrell. Dziś wołają na niego Duke Burrell; mieszka w L. A. Zmienił imię. Wszyscy oni byli zawodowcami. Sam uczyłem Roberta Parkera i innych chłopaków. Kiedy chcesz być muzykiem, musisz uczyć się od ludzi, obserwować ich strategię. Nie wystarczy tylko grać. Tyle jest do poznania... brzmienia, beaty.

LB: Przypominasz sobie perkusistę Johna Woodrowa? Grałeś z nim?
PL: Może tak, może nie. Pracowałem z tyloma ludźmi, że czasem nie mogę przypomnieć sobie ich imion.

LB: Dla Mercury nagrałeś także ''Hadacol Bounce.'' O czym była ta piosenka?
PL: O medykamencie. Jeden łyk ''Hadacol Bounce'', a „zęby ci lśnią, a włosy się wiją”. O tym właśnie śpiewałem. ''Check your fever, drive away your cold, stop a young man from ever gettin' old''. Tak, Hadacol pomagał na wszystko, od gorączki, po starość.

LB: ''Bald Head'' dostał się na listy przebojów. Pojechałeś wtedy w trasę?
PL: Nie, wtedy jeszcze nie. Ruszyłem się z miasta dopiero w 1968.

LB: Nie proponowano ci żadnych koncertów?
PL: Proponowali, a jakże. Chcieli, żeby pojechał, ale się wykręciłem. Nie cierpiałem aeroplanów i statków. Później trochę żałowałem. Ale wtedy żal na było inwestować w reklamę i inne sprawy. Chłopcy nie chcieli na to pójść. Pewnie dlatego moje nagrania nie zaszły nigdy dalej, nie wspierałem ich, jak trzeba i nie chciałem iść na współpracę.

LB: Nie chciałeś wchodzić w układy z kompaniami?
PL: Nie chciałem. Fats Domino nie odmówił i zobaczcie, jakie ma przywileje i pieniądze.

LB: Dlatego właśnie tak często zmieniałeś wytwórnie?
PL: Myślę, że głównie dlatego, że nie chciałem opuszczać domu, który sobie stworzyłem.

LB: Prawda, Fats był wciąż w drodze. I ty musiałbyś wiele podróżować. Ale wytwórnie nie przestały cię nagrywać. W 1949 nagrywałeś dla Atlantic.
PL: Moje nagrania zawsze dobrze się sprzedawały. Ale nigdy nie było tego, tyle, żebym mógł z nich wyżyć. Niewiele mi z nich przyszło. Kiedy producenci podliczyli wydatki, nie zostawało dla mnie nic. Jeśli zarobili kilka dolców, zostawiali je dla siebie.

LB: Pamiętasz, jak to się stało, że nagrywałeś dla Atlantic?
PL: Powiedzieli mi, że szuka mnie pan Ertegun. Grałem wtedy w Caldonia Inn. Zostawiłem więc Caldonię i wróciłem do Pepper Pot. Tam mnie znalazł. Bardzo potrzebowałem wtedy gotówki. Urodziły mi się dzieci.

LB: Byłeś wtedy żonaty?
PL: Nie byłem, ale miałem dwoje dzieci z kobietą, z którą jestem do dziś. Ożeniłem się dopiero w 1946, czy 1947 z kobietą o imieniu Beulah Walker. Matką moich dzieci była Alice Walton. Pierwsze urodziło się w 1942, kiedy byłem w wojsku. Później urodziła mi jeszcze jednego chłopca. Starszy dostał imię po mnie, mówią na niego Junior. Młodszy nazywa się Alexander Eugene Byrd.

LB: Wracając do Atlantic; ile zaproponował ci Ertegun?
PL: Dal mi sto dolarów i tantiemy od sesji. W tym czasie to było mnóstwo pieniędzy.

LB: Podpisałeś kontrakt?
PL: Podpisałem – na jedną sesję.

LB: Zamierzał wypłacić ci tantiemy?
PL: O to właśnie poszło.

LB: Nigdy ich nie zobaczyłeś?
PL: Nigdy. Nie chciałem współpracować.

LB: A więc odszedłeś i nagrywałeś dla Federal?
PL: To była wytwórnia Kinga.

LB: Przysłali producenta spoza miasta, żeby cię nagrywał?
PL: Federal? Jeśli dobrze pamiętam, Joe Assunto prowadził wtedy ten interes. One-Stop Record Shop (przy Rampart Street). Nigdy nie zadawałem pytań. Pytałem tylko o to, czy płyta będzie dobrze zrobiona. Tylko to chciałem wiedzieć. Jeśli nie miałaby być dobra, nie warto byłoby się wysilać, bez względu na to, jaki nazwiska by za tym stały.

LB: Zapłacili ci za tą sesję?
PL: Zawsze dostawałem zapłatę za granie. I na tym się kończyło. Później robiłem inne rzeczy dla Ebba.

LB: Pamiętasz kobietę, która prowadziła tą wytwórnię?
PL: Dopiero później dowiedziałem się, że ten interes należy do kobiety. Była o wiele milsza, od faceta, którego brałem za szefa. Siedział tylko i darł się na nas.

LB: Pamiętasz jego nazwisko?
PL: Jak on mógł się nazywać? Pan Joe Assunto przysłał go na tą sesję... chyba Dick Sergen.

LB: Kobieta, do której należała wytwórnia była żoną Arta Rupe’a. Miała chyba na imię Leola. Byli już wtedy po rozwodzie.
PL: Tak, czy owak była wspaniałą, uczuciową kobietą.

LB: Zaczęła pracować w tym biznesie razem z Artem, kiedy jeszcze prowadził Specialty. Musiała niejednego się od niego nauczyć.
PL: Jestem tego pewien, ale Dick pewnie myślał inaczej... sesję nagrywaliśmy dla niej, ale to on nami dyrygował.

LB: Był z A&R. Przyprowadzałeś na tych sesje swoich muzyków?
PL: Nie, sami dobierali mi sidemanów. Tak, jak teraz robi Quint. Nie chcę się mieszać w te biznesowe sprawy, za dużo z nimi zachodu. Weźmiesz chłopaka do zespołu, a on ledwie się poduczy, zostawia cię na lodzie i idzie na swoje. Szkoda sił i zachodu, żeby takich uczyć. Smokey Johnson, Honey Boy (Charles Otis), Shiba i cała reszta. Mógłbym wymieniać w nieskończoność. Pomagasz im kupić instrumenty i całą resztę, a oni wystawiają cię do wiatru.

LB: Pamiętasz “East Saint Louis Baby'' i ''Boyd's Bounce? Nagraliście je dla Wasco. To była miejscowa wytwórnia?
PL: Tak, prowadzili ją czarni.

LB: Przypominasz sobie, kto był właścicielem?
PL: Nie pamiętam niestety.

LB: To jasne, że nie mogłeś wyżyć z nagrać. Jak więc zarabiałeś na życie? Pokerem?
PL: Tak właśnie. Musiałem jeść, musiałem mieć gdzie spać, płacić czynsz. Moje dzieci musiały mieć szansę chodzić do szkoły. Starałem się z całych sił, żeby mogły się uczyć.

LB: A ty daleko miałeś do szkoły?
PL: Właściwie wcale nie chodziłem do szkoły. Poszedłem do szkoły dopiero w trzeciej klasie. Do Arthur P. Williams School, między Perdido i Liberty. Szło się do niej jedną przecznicę. Przerobiłem tylko ten jeden rok i tyle było mojej nauki.

LB: Wygląda na to, że samą muzyką nigdy nie mogłeś zarobić na życie?
PL: Nie, nigdy nie zdołałbym z niej wyżyć. Wpadało mi tylko trochę dodatkowego grosza. Poza sesjami grywałem od czasu do czasu z różnymi składami. Kiedy nie było grania, szedłem za róg zagrać w karty.

LB: Dla Ebba nagrałeś sześć utworów; większość z nich to ballady. Lubiłeś ballady ?
PL: O tak, do dziś je gram. Choćby ''Cry Pretty Baby.'' (... )

LB: Później nagrywałeś dla Rona. Twoje ''Go To The Mardi Gras'' wspięło się na same szczyty. Nagranie zresztą wciąż dobrze się sprzedaje.
PL: I tą sesję zorganizował Mr. Joe Assunto. Nagrywałem chyba dla jego szwagra Joe Ruffino.

LB: Dla Rona nagrałeś też ''Cuttin' Out'' i świetną balladę ''If I Only Knew”. Pisałeś o ludziach, których znałeś, o wydarzeniach z własnego życia?
PL: To, czego doświadczam, przenika do mojej muzyki. Porusza mnie, inspiruje, tak jak modlitwa przenika gospel.

LB: Czy i twoje utwory niosą jakieś przesłanie? Nie myślisz czasem o sobie jak o kaznodziei, który pragnie coś przekazać ludziom?
PL: Zwykle tak właśnie bywa.

LB: Jakiego wyznania byli twoi rodzice?
PL: Byli baptystami. Ja sam też przyjąłem chrzest.

LB: Dorastałeś pewnie przy dźwiękach gospel, drżąc przed ogniem piekielnym.
PL: Zawsze fascynowała mnie muzyka. Lubię spirituals i muzykę religijną. Tak bardzo mnie inspirują. Baptyści nie cenią muzyki świeckiej, nie przywiązują do niej wagi.

LB: Nie cenią muzyki granej dla zysku. Śpiewają pieśni na chwałę Pana.
PL: Dziwne, że nie wadzi im to, kiedy dajesz datki na kościół. Nie przeszkadza im jakoś, że pieniądze, które dostają, pochodzą z grania. Akceptują twoje pieniądze, powinni akceptować i ciebie.

LB: Wracając do twoich nagrań, pamiętasz może Ripa Robertsa? Nagrałeś dla niego ''I Got a Whole Lotta Love.''
PL: Nie pamiętam, żebym robił cokolwiek dla Ripa Robertsa. Nie było go wtedy w studio. Ktoś inny musiał go zastępować. Znałem Ripa bardzo dobrze, znałem też Webera, jego prawą rękę. Grałem we wszystkich big-bandach, które przewinęły się przez ich klub przy Dumaine Street. Nazywał się San Jacinto. Dobrze się tam grało. Mógłbym pracować dla Ripa, tak jak pracowałem dla Cosimo czy Joe Assunto. Ale byli zbyt zachłanni, a może po prostu nieufni. Myślę, że musiano ich kiedyś zranić, może nawet głębiej niż mnie.

LB: Później nagrywałeś znów dla Joe Assunto - ''Third House From The Corner'' i ''Big Chief.'' “Big Chief'' odniósł wielki sukces. Earl King opowiadał, że sam go napisał.
PL: Tak właśnie było. Ja tylko mu pomagałem.

LB: Napisał też aranżację?
PL: Przearanżowałem nieco jego kompozycję, żeby lepiej dopasować ją do tego, co chciałem zagrać. Przearanżowałem beat i breaki. Wardell (Quezergue) dał mi wolną rękę, sam miał dość roboty z pisaniem partii pozostałych instrumentów. Nigdy nie udało mi się znaleźć kogoś, kto mógłby pisać dla mnie partie fortepianowe.

LB: Wardell jest świetny, mógłby pisać dla każdego.
PL: Dla każdego, ale nie dla mnie. Partie pianina w ''Big Chief'' napisałem sam, za to wszystko inne dostałem gotowe – partie saksofonu, klarnetu.

LB: Gdzie mieszkałeś przez wszystkie te lata?
PL: Wszędzie i nigdzie. Nie miałem swojego miejsca. Nigdy nie potrafiłem usiedzieć w domu. To dlatego tyle lat nie mieszkałem z żoną. Wysyłałem jej tylko pieniądze. Nie chciałem tańczyć, jak mi zagrała. Kiedy mnie nie było w domu, pewnie niejeden tam zaglądał. Dlatego właśnie zaciągnąłem się do wojska. Kiedy mnie na coś nie stać, nie potrzebuję tego. Bolało, ale niczego nie żałuję. Kiedy mnie zwolnili z wojska, dorobiłem się kilkorga nowych dzieci. Po wojnie miałem ich sześcioro. Teraz mam całą siódemkę. Przybyła mi mała córeczka. W tym roku skończy 18 lat. Mój najstarszy syn ma dziś 34, 35 lat. Drugi będzie miał jakieś 33, 34, coś koło tego. Urodził się w 1943 roku, a jego brat rok wcześniej. Mam też dwie inne córki, starszą i młodszą. I jeszcze dwóch synów. Mój najmłodszy syn chce zostać DJ-em. Jest bardzo zdolny, ale zupełnie niepodobny do mnie. Ma całkiem inną naturę. Musi wszystkiego spróbować. Nie tamuję go. Przyjemnie patrzeć, jak się rozwijają, szukają własnej drogi. Dobrze jest spróbować różnych rzeczy. Moja najmłodsza córka chce iść na studia. Bardzo mi na tym zależy, sam wiesz, jak bardzo.

LB: Masz w planach nowe nagrania? Wiem, że nagrywałeś dla Barclaya.
PL: Mam nadzieje, że albumy się udadzą, wyrażą to, co czuję. Jeśli tak, pewnie niejednego zaskoczę. Tyle we mnie narosło przez te lata i nie znalazło ujścia. Wszystko czego chcę, to dostać wreszcie trochę grosza, a wtedy może wreszcie będę z siebie zadowolony.

LB: Podobało ci się w Europie?
PL: O tak, bardzo. Naprawdę nam się tam podobało, wszyscy byli szczęśliwi i żałowali, że muszą wracać. Ale mieli rachunki do popłacenia i niedokończone sprawy, więc trzeba było jechać. Nie da się wszystkiego pochwytać, kiedy jesteś z dala od domu. Mojej żonie brakowało pieniędzy. Źle zrobiłem, że nie zostawiłem jej gotówki. Nie mogła skorzystać z czeków, które jej zostawiłem i była bez grosza.

LB: Co myślisz o sobie, jako o muzyku? Nazwałbyś siebie bluesmanem, czy jazzmanem?
PL: Nie myślę o sobie w ten sposób. Po prostu robię swoje. Wierzę, że jestem dobrym entertainerem, że potrafię sprawić ludziom radość. Jestem dumny z tego, że służę ludziom. Kiedy gram, robię to przede wszystkim z myślą o publiczności, nie o sobie samym.
Kocham swoją pracę. Kochałbym ją jeszcze bardziej, gdyby nasz skład ciągle się nie zmieniał. Męczy mnie uczenie ludzi wciąż tych samych rzeczy.

tłum. by ingeborg
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-27
40 lat temu...
1984.04.27 W Dallas zmarł w wieku 49 lat Z.Z. Hill, gwiazda soul-bluesa lat '70 i '80.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..