reklama  
 
  play  
Piątek, 19 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Big Bill Broonzy - Amsterdam Live Concerts - 1953 - Trouble in Mind"
Jazz
  Aktualnie: "Henderson, Smith, Wooten - Vital Tech Tones 2 - Subzero"
Blues Standards
  Aktualnie: "John Lee Hooker - The Healer - Rockin Chair"
Soul
  Aktualnie: "Little Milton - Live At Westville Prison - Loving You (Is The Best Thing That Happened To Me)"
Bluesrock
  Aktualnie: "Gov`t Mule - CD1 The Best Of The Capricorn Years - Mule"
Polski blues
  Aktualnie: "Adam Coolish&Michal Kielak - Adam Coolish&Micha3 Kielak - I`m Coolish"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14975532]  Wizyt łącznie
 [0]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
DADDY MACK ORR  
Autor: ingeborg, 2012-06-20 17:55:14
DADDY MACK ORR. Living Blues, No 209, X.2010

by Melanie Young

“Na wszystko przychodzi czas”

W ostatniej dekadzie kariera bluesmana Daddy Mack Orra rozkwitła. Pochodzący z Memphis Orr wydał w Inside Sounds cztery albumy: „Fix It When I Can”, „Slow Ride”, „Bluestones”, i najnowszy „Bluesfinges”. Na trzech ostatnich pojawia się w podwójnej roli - jako harmonijkarz i producent płyty - Billy Gibson. Wydany w maju „Bluesfinger” podbija szturmem stacje radiowe całego kraju.

Trasa koncertowa Orra i jego zespołu – gitarzysty rytmicznego Harolda Bonnera i basisty Jamesa Bonnera, wcześniej muzyków sławnych The Fieldstones z Mississippi, i perkusisty Williama Faulknera – zaprowadziła go z Londynu w stanie Ontario do stolicy Anglii, i z powrotem. Jamował z muzykami miary Keitha Richardsa i Rona Wooda, zagrał tytułową rolę w „Plain Man Blues”, dokumencie wielokrotnie nagradzanego Jima O’Donnella, a pojawienie się na łamach jesiennego wydania amerykańskiego magazynu AARP [pisma wpływowego amerykańskiego związku emerytów] zapewniło rekordową sprzedaż pisma.

Nieźle, jak na kogoś, kto na serio zabrał się za granie dopiero w wieku 45 lat. Orr, urodzony w 1945 roku w Como w Mississippi, sportretowany został w cyklu artykułów, poświęconych artystom, którzy karierę rozpoczęli dopiero w podeszłym wieku. Orr zawsze interesował się muzyką i pragnął grać, ale życie zadecydowało inaczej – aż do chwili, kiedy pracując w warsztacie samochodowym usłyszał w radio piosenkę Alberta Kinga. Dziś nie pamięta już ani tytułu piosenki, ani tego, czym wywarła na nim takie wrażenie. Wie jedno – po jej usłyszeniu rzucił wszystko, sprawił sobie elektryczną gitarę ze wzmacniaczem i zaczął regularnie ćwiczyć. Po kilku latach terminowania pod okiem podziwianego w Memphis Carla Darwina Drew, Orr dołączył do Fieldstones w Green’s Lounge i przestał oglądać się wstecz. Sprawdziło się stare powiedzenie: „Ćwiczenie czyni mistrza”.

Orr, tak swobodny i charyzmatyczny na scenie, przy pierwszym spotkaniu wydaje się nieśmiały i pełen rezerwy. Szybko jednak otwiera się, ujawniając pogodną, pełną ciepła naturę. „Na wszystko przychodzi czas” mawia. Wszystko wskazuje na to, że nadszedł właśnie czas na Daddy Mac Orra.

POCZĄTKI

Otha Turner i Napoleon Strickland? Słyszałem o nich, ale osobiście nigdy ich nie spotkałem, byłem za mały. W tamtych czasach dzieci nie biegały, gdzie im przyszła ochota, nie tak jak dziś. Ładnie by im się oberwało po powrocie [śmieje się]. Byłem naprawdę mały. To samo z Jessie Mae Hemphill – myślę, że była z nami spokrewniona, bo kilku z nas nosi to samo nazwisko, ale nigdy jej nie poznałem. Jednak jestem prawie pewien, że byliśmy rodziną. Mieszkałem w Como od dzieciństwa do mniej więcej dziewiętnastego roku życia. Miałem czternaście, kiedy zacząłem uczyć się gry na gitarze. Mój kolega liznął co nie co i mnie też nauczył. Mieliśmy akustyczną gitarę i w weekendy wymykaliśmy się z nią z domu. Przygrywaliśmy do tańca. W jednym pokoju tańczono, a w drugim grano w karty. Tak właśnie zaczynałem. Ale później, w Memphis, kiedy się ożeniłem, całkiem zarzuciłem granie.

Pracowałem w polu. Sadziliśmy i zbieraliśmy bawełnę. Słuchaliśmy B.B. Kinga, Bobby’ego Blanda, Little Miltona, Howlin’ Wolfa, Lightin’ Hopkinsa i Jimmiego Reeda. O tak, słuchaliśmy ich wszystkich. Pamiętam, jak bardzo chciałem robić to, co oni. Ale przekonałem się, że wszystko w życiu ma swój czas. Może dopiero dziś nastał mój czas. Nieraz siedziałem i zastanawiałem się, co by było, gdybym wtedy nie porzucił gry, jak dziś wyglądałoby moje życie. [śmieje się]. Ale coś wam powiem, przez te kilka lat zaszedłem dalej, niż niektórzy przez czterdzieści albo pięćdziesiąt. Dalej, niż oni kiedykolwiek zaszli. Cóż, jak już mówiłem, widać nadszedł mój czas. Ale do niczego bym nie doszedł, gdybym nie podjął wyzwania.

PRACA W MEMPHIS

Bardzo pragnąłem zamieszkać w Memphis, znaleźć lepszą pracę, więcej zarabiać. Całe moje życie zbierałem bawełnę. Nie macie pojęcia, ile trzeba się przy niej narobić. Nic tylko zrywaliśmy się o świcie, sadziliśmy, pieliliśmy, kosiliśmy, zbieraliśmy. Potem zwoziliśmy bele do młyna, a kiedy już je odziarniliśmy, szliśmy rozliczyć się z szefem. Cud, jeśli udało się spłacić długi. Pracowałeś okrągły rok i nigdy nie miałeś grosza przy duszy. Płótno w kieszeni i dług na długu, tak to wtedy było. [śmieje się].

W 1965 wyjechałem do Memphis i poszukałem sobie pracy. Dostawałem jakieś czterdzieści dolarów tygodniowo, myślałem, że to masa pieniędzy. Zostałem tam jakiś czas. Mój kuzyn pracował gdzie indziej. Płacili mu jakieś siedemdziesiąt, osiemdziesiąt dolarów! Powiedziałem sobie „Ja też muszę się tam wkręcić!” Rzuciłem więc robotę i wieczorem poszedłem tam, gdzie pracował kuzyn. Zapytałem o pracę, powiedzieli, żebym stawił się w poniedziałek rano. Płacili mi siedemdziesiąt pięć, osiemdziesiąt dolarów. To dopiero było życie!

Przepracowałem tak pięć lat, a potem zacząłem szukać lepszej pracy. Wyjechałem na President Island. Umiałem już wtedy obsługiwać dźwig. Znalazłem robotę. Płacili mi nawet więcej niż w Memphis. Zostałem tam siedemnaście lat. Później pracowałem przy autostradach, przy mostach w Fayette Country... A potem wróciłem i pracowałem na Mud Island przy budowie Piramidy [sławny stadion w kształcie piramidy]. Prowadziłem trucka. Kiedy skończyliśmy wozić materiały, wróciłem do siebie i zabrałem się za naprawianie aut. „Pora skończyć z dorywczymi pracami” – powiedziałem sobie. I przy tym zostałem. Nadal tam pracuję, choć dziś jestem już chyba bardziej muzykiem, niż mechanikiem. Jakby tak dobrze policzyć, więcej czasu spędzam na scenie, niż w warsztacie. [śmieje się]

Prowadzę warsztat od jakiś jedenastu, dwunastu lat. Ale od kilku lat to już nie to samo. Ludzie wyjeżdżają do Jackson. Prawie nikt się już u mnie nie zatrzymuje. Dobrze, że nauczyłem się grać, granie uratowało mi tyłek. Czasem dobrze jest umieć coś więcej.

RODZINA

Pobraliśmy się w 1965 roku. Wyjechałem do Memphis znaleźć pracę i mieszkanie i załatwić nam jakieś meble - kanapę, lampę, kuchenkę, stół, a jakby się dało, to i lodówkę. No i sypialnię. Kiedy już jakoś się urządziłem, pobraliśmy się i przywiozłem Dorothy do Memphis. Do naszego własnego mieszkania. Od tej pory jesteśmy razem. Kiedy uczyłem się grać, mówiła mi „Grasz jak noga” i „Daj sobie spokój!. Narzekała, że przez ten hałas w domu nie da się wytrzymać. Musiałem chować się w łazience. Gderała i gderała, a ja uparłem się i nie popuściłem, dopóki nie zaczęło mi wychodzić. Ech, nawet moi bracia i siostry śmiali się ze mnie, kiedy do nas zaglądali. Żona gderała „Skończyłbyś wreszcie z tą gitarą”. A ja? Zacisnąłem zęby i ćwiczyłem dwa razy więcej.

NAUKA GRY

Gram już od 22 lat. Zacząłem późno, dopiero po czterdziestym piątym roku życia. Ale jak mówią, lepiej późno, niż wcale.
Mieszkałem w Memphis już od piętnastu lat, kiedy pewnego dnia, siedząc w warsztacie, usłyszałem w radio piosenkę Alberta Kinga. Poczułem, że muszę nauczyć się grać. Poszedłem do lombardu i poprosiłem, żeby odłożyli dla mnie gitarę i wzmacniacz. Miałem zamiar wykupić je dopiero w święta, ale wytrzymałem tylko tydzień, czy dwa. Odtąd nigdzie nie ruszałem się bez gitary, zabierałem ją ze sobą do pracy, w odwiedziny, na ryby. Była dla mnie wszystkim.

Widzicie, zawsze chciałem grać bluesa, przede wszystkim bluesa. Kiedy tak siedziałem i słuchałem Kinga, poczułem, że dłużej nie wytrzymam. Musiałem grać! Musiałem. Nie mogę sobie przypomnieć, jaka to była piosenka. Napisał ich tak wiele, lubię je wszystkie.

Minęło ze cztery, albo pięć lat, zanim odważyłem się wyjść z moją grą do ludzi, nigdy nie byłem zbyt śmiały. Zacząłem od występów z pewną panią i jej mężem. To on namówił mnie do śpiewania. „Śpiewaj chłopie, odwagi!” namawiał, a ja za nic nie chciałem [śmieje się]. Nazywali się Willie Mae i Carl Darvin [Drew]. Wydaje mi się, że Carl dziś gra u B.B. Willie już nie żyje. Spotkałem ich zdaje się na Beale Street, powiedzieli mi, gdzie się zatrzymali, chcieli, żebym wpadał do nich poćwiczyć. Dużo się nauczyłem od Carla, wiele umiał. Przyglądałem się jemu i innym, i tak właśnie się uczyłem. Jego żona umiała grać na klawiszach. I to jak grać! Dzięki nim zacząłem robić postępy.

To niezwykłe, kiedy pomyślę, jak zaczynałem, i jak daleko od tamtej pory zaszedłem. Wciąż się uczę. [śmieje się] Tym więcej, im więcej gram, a gram już, pomyślmy, od dwudziestu kilku lat. Człowiek nigdy nie przestaje się uczyć. Ja nigdy nie przestanę. Bo widzicie, za każdym razem kiedy gram, zawsze dostrzegam coś, co mógłbym zrobić lepiej.

PISANIE PIOSENEK

Na „Fix It When I Can”, pierwszej płycie, jest całkiem sporo moich piosenek. Do „Bluesfinger” nie napisałem ani jednej. Jest tam jedna nasza, kilka napisał Eddie [Dattel, producent], a kilka ktoś inny. Na najnowszej, „Bluestones”, są piosenki Davida Bowena, i chyba jeszcze jednej pani [Sandy Carroll napisała „Royal Shades Of Blues” razem z Dattelem]. Ludzie piszą o mnie samym, o tym co robię, jak żyję w Mississippi. Kiedy czytam ich teksty, czuję, jakbym dobrze je znał.

Napisałem wiele piosenek, „Savin’ All My Love” i „Razor Blade”, i masę innych. Kiedy się pisze, warto słuchać ludzi, czasem rzucają zabawne teksty. Teraz też pracuję nad piosenką, całkiem możliwe, że damy ją na następną płytę. Nazwałem ją „I’m Asleep” [''Śpię!'']. Któregoś dnia mój znajomy tak właśnie powiedział, kiedy zapytałem, co robi. Pomyślałem, że to dobry pomysł na piosenkę. Wiecie, kiedy wasza dziewczyna, albo chłopak powie wam „I’m asleep” [śpię], korci, żeby odpowiedzieć „I’d rather see you asleep than in the street” [w wolnym tłumaczeniu: „Lepiej w łóżku, niż na ulicy”, przyp. tłum.][śmieje się]. I już pomysł gotowy, trzeba tylko dodać do niego słowa.

Miałem przyjaciela, Ricka Earla. Dużo się od niego nauczyłem. Grywał z Little Miltonem i Little Johnniem Taylorem, przychodzili do niego poćwiczyć. Przygotowywali się do występu. Rozmawialiśmy z Johnniem o muzyce, powiedział mi „Bracie, piosenkę można napisać o wszystkim. Pisz o tym, co dookoła, temat sam się znajdzie, miej tylko oczy otwarte. Chłopaki tak właśnie robią. Masz żonę, dziewczynę, odejdzie, zostawi cię – pisz o tym. Już pomysł gotowy. Rozumiesz?” [śmieje się]. To życie, nasze życie. Słyszycie, jak ludzie opowiadają o kobietach, które ich skrzywdziły, piszcie o tym. Kiedy piszesz piosenkę, pisz od serca. To tyle o pisaniu piosenek.

OD THE FIELDSTONES...

Kiedy już się wyrobiłem, wzięli mnie do The Fieldstones. „Słyszałem, że grasz. Chcesz grać z Fieldstonesami?” spytał mnie jeden z nich. Sam miał tego wieczoru grać gdzie indziej. „Myślę, że tak”. „No to zabiorę cię dziś wieczorem do klubu, gdzie grają.” „OK” ucieszyłem się. Tego wieczoru zagrałem z nimi kilka kawałków. Mieli potem iść do Green’s Lounge, gdzie mieli stały angaż, a gitarzysty jak nie było, tak nie było. Perkusista skinął na mnie „A ty gdzie się wybierasz”. „Idę do domu” odparłem. „Nigdzie nie chodź. Zostań z nami. Chcę cię na stałe”. I tak właśnie zacząłem grać z Fieldstonesami.
Kiedy w zespole zaczęło się psuć, żona Williego Roya Sandersa [gitarzysty i wokalisty] zapytała mnie, czy nie chciałbym zmontować własnego składu. Nieraz namawiała do tego męża, ale udało jej się go przekonać. „Cóż, myślę, że dałbym radę” zgodziłem się. Pogadałem z basistą [Haroldem Bonnerem], a potem z jego bratem, Jamesem [gitarzystą]. Odtąd graliśmy razem w każdą sobotę. Zwołałem ludzi, wymyśliłem nazwę, od tamtej pory trzymamy się razem. Zjeździliśmy już razem kawał świata.

Moją pierwszą płytę mieli wydać ludzie z High Water Records. Sam nie wiem, czemu zrezygnowali. Nie pamiętam już, co z nimi było, chyba nie mieli wtedy pieniędzy. A potem spotkaliśmy Eddiego [Dattela z Inside Sounds], był na którymś z moich koncertów, pomyślałem, że może chciałby wydać płytę. Eddie rozmawiał z wytwórnią i powiedział, że High Water ma nasze taśmy, obrobili je już nawet i zamierzali wydać pod patronatem Uniwersytetu w Memphis, ale niestety nie są w stanie ich wydać. Nie znam szczegółów, dość, że pozwolili mi je wziąć i wydać na własną rękę. Wzięliśmy nagraną taśmę, wymyśliliśmy tytuł, okładkę, zadbaliśmy o reklamę i całą resztę. No i udało się. Wydaliśmy album. [Fix It When I Can]. Odtąd wszystkie nasze płyty wydawaliśmy u Eda w Inside Sounds.

...DO ROLLING STONES

Kiedy już nauczyłem się grać, sądziłem, że będę grał w domu, no, może w niewielkich klubach. Ale nigdy nawet nie przypuszczałem, że zagram, tam gdzie grałem. Byłem po trochu wszędzie – w Londynie, Paryżu, Vegas, na Florydzie, w Georgii, Kentucky, Kanadzie. Tyle tego było... [śmieje się]. To wspaniałe doświadczenie. Miałem okazję grać dla samych Rolling Stonesów. Przyjechali do naszego miasta na party Blues Foundation. Chłopak z fundacji zna mnie, zapytał, czy nie chcę wpaść, „Słyszałem, że będą Stonesi” powiedział. Zgodziłem się od razu. Zacząłem grać, a tu wchodzą Stonesi. Weszli i usiedli przy stoliku. Zszedłem do nich ze sceny, siedzieli tam wszyscy, jak ich widzisz. Wracam, patrzę, a tu Keith Richards i Ron Wood podnoszą się i idą do nas. Wskoczyli na scenę, wzięli od chłopaków gitarę i bas i zagrali z nami. Uch, ale się działo!

PERYPETIE Z AUTEM

Powiem wam, co mi się przytrafiło, kiedy wybrałem się do Phoenix w Arizonie. Prowadziłem wtedy vana z przyczepą. Byłem jakieś pięćdziesiąt mil od serwisu, kiedy poszły mi trzpienie trzymające koło. Musiałem stanąć nad strumieniem i zabrać się za naprawę, na szczęście zawsze wożę ze sobą narzędzia Kiedy złożyłem wszystko do kupy, okazało się, że zapodziałem gdzieś trzpień, który mocuje hamulec do cylindra koła. Nie miałem zapasowego, wziąłem więc gwóźdź, przyciąłem go, umocowałem nim linkę hamulca i skręciłem z powrotem cylinder – hamulec ładnie się zablokował i płyn nie wyciekał. Dalej pojechałem z trzema sprawnymi hamulcami, a to były góry. Jadę dalej, a tu coś dziwnie pachnie. „Co tak cuchnie?” mówię sobie. Patrzę, a z mojego vana wali dym. Cisnę na hamulec, a tu nic. Jak nic spaliłem hamulce. Boże – pomyślałem - przede mną góry, jak tu jechać bez hamulców. Postałem 20, 30 minut, spróbowałem znowu i jakimś cudem ruszyły. Chłopak z warsztatu powiedział mi potem, że musiałem je zagrzać, kiedy się zagrzeją przestają działać. Wytłumaczył mi też, jak się prowadzi w górach. Trzeba wrzucić niski bieg, a hamulec wciskać tylko od czasu do czasu. Tak właśnie nauczyłem się jeździć po górach.

„BIERZ, CO LOS DA”

Co tu mówić, przyszedł kryzys, to widać. Nic już nie jest takie samo. Musiałem zrezygnować z warsztatu. Nadal tu siedzę, ale nie należy już do mnie. Nie miałem z czego opłacić czynszu, poszedłem do właściciela i powiedziałem, że będę musiał zrezygnować z najmu. „No cóż, dobrze – powiedział – zabierz tylko swoje rzeczy i umyj podłogę”. „Dobrze” zgodziłem się. Kiedy już zabrałem rzeczy, wrócił i zaproponował mi, żebym został i pracował na jego sprzęcie, kiedy będzie coś do roboty. Zatrudniał sporo osób. „Dorobisz sobie, będzie z czego spłacić zaległości”. Przychodzę więc tu od czasu do czasu, ale to już nie mój warsztat. Tak w życiu bywa.

Wszyscy tak mają, na przykład tacy sprzedawcy aut, wielu z nich musiało wyjechać z miasta. Ludzie organizowali festiwale, a teraz zabrakło na nie pieniędzy. Życie, ot co. [śmieje się]. Jak widzisz, że na środku Mississippi łódź nabiera wody, nie będziesz płynął dalej, tylko ratował własną skórę. [śmieje się]. Trzeba brać, co los da. Tyle wam powiem.

tłum. by_ingeborg

http://www.livingblues.com/
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-19
96 lat temu...
1928.04.19. w Paryżu w grecko-żydowskiej rodzinie ur. się Alexis Korner, muzyk i wpływowy dziennikarz, główna postać brytyjskiej sceny lat 60-tych, ojciec brytyjskiego bluesa.

126 lat temu...
1898.04.19 w Georgii ur. się Peter Joe ''Doctor''Clayton, popularny w latach 30-tych wokalista bluesowy. Występował z Robert Lockwoodem i Sunnyland Slimem. Zm. 07.01.1947

82 lat temu...
1942.04.19 w Fatfield w Wielkiej Brytanii ur. się Alan Price, brytyjski klawiszowiec, jeden z założycieli kultowej grupy The Animals.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..