reklama  
 
  play  
Czwartek, 18 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Skip James - Skip James Today! - Hard Time Killin` Floor Blues"
Jazz
  Aktualnie: "Stanley Clarke - This Is Jazz - 41 - Quiet Afternoon"
Blues Standards
  Aktualnie: "Willie Dixon - I Am the Blues - I Can`t Quit You, Baby"
Soul
  Aktualnie: "Little Milton - Live At Westville Prison - Bad Luck"
Bluesrock
  Aktualnie: "Jimi Hendrix Experience - Electric Ladyland - Voodoo Chile"
Polski blues
  Aktualnie: "Martyna Jakubowicz - 2. No i wtedy wlasnie( R. Ried"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [15007844]  Wizyt łącznie
 [32312]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
SUGAR BLUE cz.1  
Autor: administrator, 2011-06-20 14:14:39
SUGAR BLUE cz.1, Living Blues No 212, 04/05.2011

Muzyka, której poszukuję, przekracza ramy gatunków

By Scott M.Bock

Sugar Blue imponuje zarówno jako człowiek, jak i muzyk. Ma żywy i giętki umysł, o wszystkim ma własne zdanie, a tego, co przeszedł, większości z nas trudno sobie nawet wyobrazić.

Blue urodził się jako Jimmie Whiting 16 grudnia 1949 w Harlemie. Dorastał tuż obok Apollo Theater w domu pełnym muzyki. Wielu jego bliskich znalazło śmierć na ulicy, jemu samemu przetrwać pozwoliła miłość do literatury i muzyki. Matka Blue, która wywarła na niego największy wpływ, była zawodową śpiewaczką i tancerką, a do jej przyjaciółek zaliczały się kobiety tak wyjątkowe jak Billie Holliday i Big Maybelle. Po tym, jak w 1962 roku matka zabrała Blue na koncert Steve Wondera w Apollo Theater (Blues i Steve mieli wtedy po dwanaście lat), Blue zakochał się bez reszty w grze na harmonijce.

Sugar Blue to urodzony gawędziarz. Nie gubi wątku opowieści, nawet wówczas, gdy przechodzi na francuski, język, którym – od lat mieszkając we Francji – płynnie włada. W ferworze dyskusji zrywa się z krzesła, żywo gestykuluje, odmalowuje barwne obrazy postaci, które spotkał na swej drodze – Memphis Slima, Victorii Spivey, Williego Dixona, wielkich jazzmanów pokroju Budy’ego Tate’a i Sammy’ego Prize’a. Jedyny temat, którego nie chce poruszać, to wspomnienia z lat wojny. Blue walczył w Wietnamie, a po powrocie z misji opuścił szeregi piechoty bez oficjalnego pozwolenia.

Blue zjeździł świat, przeżył mroczne dni uzależnienia, a dziś jest szczęśliwy podróżując i prowadząc własny skład. Napisał większość swoich piosenek – wiele z nich jest głęboko osobista, inne poruszają problemy polityczne – staje się też coraz bardziej znany jako wokalista. I choć jest jasne, że z serca jest bluesmanem, jego muzyka bywa często trudna do jednoznacznego sklasyfikowania.

Blue nagrywał dla czołowych wytwórni, wystąpił też gościnnie na dziesiątkach płyt innych artystów, w tym Boba Dylana i Rolling Stonesów. To Sugar Blue akompaniował Stonesom na harmonijce w sławnym „Miss You” z wydanego w 1978 roku longplaya „Some Girls”. Po okresie nagraniowej posuchy, Blue założył w 2007 roku własną wytwórnię – Beeble Music. Dała mu ona upragnioną wolność. Dwie płyty Beeble: „Code Blues” [2007] i „Threshold [2009], ukazują wyjątkową jakość jego bluesa, jazzu, funku i rocka.

W towarzystwie swojej czarującej partnerki, basistki Ilarii Lantieri, Blue znów podbija serca publiczności. Dzieli życie pomiędzy dwa pełnowymiarowe campery – jednym podróżując po Stanach, drugim po Włoszech. Jeśli znajdziesz się w Cairo, albo w Karolinie, przejrzyj wiadomości, być może Sugar Blue wkrótce zawita w twoje okolice.

Młodość w Harlemie

„Dorastałem w Harlemie, pomiędzy ulicą 143-cią a 129-tą. Wciąż się przeprowadzaliśmy. Najdłużej mieszkaliśmy chyba na roku 126-tej i St. Nicholas Avenue, w budynku z brunatnego kamienia na końcu ulicy, za Apollo Theater.

„Kiedy się urodziłem, najstarszy z synów mojej matki miał już dwadzieścia pięć, albo dwadzieścia sześć lat. Rodziła wtedy z zapałem dzieci, później zrobiła sobie przerwę na dobre dwadzieścia lat, a po latach znowu zabrała się do roboty.”

„Urodziłem się 16 grudnia 1949 roku. Było nas razem siedmioro. Sami chłopcy. Czterech starszych i dwóch młodszych ode mnie. Matka wychowywała nas sama. Dorosłości dożyłem tylko ja i mój starszy brat. Trzech z nas wychowywała mama, czterej pozostali chowali się poza domem. Na początku lat 50-tych i 60-tych, kiedy dorastali, życie w getcie było twarde i im też nie było lekko.

„Ojca znałem tylko ze zdjęcia. Łożył na naszą edukację, bo matka uparła się, żeby posłać nas do katolickiej szkoły. W szkole dobrze mi szło. Ogromnie lubiłem naukę.”
„Matka nie ufała nowojorskim publicznym szkołom, twierdziła, że nauka stoi tam na niskim poziomie. Nie myliła się, bo kiedy przenieśli mnie do szkoły publicznej, przeskoczyłem od razu o trzy klasy wyżej. [śmieje się]. Wszystko świetnie, ale wyobraźcie sobie mnie, malca, pomiędzy tymi wszystkimi wielkimi chłopakami. Zagrajmy w kosza! Mały będzie piłką! [śmieje się].

„Moja matka pochodziła z Roanoke w Wirginii, babcia była czystej krwi Indianką Cherokee. Ojciec urodził się w gdzieś Georgii, nie wiem dokładnie gdzie. Oboje przenieśli się do Harlemu. W połowie lat 30-tych Harlem był prawdziwą mekką, ściągali tu pisarze, muzycy, rodził się Harlemski Renesans. Nie było lepszego miejsca na ziemi.

„Matka, jak mi się wydaje, nienawidziła Południa. Miała traumatyczne wspomnienia. Była świadkiem, jak katowano jej braci. Odtąd nie chciała słyszeć o niczym, co miało jakiś związek z Południem. Panowała wówczas segregacja. Nie wiem, czy to prawda, ale matka opowiadała mi, że tam gdzie dorastała mieli „beczki śmiechu”, „Co to takiego, mamo” pytałem. Mówiła, że to beczki rozstawione wzdłuż drogi co jakieś sto jardów. Kiedy ktoś opowiedział dowcip, biegło się do takiej beczki i wsadzało do niej głowę. Można wtedy było śmiać się swobodnie, nie obawiając się, że swoim śmiechem rozdrażni się białych. Sporo czytałem o Południu i nie zdziwiłbym się, gdyby była to prawda [śmieje się]. „Pola bawełny zobaczyłem po raz pierwszy w zeszłym roku. Jedyna bawełna jaką znam, to koszulki Fruit of the Loom” [śmieje się].

„Moja matka miała nazywała się Maisey Joyce Savage. Nienawidziła swojego imienia. „Maisey to imię dobre dla krowy” – mówiła... Śpiewała i tańczyła w Apollo Theater. Miała wspaniały głos. Nim się urodziłem, wlatach 1938-39 była jedną z ciemnoskórych modelek Irvinga Millera. Była wspaniałą dziewczyną. Pracowała jako modelka aż do urodzenia pierwszego dziecka. Opowiadała mi, że oddała je swojej matce i kontynuowała karierę. Kiedy mój brat miał pięć lat zapytał babcię „Czy jesteś moją mamą?” Babcia powiedziała o tym mojej matce. „Twój syn nie zna własnej matki. Wybieraj, chcesz być matką, czy dalej się zabawiać?”. To był koniec scenicznej kariery mojej matki, bo ona i babcia były sobie bardzo bliskie.”

„Matka ciągle opowiadała nam o latach spędzonych na scenie. Cały czas otaczała się muzykami. Jej koleżanką z podwórka była Billi Holiday. Jak wieść niesie, kiedy się urodziłem, Billie przyszła odwiedzić moją matkę. Występowała tego wieczoru w Apollo Theater. Wzięła mnie na ręce, a ja zwymiotowałem mleczną papką na jej nową, jedwabną sukienkę. Billy nosiła zwykle we włosach bukiecik kwiatów, a tego wieczoru, jak widać na zdjęciu, przypięła go do sukienki. Musiała go przypiąć, żeby zakryć plamę. Tak przynajmniej twierdzi moja mama.” [śmieje się]

„Nasz dom pękał od płyt. Wszędzie leżały longplaye i 78-ki. Matka uwielbiała big-bandy, wszystkich tych wspaniałych big-bandowych wokalistów. Nasłuchałem się ich mnóstwo. Matka słuchała głównie jazzu. Kupowała bluesowe płyty Jimmy’ego Lunceforda czy Big Joe Turnera, żadnego z nich tak naprawdę nie podziwiała. „Big foot music” mówiła na to, za czym rzeczywiście przepadała. „Big foot” była muzyka Muddy’ego Watersa, B.B. Kinga i Lightin’ Hopkinsa. Mama nie mogła przy nich spokojnie usiedzieć, ale nie przypominam sobie, żebyśmy mieli w domu ich płyty. Wolno mi było samemu nastawiać płyty, musiałem jednak obchodzić się z nimi, jak z jajem [śmieje się]. Pamiętam, że czyściło się je specjalną antystatyczną szczoteczką. Nie chciałbym być w skórze tego, kto zarysowałby mamie płytę”.

„Moim pierwszym idolem był saksofonista Lester Young. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem „P.C. Blues”, nie mogłem się od niego oderwać. Puszczałem płytę wciąż od nowa. „Co to za muzyka, mamo?” spytałem. „To blues, synku” – odparła. To wtedy odkryłem, że lubię bluesa. Był taki świeży i prosty. Podobało mi się to.

„Moja matka dbała o nasz intelektualny rozwój. Sama dużo czytała i wymagała, byśmy i my czytali książki. Pilnowała byśmy przestrzegali dobrych manier i szanowali starszych... Oglądaliśmy razem stare czarno-białe filmy. Wyjaśniała mi wszystkie nieznane słowa, jakie padały z ekranu. Kiedy poszedłem do szkoły i nauczyłem się czytać, zafascynowała mnie literatura angielska. Czytałem wszystko, co wpadło mi w ręce. Może z tego powodu, kiedy podrosłem nie przyłączyłem się do żadnego ulicznego gangu. Kiedy dzieci bawiły się na ulicy, ja grałem w szachy.”

„Jeszcze dziś, jeśli do szesnastego roku życia nie oberwałeś tu kulką, możesz uważać się za szczęśliwca. Jeśli dożyjesz osiemnastki i jeszcze nie siedziałeś, jesteś podwójnym szczęściarzem. A jeśli do dwudziestu jeden nie wylądowałeś na cmentarzu – potrójnym. Harlem zawsze był - i nadal jest – strefą śmierci.” „Moi rodzice nigdy nie pozwalali mi nosić broni. Żadnej broni. Mój ojciec był jej tak przeciwny, że kiedy ciotka kupiła mi plastikowy rewolwer, ojciec zabrał go i wyrzucił. [śmieje się]. Mawiał: kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Wiele dzieciaków z sąsiedztwa tak właśnie skończyło. Z zamiłowania i z konieczności zostałem więc molem książkowym. Czytałem Richarda Wrighta, czytałem Steinbecka – jego „Grona gniewu” należały do moich ulubionych książek. Uwielbiałem „Starego człowieka i morze”, „Moby Dicka” i tym podobne. Po lekcjach pomagałem mojej nauczycielce i okupowałem bibliotekę, tak że kiedy wychodziłem do szkoły, innych dzieci dawno już nie było, a ja nie musiałem uciekać, ani się z nikim bić”.

Miłość do muzyki zwycięża

„Śpiewać zacząłem w domu, wtórowałem piosenkom z radia. Matka próbowała wyperswadować mi muzykę. Pamiętała, jak to wyglądało w latach 30-tych i 40-tych, łazienki tylko dla białych, restauracje tylko dla białych, nie było jej lekko w trasie. Nie chciała, żebym ja przez to przechodził”.

„W szkole podstawowej zacząłem uczyć się gry na skrzypcach. Kiedy nauczyciel powiedział mi, że gram haniebnie, przerzuciłem się na grę na flecie, ale i ona nie wychodziła mi najlepiej. W gimnazjum zabrałem się więc za saksofon. Polubiłem go. Kiedyś wypożyczono mi go do domu na całe dwa tygodnie. „Możesz tu zostać – powiedziała wówczas mama – i saks może tu zostać. Ale obydwaj razem – nigdy [śmieje się]. I tak skończyła się moja kariera saksofonisty. Ależ byłem załamany.”

„Ciocia Rose zlitowała się nade mną i kupiła mi w zamian harmonijkę. Byłem przeszczęśliwy. Zacząłem na niej grać, ale po trzech tygodniach raptem zniknęła. Nie mogłem nigdzie jej znaleźć, kupiłem więc sobie nową. Wiedziałem już, że odtąd mogę grać na niej tylko, kiedy mamy nie ma w domu.” „Zacząłem od piosenek z radia, próbowałem też wtórować nagraniom z płyt. A potem mama zabrała mnie na występ małego Steviego Wondera w Apollo Theater”. „Obaj mieliśmy po dwanaście lat. Siedziałem na widowni, słuchałem i myślałem sobie „Hej, i ja tak potrafię”. Odtąd poważnie zabrałem się za granie.”

\ „Pokochałem harmonijkę. Nic nie mogło mnie od niej oderwać. Mój brat wspomina” „Od momentu, kiedy się obudziłeś, aż do wieczora nie wypuszczałeś z ręki harmonijki. Nawet spać kładłeś się grając na niej”. Do dziś idąc ulicą przygrywam sobie na harmonijce.”

„Miałem siedemnaście, osiemnaście lat, kiedy zacząłem występować na ulicy. Poznałem faceta – wysokiego, chudego, czarnoskórego mężczyznę, na którego wołano Sweet Papa Stovepipe [McKinley Peebles, zm. 1985]. Grałem coraz lepiej. Z graniem, jak z każdym innym talentem, im więcej pracujesz, tym lepiej ci wychodzi. Jak mówiła moja matka: „Kiedy już osiądziesz na laurach, tyłek ci urośnie i już nigdzie dalej się nie ruszysz”. [śmieje się]

„Sweet Papa Stovepipe miał jedną z tych starych, elektrycznych gitar, nigdy wcześniej takiej nie widziałem. Kilka lat wcześniej zacząłem słuchać bluesa – Roberta Johnsona i innych. Nie miałem pojęcia, że jeszcze kiedyś taki usłyszę. Papa, jego wspaniały głos i ta jego stara gitara wydawali się żywcem wyjęci z zamierzchłej przeszłości bluesa.”

„Papa przysiadł na stopniach i zaczął grać, a ja wychyliłem się z okna i chwyciłem za harmonijkę. „Zejdź tu do mnie, chłopcze” – zaprosił mnie. Zszedłem więc i dołączyłem do niego. Graliśmy razem od południa do czwartej, piątek po południu. Wcześniej grałem tylko z akompaniamentem płyt. Sąsiedzi pytali zdziwieni” „Sugar Blue, gdzie się tego wszystkiego nauczyłeś?”. Nie mieli pojęcia, że gram.”
„Spędziłem z Papą cały ten dzień, ale później nigdy go już nie zobaczyłem. A szukałem go w całym Harlemie aż do jesieni”.

Wietnam

W latach 70-tych, kiedy kończyłeś osiemnaście lat, dostawałeś się w szpony wuja Sama. Nie było odwrotu. Wysłali mnie to piekła – do Wietnamu. Mój ojciec został zamordowany, kiedy ja byłem na wojnie. Nie zostałem tam długo, nie na tyle długo, by dać się zabić. Wysłali mnie na urlop, a ja się ulotniłem. Wróciłem do Stanów. Grałem z Charliem Walkerem i mieszkałem u mamy, kiedy w naszym domu zjawili się chłopcy z FBI. Czekałem właśnie na windę. „Szukamy Jimmiego Withinga – zapytali - może nam pan powiedzieć, gdzie go znajdziemy?” „Mieszka na szóstym” – odparłem. „Dziękujemy bardzo”. [śmieje się] Pojechali do góry, a ja dałem nogę i więcej się tam nie pokazałem.”

„Wytrzymałem tak miesiąc, czy dwa, aż wreszcie zdecydowałem, że lepiej się poddać. Prędzej, czy później i tak mnie złapią. Będę miał mniej kłopotów, gdy sam się zgłoszę. Stanąłem przed sądem wojennym, ale trafiłem na świetnego oficera JAG.”

„Mniej więcej w tym samym czasie, Tricky Nick [prezydent Nixon] tłumaczył się przed Kongresem z afery Watergate. Mój obrońca powiedział: „Jak możecie oczekiwać, by prosty żołnierz wierzył w sens tego, co robi, kiedy głowa państwa oszukuje naród i łamie Konstytucję?” Sędziemu nie spodobał się kierunek, w jaki zaczęła zbaczać dyskusja i oddalił oskarżenie. „Zabierajcie się z tej bazy” – powiedział.”

„Trzeba w coś wierzyć. Jak to się dawniej mówiło: „Jeśli nie jesteś częścią rozwiązania, jesteś częścią problemu”. Kiedy skończyłem dwadzieścia lat zapisałem się do Czarnych Panter. Byłem molem książkowym, skończyłem więc w pionie edukacyjnym. Uczyłem dzieciaki. Pragnąłem, by moja praca przyczyniła się do zmiany sytuacji. Policja strzelała do naszych dzieci, tak jak Marines strzelali do dzieci w Wietnamie. Było naprawdę źle.” „Cóż, nie musiałem jechać do Wietnamu, a dziś dzieciaki nie muszą jechać do Afganistanu, żeby zobaczyć, co to wojna. Dzieciaki takie jak ja dorastały na ulicach, gdzie świstały kule.”

„Agitowałem za Robertem Kennedy’m. Kiedy go zamordowano, kiedy zabito Johna Kennedy’ego i Martina Luthera Kinga, rzuciłem politykę. Przestałem wierzyć, że jesteśmy wolni. OK, niby możemy wierzyć w co chcemy, ale jeśli im się to nie spodoba, znajdą sposób, żeby cię sprzątnąć. Straciłem wiarę w demokrację na wiele lat. Dopiero Obama sprawił, że znów poszedłem głosować.”

Nowojorska scena muzyczna

„Tuż za rogiem było studio nagrań – Fire i Fury Records. Ich właścicielem był Bobby Robinson. Przesiadywałem u niego, bo puszczał te wszystkie stare bluesowe nagrania. Bobby był mentorem Berry’ego Gordy. Był też jednym z twórców brzmienia Motown.” „U Bobby’ego można było spotkać Charlesa Walkera, Inez Fox, Browniego i Sticksa McGhee, Billa Diceya i Big Maybelle, przyjaciółkę mojej matki. Wszyscy oni do niego zachodzili.”

„Zacząłem występować z Charlesem Walkerem i jeszcze jednym świetnym gościem – Washboard Billem. Pracowałem z jeszcze jednym washboardzistą – Washboard Dockiem.” „Ale najlepiej pamiętam Victorię Spivey – była słońcem naszej małej bluesowej galaktyki. Niewielu nas było w Nowym Jorku. Nigdy jej nie zapomnę.”

„Jamowałem na rogu MacDougal i Ósmej, kiedy Victoria zajechała swoim nieziemskim cadillakiem z 1949 roku, lśniącym, jak prosto z wystawy. Wysiadła z niego unosząc suknię z czarnego aksamitu i satyny, piękną, choć uszytą wedle mody z lat 40-tych. „Jestem Victoria Spivey, Królowa Czarnej Ameryki...” rzekła. „Tak, proszę pani” [śmieje się] „Nie miałem wówczas pojęcia, kogo spotkałem, spieszyłem się właśnie do biblioteki. A jednak pierwszą sesję nagraniową zawdzięczam właśnie jej.” „Miałem wówczas własny, niewielki skład z Francuzką, Cecil Savage, na basie i Paulem Cooperem na gitarze. Pracowałem nad własnym stylem. Nagraliśmy wówczas dwa, albo trzy kawałki, które weszły w skład kompilacji „New York Has A Blues” [Spivey 1018 – 1973].

„Victoria Spivey była niesamowita, to ona przedstawiła mnie Bobowi Dylanowi. „Bobby, podejdź no tu do mnie!” [śmieje się]. Była absolutnie cudowna.” „Dylana fascynowała tradycja. Grał z Big Joe Williamsem. Grał z nim na harmonijce i nagrał kilka znakomitych kawałków. W czasie kiedy go poznałem, był już wielką gwiazdą. Podszedł do nas: „Tak, proszę pani?” „To moje drugie dziecko – powiedziała mu – najlepszy harmonijkarz w Nowym Jorku. Chcę, żeby zagrał w jednym z twoich nagrań”. A on na to „Dobrze, proszę pani”. I tak wylądowałem w „Catfish”.

„Zaczynałem wtedy grać na 365 Marine Band, znakomitej diatonicznej harmonijce C z czternastoma otworami, podobnej do wcześniejszej, dziesięciootworowej harmonijki Hohnera. Ma piękne, basowe brzmienie. Nie czułem się jeszcze swobodnie i nie wszystko udawało mi się na niej wyartykułować. Ale robiłem, co mogłem. Nagranie nie ujrzało światła dziennego, ukazało się dopiero w latach 90-tych w „Bootlegs Series”. „Mam tu swoje zdjęcie w meloniku. [śmieje się] Kiedy zobaczyłem zdjęcie Sonny Boya w meloniku, nie spocząłem, póki nie sprawiłem sobie podobnego. Kiedy dziś na to patrzę, śmieję się: „Ależ ja wtedy miałem pomysły”.

„Kiedy rozstałem się z Charlesem Walkerem, zacząłem grać z zespołem Rex Garwin & The Mighty Cravers. Rex Garwin był hammondzistą. Miał własne trio – B-3, saksofon i perkusja. Grali tuż obok mnie w miejscu zwanym Top Club, w którym pierwsze kroki stawiał John Copeland. Zacząłem regularnie jamować z nimi w Top Clubie.” „W tym mniej więcej czasie zacząłem też śpiewać. Nie pamiętam już, jak to się zaczęło, chyba wokalista się nie pojawił. Znałem piosenkę Skipa Jamesa. Występowałem wtedy z na poły rock’n’rollowym składem, który potrafił grać wersję Creamu. To był nasz pierwszy wspólny występ. Całą noc graliśmy jedno i to samo – „I’m So Glad”. [śmieje się].”Lubię mój głos. Staram się jak mogę wykorzystać głos, z jakim się urodziłem. Marzyłbym, żeby zamienić się na głos z Rayem Charlesem, ale próżne nadzieje. Nie w tym życiu.”

„U nas w Harlemie nie było harmonijkarzy. Było ich sporo w West Village, gdzie mieszkało wielu hippisów. Panowała moda na folk, wielu dmuchało w harmonijki, ale niewielu umiało na nich grać”. „W Nowym Jorku nie było wielu zespołów bluesowych, z którymi mógłbym grać. Trzymałem się więc z jazzmanami. Każdego wieczoru chodziliśmy do Brass Rail koło City College na Broadwayu.” „Mówili mi: „Jeśli chcesz tu grać, musisz grać jak my”. Cóż robić, musiałem się tego nauczyć. Na szczęście był panowie Buddy Tate i Paul Quinichette wzięli mnie pod swoje skrzydła. Był i Sammy Price, wspaniały chłop, ale srogi nauczyciel. „Dobra, chłopcze, pokaż mi czego się nauczyłeś przez ten tydzień” – rozkazywał – a jeśli nie umiesz grać jak trzeba, nie pokazuj mi się na oczy, póki się nie nauczysz.” Nie było zmiłuj się. [śmieje się].

tłum. by_ingeborg

http://www.livingblues.com
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-18
100 lat temu...
1924.04.18 w Vinton w Luizjanie ur. się Clarence ''Gatemouth'' Brown, multiinstrumentalista i znakomity skrzypek. Zm. 10.09.2005.

99 lat temu...
1925.04.18 w Waszyngtonie ur. się Leo Parker, sławny saksofonista jazzowy, partner Colemana Hawkinsa, Eckstine'a, Dizziego Gillespie i Fatsa Navarro, jeden z twórców bebopu. Zm. 11.02.1962.

69 lat temu...
1955.04.18 w Chicago ur. się Lil' Ed Williams, siostrzeniec J.B. Hutto, brawurowy chicagowski gitarzysta i wokalista i lider Blues Imperials.

118 lat temu...
1906.04.18 w Kentwood pod Nowym Orleanem ur. się Little Brother Montgomery, utalentowany pianista i wokalista, popularny w latach 30-tych. Grał bluesa, jazz i boogie-woogie. W 1949 wystąpił w Carnegie Hall z orkiestrą Kida Ory'ego. Zm. 6.09.1985.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..