reklama  
 
  play  
Wtorek, 23 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Blind Willie McTell - Statesboro Blues - The Early Years : 1927 - 1935 - Disc 1 - Loving Talking Blues"
Jazz
  Aktualnie: "Paco De Luca - The Montreux Years - Solo Quiero Caminar (Live 1984)"
Blues Standards
  Aktualnie: "Albert King - Red House - When You Walk Out The Door"
Soul
  Aktualnie: "Blind Boys of Alabama - Spirit of the Century 320 - Way Down In The Hole"
Bluesrock
  Aktualnie: "Carlos Santana&John McLaughlin - Love Devotion Surrender - The Life Divine"
Polski blues
  Aktualnie: "Magda Piskorczyk - Blues Travelling - I`ve Got The Blues And I Can`t Be Satisfied"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [15037215]  Wizyt łącznie
 [61683]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
BENNIE SMITH. PATRON ST.LOUIS  
Autor: administrator, 2012-02-15 14:18:19
BENNIE SMITH. PATRON ST.LOUIS

Każde miasto ma swojego guru, postać wokół której się ogniskuje się życie muzyczne. W St. Louis, gdzie od lat 20-tych blues Delty ścierał się z jazzem i swingiem, przez ponad pół wieku był nim Bennie Smith, niezrównany gitarzysta, mentor i autorytet, zwany ojcem elektrycznej gitary. Gdy z prędkością błyskawicy przebiegał palcami struny Stratocastera publiczność szalała. „Nie mieliśmy tu nigdy lepszego gitarzysty” – mówili z dumą mieszkańcy St. Louis. B To muzyce Benniego Smitha miasto zawdzięcza w dużej mierze swoje rozpoznawalne brzmienie. Chwalono go za elegancję, powściągliwość i głębię wyrazu, które zaszczepił przez lata dziesiątkom młodych gitarzystów. W 2003 w uznaniu jego zasług burmistrz St. Louis ogłosił 5 października „Dniem Benniego Smitha”.

Bennie urodził się w Soulard, historycznym śródmieściu St. Louis, 5 października 1933, jako siódme z czternaściorga dzieci. Jego pierwszym instrumentem była ukulele, prezent od kuzyna służącego na Pacyfiku. Akustyczną gitarę dostał od brata, kiedy miał 11 lat. Była mocno sfatygowana i brakowało jej kilku strun, ale dla chłopca nie było cenniejszego skarbu.

„Pierwszą gitarę podarował mi nasz kuzyn, Floyd Robinson. Nie za długo na niej pograłem – wspomina Bennie – jeden z naszych krewniaków miał ją nastroić, ale wdał się w bójkę i roztrzaskał ją na czyjejś głowie. Kiedy mój brat się o tym dowiedział, poszedł i za własne pieniądze kupił mi nową. Na początku nie radziłem sobie zbyt dobrze, robiłem mnóstwo hałasu, ale Calvin we mnie wierzył. „Pewnego dnia nauczysz się grać” mawiał.”

Bennie i jego bracia całymi dniami słuchali radia. W miejscowej stacji królowali Bobby Bland i Junior Walker, idole Benniego. Jego pierwszym nauczycielem został urodzony w Missisipi gitarzysta Butch McCrane. „Wymykałem się z domu i całymi godzinami wlepiałem w niego oczy – wspomina – aż wreszcie pozwolił mi ze sobą zagrać. Nie miałem wówczas pojęcia o graniu, umiałem tylko szarpać struny: kling, kling, kling..., ale tego wieczoru wiele się nauczyłem”.

Dorastając Bennie słuchał B.B.Kinga, Memphis Slima, Granta Greena i Roya Hookera, podziwiał Clarence’a ''Gatemouth'' Browna i Matta ''Guitar'' Murphy’ego. „Spotkałem Matta po latach – opowiada – kiedy chodził z siostrą mojej dziewczyny. W nocy budził się co dwie godziny, pastwił nad swoją gitarą a potem znowu zasypiał”.

Bennie ćwiczył w każdej wolnej chwili i wkrótce umiał dość, by samemu stanąć na scenie. Debiutował u boku posiadającego klasyczne wykształcenie gitarzysty Hermana „Ace’a” Wallace’a i jego wychowanków – Tommiego Bankheada i braci Perry, w erze soulu grał u Gabriela i w Roosevelt Marks Orchestra, a w drugiej połowie lat 50-tych przyłączył się do zespołu Tommiego Browna, założył też własny skład, w którym występował m.in. młody Chuck Berry. Dorobił się już wtedy własnego Chevroleta i domowej roboty wzmacniacza. „Przerobiłem go z radia – opowiadał po latach dziennikarzom, siedząc w salonie pełnym na wpół rozmontowanych telewizorów i komputerów – zawsze uwielbiałem majsterkowanie”.
„Pracowaliśmy wtedy wszyscy w fabryce opakowań – dodaje – przepracowałem tam wiele lat. Rano ładowałem torby, a potem wracałem do domu i grałem na gitarze. W piątki bawiliśmy się do białego rana. O tak, piątek był moim ulubionym dniem, cały tydzień się na niego czekało”.

Podczas jednego z występów Bennie poznał Ike’a Turnera. „Ike przyszedł do mnie, żebym nauczył go grać na gitarze. Grał wtedy na pianinie jak sam anioł, ale ciągnęło go do gitary. Ćwiczyłem z nim ''Okie Dokie Stomp” Clarence’a Gatemouth Browna, później Ike przerobił go na jeden ze swoich przebojów -‘Prancin”. Chciał poznać najróżniejsze techniki. Tak właśnie się poznaliśmy.”

W 1958 Bennie nagrał wraz z Ikem Turnem singiel „Box Top”, studyjny debiut młodziutkiej żony Ike’a, która w przyszłości zasłynąć miała jako Tina Turner. Bennie prowadził wówczas własny skład: Bennie and the Sportsmen, pracował jako muzyk sesyjny i grał z The Teardrops Tommy’ego Browna w najsławniejszych klubach St. Louis.

„W latach 60-tych świetnie nam się powodziło – wspomina – dawaliśmy po sześć koncertów w tygodniu, zapraszali nas nawet na Florydę i do Atlanty. Występowali wtedy z nami Charles Brown i Ruth Brown. Płacili nam 75 dolarów tygodniowo, czy było granie, czy nie”.

W tym samym czasie Bennie zabrał się też za nauczanie. „Kiedy Ike wyjechał do Kalifornii dzwonił do mnie nieraz i prosił, żebym podsyłał mu gitarzystów. „Wyucz mi paru i przyślij tu” – prosił. No i zacząłem uczyć.” Przez mieszkanie Benniego przewinęły się przez lata dziesiątki młodych gitarzystów. Koncertował z Albertem Kingiem, Bobbym Blandem, Little Miltonem, Hubertem Sumlinem, Clarencem ''Gatemouth'' Brownem, B.B. Kingiem i Grantem Greenem, ale choć brał udział w dziesiątkach sesji nagraniowych, jego własne albumy miały ukazać się dopiero trzydzieści lat później. Zdążył ich wydać trzy: The Urban Soul of Bennie Smith (Blues Highway, 1993), Shook Up (Fedora Records, 2001) i The Bennie Smith All Star Session (2006).

“Bóg zesłał mi Charliego i Josha Riggsów (producentów płyt Benniego Smitha i Big Bad Smitty’ego) – wspomina – gdyby nie oni nigdy nie nagrałbym swojej pierwszej płyty. Musiałem nagrywać we własnej piwnicy, a muzykom wiecznie się spieszyło. Grali swoje kawałki, brali zapłatę i znikali. Brakowało mi dobrego pianisty, muzycy się kłócili, ale dzięki Riggsom wszystko szczęśliwie się skończyło”.

W latach 70-tych sceniczną karierę Benniego zakończył tragiczny wypadek. W 1976 uszkodził kręgosłup, który nigdy nie został porządnie wyleczony. „Podnosiłem stalową belkę, aż tu nagle plecy pękły mi jak zapałka – opowiada – starałem się o odszkodowanie, ale moja firma spakowała się i zniknęła z miasta”. Miał wtedy zaledwie 43 lata. „Z operacji zrezygnowałem – tłumaczy – wystraszyłem się. Mój kolega miał podobną, wylądował na wózku, choć wcześniej normalnie chodził”. ”Kiedy Henry Townsend szedł na operację, zabrał ze sobą wszystkie swoje zdjęcia i płyty. Kiedy jesteś czarny, musisz pokazać ludziom, że jesteś sławnym muzykiem, inaczej będziesz dla nich jedynie kolejnym starym czarnuchem. Tak umarł Jimmy Rogers. Przebili mu jelita i po kilku tygodniach już nie żył – dodają jego koledzy – czarni muzycy nie mają ubezpieczenia, nie stać ich na wykupienie lekarstw. Mogli by żyć dłużej, a mrą jak muchy”.

Gdy Bennie uszkodził kręgosłup w wypadku przy pracy, okazało się, że jak wielu innym artystom nie przysługuje mu prawo do renty. Firmy w których przez lata pracował zamknęły podwoje, dokumenty zaginęły, nie pomogło mu nawet 45 lat płacenia składek w związku muzyków. „Jedyne korzyści z przynależności do związku to prawo do legalnego występowania i karta kredytowa – śmieje się – pewnie dadzą też parę groszy na mój pogrzeb. Niczego więcej się nie spodziewam. Nic dziwnego, że większość chłopaków pracuje na czarno”.

„To i tak nie były dobre czasy dla bluesa – dodaje – pamiętam, jak graliśmy z B.B. Kingiem w Klubie Riviera. B.B. zapomniał wzmacniacza, pożyczałem mu swój. Stoi tu nadal, chowam go jak skarb. B.B. wyszedł na scenę, a na sali było może pięć, sześć osób. Pomyślcie, grałem u boku B.B. Kinga i prawie nikt nas nie słuchał! Dziś B.B. występuje przed 200 milionami.”

Jak wielu muzyków bluesowych przed nim i po nim Bennie nie potrafił dochodzić swoich praw w wytwórniach płytowych. Przez całe życie otrzymał z tytułu praw autorskich niecałe 1000 dolarów, z czego większość wypłaciła mu niewielka, niezależna wytwórnia Fedora, której nagrania rozchwytywane są przez audiofilów. Artystów R&B od 1987 chroni Rhythm & Blues Foundation, zapewniająca im pomoc prawną i wsparcie finansowe w nagłych wypadkach (zbudowano ją na bazie gigantycznego odszkodowania, jakie Ruth Brown wywalczyła od szefów Atlantic Records). Choć więc skończyły się już czasy płacenia muzykom cadillakami, bluesmani nadal polegać mogą jedynie na bezinteresownej pomocy fanów. Ich albumy rzadko odnoszą rynkowe sukcesy, a dochody z praw autorskich są bliskie zeru, o ile, utwór nie zostanie wykorzystany w reklamie lub nie sięgnie po niego jedna z gwiazd show-biznesu.

Na scenę Bennie wrócił dopiero na początku lat 90-tych. Występował wówczas ze słynącym z popędliwego charakteru Big Bad Smittym, nagrał dwie płyty i odbył tournee po Europie. Męczyła go rozedma, szwankowało serce i wzrok, gazownia groziła odcięciem gazu. Nic jednak nie oderwałoby go od grania.
„Ktoś powinien wsadzić cię do paki – śmiał się Clarence Gatemouth Brown, widząc go na scenie – już dawno powinieneś tam się znaleźć”. „Bennie słynął z oszczędności – wspominają zaprzyjaźnieni muzycy - w jego muzyce nie było ani jednej niepotrzebnej nuty. Mało kto odważył się wyjść po nim na scenę”. „Był dobrym człowiekiem, skromnym i serdecznym – dodają - może dlatego, że był taki skromny, pozostał w St. Louis i ominęła go międzynarodowa sława, a przecież znali go i wzorowali się na nim muzycy na całym świecie...Na scenie wymagał od sekcji idealnej spójności, ale zawsze dbał o to, by jego muzycy mieli te pięć minut dla siebie „Muzyka musi cieszyć – mawiał – jeśli ludzie dobrze się nie bawili, to nie był dobry występ.”

W ostatnich latach stan zdrowia Benniego pogorszył rak płuc. W 2004 przeszedł zawał serca. Drugiego już nie przeżył. Zmarł 10 września 2006 w swoim domu w St. Louis w wieku 72 lat.

by_ingeborg

http://www.bluesworld.com
http://www.stlblues.net
http://www.riverfronttimes.com
foto: http://www.riverfronttimes.com
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-23
130 lat temu...
1894.04.23 w Anniston w Alabamie ur. się Cow Cow Davenport, jeden z największych pianistów wczesnego bluesa, jeden z twórców boogie woogie, autor sławnego ''Cow Cow Boogie''. Zmarł 03.12.1955 r.

40 lat temu...
1984.04.23 W Dallas zmarł William ''Red'' Garland, pianista i kompozytor jazzowy, członek kwintetu Milesa Davisa.

29 lat temu...
1995.04.23 w Luizjanie zmarł Lonesome Sundown wł. Cornelius Green, wokalista i gitarzysta bluesa i zydeco, muzyk Cliftona Cheniera i Excello Records. Miał 66 lat.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..