reklama  
 
  play  
Sobota, 20 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Woodrow Adams - Memphis Blues (Important Postwar Recordings) - Disc 1 - Train Is Comin`"
Jazz
  Aktualnie: "Wynton Marsalis - The Magic Hour - Big Fat Hen"
Blues Standards
  Aktualnie: "Luther Allison - 1977 - Love Me Papa - Love Me Papa"
Soul
  Aktualnie: "Carla Thomas - Comfort Me - I`m For You"
Bluesrock
  Aktualnie: "Black Crowes, The - Greatest Hits 1990-1999 - A Tribute To A Work In Progress... - Jealous Again"
Polski blues
  Aktualnie: "Seven B - Acoustic - Blues (Kom. Seven B)"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14975532]  Wizyt łącznie
 [0]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
’Till I Find My Way Home. Nieznany wywiad z Brownie McGhee  
Autor: administrator, 2009-02-06 15:37:08
’Till I Find My Way Home. Nieznany wywiad z Brownie McGhee. Blues Access nr. 26, lato 1996

by Tim Schuller

W zachodniej części Cleveland w stanie Ohio, stoi fabryka, w której w 1973 roku montowano podwozia autobusów, ciężarówek i dżipów. Pracowało w niej 1200 robotników. W lutym owego roku dwóch z nich przeprowadziło wywiad z Brownie McGhee.
Rozmawiali wiele godzin, zafascynowani wartką i barwną historią Browniego.
McGhee zmarł na raka 16 lutego 1996. Jego opowieść przez lata pozostawała niepublikowana – dziś przedstawiamy ją Państwu.

Brownie McGhee i Sonny Terry zwykli kończyć występ piosenką „Find My Way Back Home”. Słowa refrenu „Walk on, walk on. I’m gonna keep on walkin’ till I find my way back home” powtarzali coraz to ciszej i ciszej, a głosy ich malały i więdły, jakby oddalali się wędrując w stronę odległego horyzontu. Po jednym z takich koncertów, w Smiling Dog Saloon w Cleveland, McGhee zgodził się na udzielenie wywiadu.

Następnego dnia dwaj robotnicy odłożyli narzędzia, wsiedli do wagonu zatłoczonej kolejki i pojechali do sklepu, gdzie wypożyczano sprzęt elektryczny. Wypożyczyli reel-to-reel magnetofon szpulowy, który ważył niewiele mniej od samego wagonu i tak obładowani udali się do hotelu, gdzie zatrzymał się McGhee.

Brownie wiedział, że nie ma do czynienia z licencjonowanymi dziennikarzami, a jednak serdecznie przyjął gości. Odpowiadał szczerze i ciepło, nie lekceważąc rozmówców, doceniając celne pytania, cierpliwie zaś znosząc oklepane.

McGhee przyszedł na świat w Tennessee około 1914 lub 1915 roku. W dzieciństwie chorował na Polio, ale choć choroba zdeformowała mu prawą nogę, spędził życie wędrując od stanu do stanu, jak dawni trubadurowie. W Karolinie Północnej napotkał J.B.Longa, właściciela sklepu i łowcę talentów, który w 1935 roku zajął się Blind Boyem Fullerem. Fuller zmarł w lutym 1941 roku, a niecałe trzy miesiące później ukazała się „The Death of Blind Boy Fuller” Browniego McGhee, wydana przez Okeh, dzięki staraniom Longa. Dziennikarze bluesowi opisują Longa, jako wyzyskiwacza i karierowicza, lecz McGhee wspomina go inaczej: „Gdy ktoś wytycza szlak, który prowadzi na szczyty, trzeba mieć dla niego wyrozumiałość”.

Szlak Browniego zaprowadził go prosto do Nowego Jorku. On i Sonny przybyli tam we wczesnych latach 40-tych, zatrzymując się u Leadbelly’ego przy Dziewiątej Wschodniej. Brownie i Sonny byli pierwszymi czarnoskórymi muzykami, którym przypadł zaszczyt przedstawienia piękna i bogactwa bluesa białej publiczności. Występowali w klubach dla białych wcześniej nawet od Big Billa Bronzy’ego. Sonny, Brownie, Leadbelly i Woody Gurthie byli niekwestionowanymi bohaterami East Coast Bluesa. Owe czasy obfitowały w utalentowanych muzyków – w Nowym Jorku występowali wówczas i Pete Seeger and The Weavers, Jose White, Oscar Brand i wielu pomniejszych muzyków. Występowali na partyjnych przyjęciach i w liberalnych college’ach. Pełnili wartę na Washington Square, a ich muzyka pomogła stworzyć legendę Greenwich Village.

W Nowym Jorku McGhee nagrywał dla Alert, Disk, Sittin’In With, Savoy, Jay and Encore. Po 1955 roku on i Sonny pracowali dla Folkways, Choice, Vanguard, World Pacific, Prestige i innych wydawnictw płytowych. McGhee pojawiał się na deskach teatru, w tym w „Kotce na blaszanym dachu” – u boku Barbary Bel Geddes, Pata Hingla i starego kumpla ze sceny folk – Burla Ivesa.
Zanim los się do niego uśmiechnął, McGhee wędrował z miasta do miasta nigdzie nie zgrzewając miejsca. Lecz o tym niech opowie sam Brownie McGhee.

Chłopcy powiedzieli mi „Brownie, chłopie, trzeba nam takich jak ty i Sonny. Jedź z nami. Będziesz grał bluesa.” Zaśmiałem się „Dajcie spokój. Kto by tam słuchał bluesa w Nowym Jorku”. „Ludzie są głodni bluesa, Brownie” odpowiedzieli. No i pojechałem do Nowego Jorku. Był 1942 rok. Zamieszkałem z Dominic Singers, a potem z Leadbelly’m przy Szóstej. Kawał czasu tam razem przemieszkaliśmy. A potem przeniosłem się do Harlemu. Wziąłem ze sobą Sonny’ego. Zaczęliśmy grywać razem na ulicach. Przeżyliśmy tak trzy, albo cztery lata. Daliśmy radę. A blues brzmiał znów na ulicach miasta.

Nie zrobiliśmy z Leadbelly’m zbyt wielu nagrań. Było tak – Leadbelly grał na dwunastostrunowej gitarze, a ja na stalowej National. Moja gitara była głośna jak diabli, a ja nie chciałem żadnej innej. Kiedy nie grał tak głośno jak ja, całkiem go zagłuszałem. Grałem na ulicy, musiałem grać głośno. A gitarę National należała kiedyś do Fullera. Brat Fullera dał ją do lombardu, a Long ją wykupił i dał mi. Tak ją dostałem. Dobra to była gitara, mocna, głośna, w sam raz do grania na ulicy, pogoda jej nie szkodziła. Jedyne czego było jej trzeba, to nie pozwolić, żeby rezonator zamókł. Grałem stalowymi picks na stalowej gitarze, nie trzeba mi było żadnego wzmacniacza.

Założyłem szkołę gitary przy 125-tej w Nowym Jorku. Zwaliśmy ją Domem Bluesa. Ciągnąłem ją pięć, albo i sześć lat, bardzo była popularna. Przychodził do nas uczyć Blind Gary (Davis). Uczyliśmy ludzi grać bluesa, uczyliśmy składać rymy i opowiadać historie, no i urządzaliśmy im występy, żeby oswoili się z publicznością. Miałem tam taką małą salkę. Za wstęp brałem 50 centów, czasem całego dolara. Nie było źle.

Kiedy Big Bill Bronzy przyjechał do Nowego Jorku zamieszkał u Leadbelly’ego. Bill miał w Nowym Jorku wielu znajomych, zaprzyjaźniliśmy się serdecznie. Mam wciąż rękopisy jego piosenek. Dał mi je i rzekł „Śmiało Brownie, do roboty, nagraj je”. Jedyne nasze wspólne nagranie, to płyta live z występu w Chicago. Chcieliśmy zrobić coś razem, ale coś poszło nie tak i nic z tych naszych planów nie wyszło. Bill był pogodny, kochał życie. Był dobrym gitarzystą i dobrym tekściarzem, pieniądze nie miały dla niego znaczenia, za to lubił towarzystwo. Dobrym był kompanem. Mieszkał w Nowym Jorku dwa lata, tak się poznaliśmy.

W czasach Josha White’a graliśmy nad Hudsonem, dopiero później zaczęły się te wszystkie festiwale folkowe. Zaczęło się chyba od Newport. Mierzyliśmy wtedy czas graniem – były czasy Josha, czasy Leadbelly’ego. Graliśmy solo, a czasem w duecie. Brało się gitarę, ruszało nad Hudson i grało do białego rana. Były i „Hootenannies” - to była dopiero frajda. Był tam taki wielki teatr, graliśmy tam, żeby zarobić parę dolców. Nie zarabialiśmy na tym wiele, ale grało się przed wspaniałą publicznością. Festiwale folkowe stawały się ogromnie popularne. Śpiewacy ludowi – tak mówiono wtedy na chłopców. Grali pieśni ludowe, ale śpiewakami ludowymi nie byli. Każdy jeden mógł chwycić za gitarę, zaśpiewać parę kawałków i nazwać się „śpiewakiem ludowym”. Grali co umieli, a potem znikali. Prawda, i blues, i folk to muzyka prostych ludzi. Nie byli geniuszami muzycznymi, a jednak pisali wspaniałe piosenki. Potem ktoś chwytał się za te ludowe piosenki, podpisywał się pod nimi i ciągnął z nich profity. Ja zaś pisałem tylko o tym, co sam przeżyłem, o tym, co w życiu robiłem. Nie siedzę tutaj i nie snuję planów, bo doprawdy nie dbam o przyszłość. Ale nie wyrzekłbym się niczego, co przeżyłem. Tyle tego, że mam o czym pisać do samej śmierci.

Browniego McGhee zapytano, czy zna Blind Williego McTella. Zaprzeczył. Reporterzy wspomnieli, jak trudno czegoś się o nim dowiedzieć.

Powiem wam czemu. Bo Lomax do niego nie dotarł. To z tego całe zło, z ludzkiego gadania. „Nie zbliżajcie się do niego. To kawał drania” mawiają. A teraz wy chcecie się czegoś o nim dowiedzieć i nie możecie. Ja na waszym miejscu pogadałbym z ludźmi. Jest wielu dobrych muzyków, z którymi nikt nie zrobił wywiadu. Idźcie do nich, zanim pomrą”.
Tak mało wiadomo o Lightnin’ Hopkinsie, i Sonie House. A Mance Lipscomb? Napisano o nim parę kawałków, ale żeby tak komu przyszło do głowy pożyć z nim trochę, porozmawiać, napisać o nim. Jeden taki napisał o mnie na okładce płyty, że Granville H. McGhee nie jest żadnym moim krewnym. Chwycił bym takiego i obił mu gębę. (McGhee mówi o notce Joe Goldberga z „Sonny’s Story”, longplayu Sonny’ego Terry nagranego ze Sticksem McGhee, J.C. Burrisem i Beltonem Evansem, wydawnictwa Prestige). Nie wpadło mu do głowy przyjść i mnie zapytać, tak jak wy to robicie. Napisał, co mu ślina na język przyniosła. Nie zapytał mnie, czy ja i Sticks jesteśmy rodziną. A to mój jedyny brat, jedyny jakiego mam. Nagrał z Sonny’m kilka kawałków, a oni napisali, że nie miał z tym nic wspólnego. Nie byłem w stanie go odnaleźć, bo inaczej kazałbym mu to sprostować. Nie godzi się pisać nieprawdy.

Mój ojciec miał na mnie wielki wpływ, kiedy zaczynałem. Jak on grał na gitarze! Nie był profesjonalnym muzykiem, choć grał wystarczająco dobrze. Musiał zrezygnować z muzyki. Miał czworo dzieci, musiał iść do pracy, grał tylko w weekendy. Podobało mi się, jak grał, sam się tak nauczyłem. Wielu ludzi dookoła grało, nie byli źli. Od każdego możesz się czegoś nauczyć, jeśli umiesz słuchać.
Grywałem i z białymi. Dobrzy byli, nie powiem. Ale największy wpływ miał na mnie Lonnie Johnson. Lubiłem Lonniego, nie było drugiego, co by tak grał na gitarze. Spotkałem go dopiero koło 1946 roku. Zostaliśmy przyjaciółmi, a ja zabrałem go na występy do Kanady. Potem umarł. Zawsze podziwiałem grę Lonniego i jego teksty.
Johnson zmarł w Toronto w 16 czerwca 1970 roku. McGhee napisał wspomnienie o nim do Living Blues.

Mój ojciec przeciągał po strunach nożem, a nie szyjką od butelki. Trzymał go pomiędzy palcami. Lubiłem tak grać, sam dostrajałem gitarę do akordów. Ale mojemu tacie nie podobała się ta moja gra „Synu – mawiał – wszystko co grasz ma być grane w tym w tej samej skali i tym samymi akordami. Chcesz się nauczyć grać, graj porządnie”. To dlatego nigdy nie dbałem o granie slidem. Mam w domu slide, ale nie pociąga mnie, ślizgam się tylko w górę i w dół po gryfie. Jakoś mnie to nie przekonuje. Za mało akordów jak dla mnie.

Najbardziej lubię moje najprostsze albumy. Ciągle jednak mam wrażenie, że mógłbym zagrać lepiej, gdybym tylko miał na to więcej czasu. Ceię je wszystkie, ale czuję, że mogłyby być jeszcze lepsze. Takie jest moje życie, staram się z całej duszy, żeby grać jak najlepiej. Wiecie, jak to jest. Puszczam piosenkę między ludzi, dopiero wtedy, kiedy sam jestem z niej zadowolony. Ale kiedy coś jest nie tak, chodzę jak błędny, łamiąc sobie głowę, jak ją ulepszyć.
Wszystko co się robi, trzeba robić dobrze, najlepiej, jak tylko się potrafi.

Reporteży pytają McGhee o longplaya „Brownie & Sonny” (Everest), z Lightin’ Hopkinsem i Big Joes Williamem. W swej pierwotnej postaci była nagrana dla kalifornijskiego wydawnictwa World Pacific.
Były lata 60-te. Byłem właściwie inicjatorem tego pomysłu. Akurat wszyscy znaleźliśmy się na Zachodnim Wybrzeżu. Rzadko kiedy w jednym mieście było aż czterech bluesmanów starej szkoły naraz. Zeszliśmy się razem i zadzwoniliśmy do paru ludzi z World Pacific. Powiedzieliśmy, ze chcieliśmy nagrać coś razem, póki wszyscy żyjemy. Nie dali nam za nią wiele, ale wystarczyło, żeby przeżyć, póki nie skończymy płyty. Tak trafiliśmy na próbę. Nagraliśmy płytę jeszcze tego samego dnia. Dobry to był dzień i dobre granie.
Są tacy, którzy muszą mieć swoje własne miejsce na ziemi, żeby grać. Mi takiego nie trzeba. Jadę tam, gdzie mnie serce zawiedzie, tam, gdzie chcą mnie słuchać. Jeżdżę tu i tam, a ludzie przychodzą mnie słuchać - wiedzą, że wkrótce odjadę. To właśnie kocham w wędrówce – zagram swoje, ucieszę ludzi i jadę dalej.

Wywiad z Browniem McGhee przeprowadzili w 1973 roku dwaj robotnicy z fabryki w Cleveland: Mot Dutko, obecnie perkusista i lider Crazy House Band w Chicago i Tim Schuller.
To ja, Tim Schuller. Pisuję o bluesie i jazzie. Oto co robię, i kim jestem. Brownie McGhee był pierwszym bluesmanem, z którym przeprowadziłem wywiad. Niedługo po tym, jak skończyliśmy do nagrywać, wszystkie wielkie magazyny zaczęły pisać o Browniem. Wywiad, który nagraliśmy pozostał niepublikowany aż do dzisiejszego dnia. A jednak dźwięczą mi wciąż w pamięci słowa Brownie’go – temu, kto poprowadzi cię do gwiazd należy się wdzięczność.
Jestem ogromnie wdzięczny Browniemu McGhee. Przed dwie dekady przeprowadziłem wywiady z najsławniejszymi bluesmanami i jazzmanami naszej planety. Myślę, że zasłużyłem sobie, by odrobinę sobie dogodzić.
Schuller i McGhee stali na rozdrożu. Schuller nie wiedział kompletnie, w jaką stronę ma się udać. Możliwości, jakie się przed nim rysowały, zadowoliłyby większość ludzi, a jednak jemu wydawały się gorsze od śmierci. To McGhee ukazał mu drogę, o jakiej nawet nie myślał. Drogę do sławy.
Dzięki niemu zrozumiałem kim chcę być – wspomina Schuller. Wrócił, aby podziękować Browniemu. Ale Brownie był już daleko, na swojej własnej drodze do gwiazd. Dziś jest już z Sonny’m Terry, śpiewają swoją własną pieśń. McGhee nie ma polio, a Sonny Terry nie jest już ślepy. Oddalają się coraz dalej i dalej, ale ich pieśń pozostaje czysta.
„Walk on, walk on” I’m gonna keep on walkin’ ‘til I find my way back home”.

tłum. by_ingeborg
mat. by bluesbird
foro: http://www.bluerockit.com
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-20
32 lat temu...
1992.04.20 w Tuscaloosa w wieku 77 lat zmarł Johnny Shines, jeden z ostatnich gitarzystów Delty, mistrz Johnny'ego Wintera i Floyda Jonesa.

116 lat temu...
1908.04.20 W Kentucky, Louisville (USA) urodził się Lionel Hampton perkusista, pianista, vibrafonista.
lionelhampton.nl

95 lat temu...
1929.04.20 w Edwards w Missisipi ur. się Johnny Fuller, gitarzysta i wokalista, jeden z czołowych muzyków West Coast bluesa lat 50-tych. Łączył bluesa z R&B i rock'n'rollem. Zm. w Oakland w Kalifornii 20.05.1985.

84 lat temu...
1940.04.20 w Scott w Arkansas ur. się Calvin Leavy, gitarzysta i wokalista soulowy i bluesowy, autor ''Cummins Prison Farm''. Zmarł 06.06.2010.

66 lat temu...
1958.04.20 w Chicago ur. się Gary Primich, harmonijkarz, gitarzysta i wokalista, współzałożyciel Mannish Boys. W 1995 wydał album swój najb. znany album:''Mr Freeze''. Współpracował z Marcią Ball, Ruthie Foster i Jimmiem Vaughanem. Zmarł w 2007 z powodu p

116 lat temu...
1908.04.20 w Louisville, Kentucky, ur. się Lionel Leo Hampton, wibrafonista, pianista i perkusista jazzowy, lider słynnego big-bandu, jeden z największych jazzmanów w historii gatunku. Zm. 31 sierpnia 2002.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..