reklama  
 
  play  
Sobota, 20 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Leadbelly - Midnight Special - Good Morning Blues"
Jazz
  Aktualnie: "Pat Metheny Group - First Circle - End Of The Game"
Blues Standards
  Aktualnie: "Eric Clapton - Unplugged - Tears in Heaven"
Soul
  Aktualnie: "Erykah Badu - Live - Your Mind"
Bluesrock
  Aktualnie: "John Butler Trio - Live at St. Gallen 7.3.05 Disc 2 - Peaches&Cream"
Polski blues
  Aktualnie: "Kasa Chorych - Chce Cie Kochac - Jeszcze Tylko Pare Mil"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14995151]  Wizyt łącznie
 [19619]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [1]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  artykuły  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
GHOST TRAINS OF MISSISSIPPI  
Autor: administrator, 2009-09-15 17:21:40
GHOST TRAINS OF MISSISSIPPI

by Michael Gray

Przemierzam pociągiem równiny Mississippi, wsłuchany w głosy przeszłości. Nie jestem sam w tej podróży, towarzyszą mi dusze tych, którzy dawno temu, zanim jeszcze przyszedłem na świat, migrowali tymi drogami na Chicago i wielkich miast Północy, żegnani przez bliskich na peronach cichych miasteczek Południa.

Jeśli dobrze się wsłuchać, w stukocie kół pobrzmiewają jeszcze ich pieśni. To tu właśnie, na stacji w Tutwiler w stanie Mississippi, około 1903 roku W.C.Handy po raz pierwszy usłyszał bluesową pieśń. Jej słowa mówiły o kolei: ‘I’m goin’ where the Southern cross the Dog…’

Wielka Migracja rozpoczęła się około 1915 roku. Napędzany przez wojnę przemysł Północy łaknął taniej siły roboczej, na Południu zaś zaczęło brakować pracy, pola bawełny pustoszyły bowiem szkodniki i powodzie o niespotykanej dotąd sile. Przez stulecia wylewy Mississippi, podobnie jak wylewy Nilu, użyźniały ziemie, ale rabunkowe wycinanie lasów i zamienianie bagien w uprawne pola sprawiły, że powodzie zaczęły pustoszyć kraj z niszczącą siłą. W 1927 roku wody Mississippi zalały obszar wielkości Szkocji.

Zdesperowani ludzie opuszczali rodzinne domy i przenosili się do miast. W latach 40-tych zarobki czarnej populacji Chicago przekraczały czterokrotnie pensje w Mississippi. Dzielnice kolorowych w miastach Południa zaczęły świecić pustkami. Pociągami uciekało się na Północ łatwiej, niż błotnistymi drogami. Tylko jednego roku wagonami Southern Pacific opuściło Południe 700.000 ludzi.

Pociąg linii Amtrak ''City of New Orleans'', tak jak przed wiekiem, pokonuje co dzień 926 mil z Nowego Orleanu do Chicago, szlakiem Wielkiej Migracji. Przecina równiny Mississippi, zatrzymując się w Jackson i Greenwood, przystaje w McComb, Brookhaven, Hazlehurst i Yazoo City. ''Crescent'' opuszcza Nowy Orlean, by po przebyciu 1377 mil dotrzeć do samego Nowego Jorku. Po drodze staje w niewielkim Picayune, Laurel i Meridian.

Łapię pociąg na Południe z Atlanty do Nowego Orleanu. Później pojadę dalej na Północ, aż do samego Chicago, zatrzymując się po drodze w miasteczkach Mississippi.

''Crescent'' wtacza się do Atlanty, spowity w swoją własną legendę, potężny i dostojny, ciągnąc sznur jedenastu srebrzystych wagonów. Będę dzielił przedział z panem Turkiem. Drobny, żwawy jegomość skwapliwie mi się przedstawia. Rozglądam się po przedziale sypialnym: składana umywalka i stolik z szachownicą, ubikacja, telewizor, klimatyzacja, wygodny fotel, przycisk, którym wzywa się obsługę, darmowe drinki. Nie przypomina to pociągów, jakimi podróżowali moi bluesmani, ale za oknami przesuwają się te same pejzaże na jakie spoglądali przed laty.

Suniemy na południowy zachód przez połacie zimowego lasu, gdzie brunatny mech zwiesza się z nagich konarów. Pojawiają się i znikają zakurzone miasteczka ze studiami tatuażu i sklepami zoologicznymi na głównych ulicach, osiedla mieszkalnych przyczep. Za oknami barwny patchwork sosnowych lasów i cichych domów w ogrodach pełnych rdzewiejących aut.

Alabama przypomina Georgię. W Birmingham Mr. Turk wysiada na chwilę i wraca z zatłuszczoną papierową torbą pełną gorących orzeszków ziemnych. Mijamy niekończące się lasy, przecinamy bagniska i nieurodzajne pola, gdzie bydło pasie się niemrawo po kolana zanurzone w uschłych trawach. Mississippi wita nas zielonymi dolinami, łagodnymi stokami wzgórz i jeziorami. Przestawiamy zegarki o godzinę. Czuję, jakbym przenosił się w czasie.

W Meridian, zbudowanym na wzniesieniu, tory przecinają szeroką ulicę ciągnącą się wśród wysokich budynków z początku wieku. To rodzinne miasto ''ojca country bluesa'', Jimmiego Rodgersa, chorego na suchoty białego śpiewaka, który stworzył Blue Yodel, miejsce, gdzie na polecenie H.C. Speira, W.R. Calaway przywiózł Charley'a Pattona po wyciągnięciu go z aresztu w Belzoni. Tu właśnie złapali pociąg do Nowego Jorku, by Patton ''najwspanialszy muzyk w całym Mississippi'' mógł znów spowodnie nagrywać. Dziewczyna w hali dworca śpiewnym głosem zapowiadała pociągi. Speir chciał zabrać na Północ i ją, lecz odmówiła. Stacja, jak kultura, zmieniła od tamtych czasów swoje oblicze.

Pociąg wtacza się do Laurel, światowej stolicy sosny, tu właśnie wysiądę. Miasteczko jest małe, położone na uboczu. Wraz ze mną wysiada tylko parę osób. Stacja przypomina kolonialny bungalow otoczony trawnikami. Jest styczniowe popołudnie, powietrze jest łagodne. Peggy, właścicielka miejscowego pensjonatu, wychodzi mi na spotkanie. ''Mieliśmy tu kiedyś taksówkarza – tłumaczy z silnym południowym akcentem – ale chyba już nie żyje''.

Jadę przez przedmieścia rodem z Belle Epoque drogą obsadzoną dębami. ''Mam nadzieję, że lubisz psy'' pyta Peggy, wjeżdżając na podjazd. Uchylam drzwi, Elvis i Hazel liżą mnie wilgotnymi ozorami.

Jest piątkowy wieczór. Zamierzam wybrać się do miasta. ''O nie! – protestuje Peggy – nie wyjdziesz sam po zapadnięciu zmroku!''. Nalega by zawieźć mnie samochodem. Z jego okien dostrzegam jedynie ciemne budynki stojące przy opustoszałych ulicach.

Peggy towarzyszy mi jak cień. Kawiarnia jest zamknięta, a podmiejski bar pełen prowincjuszy. Ktoś woła ''Cześć Peggy'', pytam, czy jest takie miejsce, gdzie czarni i biali spędzaliby razem wieczory. Odpowiada mi grzecznie, ale ze wzgardą w oczach: ''Nie. I mam nadzieję, że nigdy tu takiego nie będzie''. Peggy przypomina sobie, że w pobliżu stacji otwarto niedawno nowy klub dla czarnych. Mężczyzna mamrocze zdegustowany, że ponoć handlują tam narkotykami. ''Mieli kłopoty z policją'' – dodaje. Peggy zabiera mnie w zamian do motelowego baru. Jest zamknięty na głucho. Wracamy do zajazdu. Elvis i Hazel witają nas drżąc z radości.

Żadna ze smętnych bluesowych pieśni nie opiewa Laurel, a wiele tu powodów do melancholii. Zarobki niskie nawet jak na Mississippi, wysoka przestępczość, niedofinansowane szkoły i szpitale. Wiele regionów USA nie różni się wiele od krajów trzeciego świata. Jedynymi collegami w Laurel są Southeastern Baptist i Mississippi College of Beauty Culture.

Następnego ranka w sąsiednim murzyńskim sklepie pośród stert towaru znajduję amatorsko wydane broszurki. Młoda kobieta prosi Peggy ''Psze pani, wygląda pani na zamożną osobę. Nie miałaby pani czegoś dla mnie i mojego dziecka?''. W międzyczasie czytam: ''Gdy rozmawiasz z czarnym chłopcem, zapytaj, jak mu się wiedzie w szkole? Do jakiego collegu zamierza iść? Jaki zawód sobie obrać? Jego szanse są niewielkie, ale możesz je zwiększyć, zadając te pytania... niech obudzi się w nim proces myślowy''.

Wracam na stacje, pogwizdując ‘Waiting For A Train’ Jimmiego Rodgersa. Mija sześć godzin, dobiega dziesiąta wieczór. Wokół czarnego klubu rząd policyjnych wozów, migają koguty.

Jest trzecia nad ranem, kiedy docieramy do Nowego Orleanu. Widzę olbrzymie portowe żurawie, masywne stalowe mosty, śluzy, cumownicze pachołki. Big Easy to potężny port. Zasiedlają go duchy przeszłości, wśród nich Jednonoga Duffy, której kochanek rozbił głowę jej własną drewnianą nogą, i Buddy Bolden, pierwszy genialny jazzman, który postradał zmysły w wieku 31 lat i 24 kolejne spędził w przytułku.

Spóźniłem się na prawdziwą rzadkość. Poprzedniego popołudnia chowano sędziwego jazzmana Tuba Fatsa. Ku jego czci ulicami miasta przemaszerował jak za dawnych lat prawdziwy nowoorleański kondukt żałobny. Orszak wyruszał z Dzielnicy Francuskiej, gdy mój pociąg opuszczał Meridian.

Tuż za północnymi granicami miasta leży bezkresne jezioro Pontchartrain. Pociąg zatrzymuje się nad jego taflą, by przepuścić inny skład. Z okien wagonu widokowego z jego obrotowymi fotelami, majaczy bezmiar mokradeł w całej swojej chwale. Morze sitowia, blada zieleń wodnych roślin i szarość pni na wpół zatopionych w smolistej wodzie. Krzyki żurawi, trzepot skrzydeł czapli, nagłe pikowanie jastrzębi. W dole żółwie o skorupach barwy teflonu. Płaczliwe skargi mew. Czuję, jakbym siedział w koronie drzewa, patrząc z wysokości na ten wodny świat.

Roosevelt Sykes, utalentowany pianista w połatanych spodniach, sławny w latach 30-tych na bluesowej scenie Północy, przyjeżdżał nad to jezioro łowić ryby, kiedy oboje z żoną przeszli już na emeryturę. Rabbit Brown, autor sławnego ‘James Alley Blues’ z 1927 roku, pracował tu jako wioślarz. ‘Seen better days but I’m puttin’ up with these…’ śpiewał przy pracy głosem o jedwabistości płynnej czekolady.

Pociąg ruszył powoli, przecinał pola truskawek, mijał jedno po drugim miasta Luizjany, by dotrzeć do Mississippi w porze podwieczorku. Staliśmy krótko w McComb i Brookhaven. Znów wiejskie pejzaże, stare domy, brunatne pola, brunatne krowy. Nikt nie jeździ dziś do Hazlehurst, kolebki Roberta Johnsona, przemknęliśmy więc przez miasteczko z prędkością gromu, kątem oka zdążyłem tylko ujrzeć tablicę z magiczną nazwą stacji, dwa potężne drzewa i stare, drewniane budynki.

Zatrzymałem się na noc w Jackson, stuosiemdziesięciotysięcznym mieście tak istotnym dla historii bluesa. Stacja jest tak odnowiona, że wydaje się niedawno wybudowana, w przeciwieństwie do potężnego, opustoszałego hotelu King Edward na pustej, lodowatej ulicy.

Nagrywali tam wielcy muzycy - Uncle Dave Macon, Mississippi Sheiks i wielu innych. Jimmie Rodgers, usłyszawszy na ulicy Tommy'ego Johnsona i Ishmana Bracey'a, zachwycony zaprosił ich na dach hotelu, by grali dla jego gości. Co za chwila! Jakże cienka granica dzieliła wtedy zawodowego muzyka od ulicznego grajka. Przyjacielski Ishman i szczupły, wysoki Tommy, który nagrał ‘Cool Drink of Water Blues’, a potem zapił się na śmierć. Wiecznie zamroczony anioł, którego wpływ był tak wielki, choć nagrywał tak niewiele, którego falset bliski był głosom anielskich chórów. Czarny nędzarz podniesiony z ulicy i podziwiany przez tłumy.

Nie mogli się tu zatrzymać, choćby nawet mieli pieniądze. Louis Armstrong musiał nocować po drugiej stronie miasta, w Summers Hotel, odrapanym hoteliku z czerwonej cegły, który znalazłem wreszcie, po długim krążeniu opustoszałymi ulicami taksówką starego Billa. Skrzypiący szyld obok na wpół startego napisu ''Nieupoważnionym wstęp wzbroniony''. Punk spoglądający na nas gniewnie. ''Te dzieciaki lubią wzbudzać strach'' – odzywam się. ''Cóż, musiałyby mieć wiele krzepy, żeby nas dostać – odpowiada Bill. Pod siedzeniem trzyma broń. Nie powinien, ale wszyscy taksówkarze tak robią. ''Taka praca'' – ucina Bill.

Domy wszystkich moich idoli dawno zniknęły. Pretensjonalne bungalowy wyrosły na miejscu, gdzie przed laty mieszkał mistrz gitary slide, Elmore James. Przebudowano Farish Street, gdzie Lillian McMurry prowadziła Trumpet Records i swój sklep miał H.C. Speir. Spychacze zrównały z ziemią uświęcone miejsca, gdzie swoje pierwsze płyty nagrywał młodziutki Robert Johnson, po śmierci czczony przez białą publiczność.

Nietknięty stoi za to dom młodego Medgara Eversa, czarnego aktywisty zamordowanego w 1963 roku przed własnymi drzwiami przez białych rasistów. ‘Only A Pawn In Their Game’, śpiewał o nim Bob Dylan. Dziwnie się czuję, stojąc tu dziś, w Dniu Martina Luthera Kinga, święta narodowego ku czci pomordowanych Afroamerykanów. Gdzież lepiej oddać im wszystkim hołd, jak nie tu?

Wracam do pociągu, mijamy w ciemnościach Greenwood, gdzie otruto Roberta Johnsona. Kierujemy się ku Chicago, opuszczajac Deltę. Dusze umarłych nie pozwalały mi zasnąć, podczas gdy pociąg gnał w ciemności coraz dalej i dalej na północ.

tłum by_ ingeborg

http://www.earlyblues.com
http://www.telegraph.co.uk
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-20
32 lat temu...
1992.04.20 w Tuscaloosa w wieku 77 lat zmarł Johnny Shines, jeden z ostatnich gitarzystów Delty, mistrz Johnny'ego Wintera i Floyda Jonesa.

116 lat temu...
1908.04.20 W Kentucky, Louisville (USA) urodził się Lionel Hampton perkusista, pianista, vibrafonista.
lionelhampton.nl

95 lat temu...
1929.04.20 w Edwards w Missisipi ur. się Johnny Fuller, gitarzysta i wokalista, jeden z czołowych muzyków West Coast bluesa lat 50-tych. Łączył bluesa z R&B i rock'n'rollem. Zm. w Oakland w Kalifornii 20.05.1985.

84 lat temu...
1940.04.20 w Scott w Arkansas ur. się Calvin Leavy, gitarzysta i wokalista soulowy i bluesowy, autor ''Cummins Prison Farm''. Zmarł 06.06.2010.

66 lat temu...
1958.04.20 w Chicago ur. się Gary Primich, harmonijkarz, gitarzysta i wokalista, współzałożyciel Mannish Boys. W 1995 wydał album swój najb. znany album:''Mr Freeze''. Współpracował z Marcią Ball, Ruthie Foster i Jimmiem Vaughanem. Zmarł w 2007 z powodu p

116 lat temu...
1908.04.20 w Louisville, Kentucky, ur. się Lionel Leo Hampton, wibrafonista, pianista i perkusista jazzowy, lider słynnego big-bandu, jeden z największych jazzmanów w historii gatunku. Zm. 31 sierpnia 2002.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..