reklama  
 
  play  
Czwartek, 25 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Blind Willie McTell - Statesboro Blues - Teasing Brown"
Jazz
  Aktualnie: "Bireli Lagrene - Gipsy Project&Friends - Djangology"
Blues Standards
  Aktualnie: "HARRY MANX&FRIENDS - LIVE AT THE GLENN GOULD STUDIO - Voodoo Child"
Soul
  Aktualnie: "Aretha Franklin - Queen of Soul - Vol. 3 - All the King`s Horses"
Bluesrock
  Aktualnie: "Gov`t Mule - Live ... With a Little Help from My Friends (Disc 3) - Cortez the Killer"
Polski blues
  Aktualnie: "Two Timer - The Gumbo Sessions - A Song For Daughters"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14975532]  Wizyt łącznie
 [0]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  reportaże i wywiady  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
JESTEM BLUESMANEM 
Autor: administrator, 2010-01-04 22:18:43
JESTEM BLUESMANEM

Wywiad z Jaromim Drażewskim

Jaromiego odwiedziliśmy w jego rodzinnym Kościanie, malowniczym miasteczku odległym niecałą godzinę drogi od Poznania. Mieszka tam otoczony płytami i instrumentami, które z pasją kolekcjonuje i remontuje, a później wykorzystuje w swoich nagraniach.

„Spójrzcie to ukulele, a to gopiyantra – powitał nas Jaromi, zdejmując z półki rzadki instrument z Bengalu, przypominający niewielki, otwarty od góry bębenek ze smukłym gryfem z bambusa podtrzymującym pojedynczą strunę - kupiłem ją w rupieciarni w Kościanie za pięć złotych, sprzedawczyni nie wiedziała, co to za instrument, ja początkowo też nie, zwłaszcza, że brakowało mu struny. Zobaczyłem tylko kluczyk. Skoro jest kluczyk, musi coś naciągać – pomyślałem - jest i dziurka, pewnie strunę trzeba włożyć w dziurkę. Dokupiłem strunę i zacząłem na niej grać. Jak? Jeśli macie ochotę, obejrzyjcie na YouTube” – uśmiecha się Jaromi.

Internet jest dla Jaromiego ważnym środkiem przekazu. To tu testuje swoje nagrania, tu chrzest bojowy przechodzą własnej produkcji teledyski i animacje. Rozglądamy się po pokoju, półkach pełnych płyt, wiszących na ścianach gitarach, niewielkim akordeonie, prezencie od brata. Wiele z płyt Jaromiego powstało właśnie w tym pokoju. „Płyty wydaję własnym sumptem – tłumaczy Jaromi – „Własnym sumptem” nazwałem też domową wytwórnię”.

Na honorowym miejscu stoi komputer – Obrabiarka Jarka. „Chodziła mi po głowie „Tokarko-frezarka” – komentuje Jaromi z promiennym uśmiechem - skończyło się na obrabiarce, bo to faktycznie takie obrabianie, żadne studio – mikrofon, komputer, karta i na tym koniec, wystarczy by wydać płytę.”

Czy się sprawdza?

„O tak. Okazuje się, że takie płyty jak „Nie byde fifnym szarankiyem” można na tym spokojnie zrealizować. Sam projektuję okładki i animacje. Swoje utwory prezentuję najpierw w internecie, to jest źródło komunikacji. Wchodzi się, loguje, prezentuje swoje utwory, ktoś to odbiera dobrze, ktoś inny źle, ale zawsze jakiś odbiór jest. Teledyski robię sam. To kupa roboty. Robię i uczę się równocześnie.”

Skąd pomysł na przetłumaczenie tekstów Jaromiego na gwarę poznańską?

„Marian Antoni Bartkowiak, autor tłumaczeń, to człowiek z Kościana. Ale na jego stronę skierował mnie kto? Cielak. Gdzieś tam szuka, szuka, jakiś blues mu wskoczył, „blubry” mu wskoczyły, przysłał mi link do strony. Fajnie - pomyślałem – facet pisze w gwarze poznańskiej. Różne wiersze, teksty. Czytam dalej – z Kościana! Wrzuciłem mu tekst, najpierw „Złą kobietę”, zapytałem czy by nie przetłumaczył. Przetłumaczył. Nagrałem pierwszego singla. A później to już on się do mnie odzywał, „Jak chcesz to ci potłumaczę”. Tak to się właśnie zaczęło.”

Nie wszyscy muzycy doceniają internet, a zwłaszcza zamieszczane na Youtube’ie videoklipy, jako źródło przekazu, kontaktu ze słuchaczami.
„Ja robię inaczej, nawet nie z przekory. Lubię się oglądać – żartuje Jaromi - Mnóstwo ludzi poznałem w ten sposób. Zobaczyli coś mojego na YouTube, chcą kupić płytę, chcą pograć. To forma promocji, a każda forma promocji jest artyście potrzebna. Internet to obecnie najtańsza, a jednocześnie najszerzej dostępna forma reklamy. Wrzucam moje filmiki na YouTube i sprawdzam w jakich krajach są oglądane. O proszę, spójrzcie na statystki – Jaromi sięga po klawiaturę - Stany, Kanada, Meksyk, Brazylia, Francja, zdarzają się i Indie, Chiny.”

„Płyty sprzedaję przede wszystkim przez stronę internetową. Dużo sprzedaję, dużo – potwierdza Jaromi - poszło też sporo wznowień wydanych przez Flower Records: „Polski Blues Standards”, „Boogie Woogie Centryfugi”, nagrana razem z Szulerami „Gra w piki daje wyniki”.

„Lubię tak działać, zadzierzgiwać kontakty – dodaje – jak pająk snujący sieć. Tu zaczepiam niteczkę, tam zaczepiam niteczkę, rozwijam siateczkę, łapię muszeczkę i gra.”

Gra, to fakt. Dyskografia Jaromiego imponuje. Nie wszystkie płyty znamy. „Z tego wynika, ze muszę wam wręczyć następną płytę – uśmiecha się do nas Jaromi. Zaciekawieni pochylamy się nad kolejnym krążkiem. „Barbórka Blues” - Jaromi w swych utworach nieraz nawiązuje do naszego rodzinnego Śląska. Dawno nie było Jaromiego na Śląsku. Ostatnio grał tam chyba z Adamem Kuliszem i Cielakiem w Fajfusowym Tercecie Bluesowym, później zagrał jeszcze z Blues Flowers w przyjaznej bluesowi chorzowskiej Szufladzie.

„To fakt. Mieszkałem jakiś czas u znajomego na Śląsku, grałem wtedy w duecie z Andrzejem Batyckim. To był mój pierwszy poważny bluesowy skład. Był rok 1991, miałem wtedy ze trzydzieści lat. Andrzej śpiewał swoje własne teksty, albo teksty kolegów - wszystko w gwarze śląskiej – a ja grałem na gitarze. Mieszkałem wtedy w Zabrzu, po Niemczech trochę jeździliśmy, po Czechach. Graliśmy w duecie na moście Karola, konfiguracje były przeróżne, ktoś przechodził, spodobało się, przyłączał się do nas. Przez płot weszliśmy za friko na koncert Jethro Tull. Dobrze mi tam było. Czesi są silni muzycznie. I piwo mają dobre! – podsumowuje Jaromi z szerokim uśmiechem.

W duecie z Andrzejem Batonem Batyckiem, Jaromi zdobył laury na Rawie Blues w 1991 roku. „Poznaliśmy się z Andrzejem w Poznaniu na Zaczarowanym Świecie Harmonijki. Wystąpiłem tam po raz pierwszy solowo w 1990 roku. Był to mój debiut na scenie bluesowej. Niedługo później założyliśmy duet House Platz Blues, a w następnym roku wygraliśmy razem poznański konkurs. Występowałem też solowo w chorzowskim Ośrodku Harcerskim, w rozgrzewce Rawy – dodaje - Tomek Szwed wypatrzył mnie tam i zaprosił do Mrągowa na Piknik Country. No i zagraliśmy, ale to był niestety ostatni koncert duetu. Poszliśmy później różnymi drogami”.

Wcześniej Jaromi grał na gitarze w miejscowym zespole The Key. „Pierwszą gitarę dostałem od brata. Nie mam pojęcia, co to mogła być za marka. Nie nauczył się na niej grać i do dziś nie umie. Jakby się nauczył, wiedziałbym po co ją kupił, a tak nie wiem. Brata wzięli do wojska, a gitara została ze mną. Przyzwyczaiłem się do niej. Stare pudło”.

„Z zespołem The Key graliśmy rock’n’rolle – wspomina – ale i bluesy. Kasę Chorych, Kombi i Krzaka. No i oczywiście Breakout. To były wielkie lata Nalepy. Znaliśmy na pamięć całą jego płytę „Karate”. Wtedy na zabawach grało się jeszcze takie rzeczy. Nieźle zarabialiśmy na tym na weselach.”
Pracy od 7.00 do 15.00 Jaromi unikać będzie notabene całe swoje życie. „Nie na darmo urodziłem się w niedzielę!” – twierdzi z przekonaniem.
Rock’n’rollową karierę Jaromiego przerwało wezwanie do wojska. Nie był zbyt szczęśliwy, kiedy dostał od listonosza wezwanie, nie pałał bowiem miłością ani do armii, ani do stałej pracy, ale Anioł Stróż i tym razem zadziałał.

„Co robiliście w cywilu, obywatelu? – zapytali mnie na wstępie. „Grałem na gitarze” mówię, a oni mi na to z szerokim uśmiechem „To bardzo dobrze, potrzebujemy muzyków! Będzie pan radiotelegrafistą.” I tak wylądowałem najpierw w Śremie, a później w Malborku”. „Miałeś w wojsku kontakt z muzyką? – pytamy Jaromiego zaciekawieni – wielu amerykańskich bluesmanów właśnie armii zawdzięcza przecież pierwszy kontakt z muzyką. „O tak – przytakuje Jaromi - nawet jednemu sierżantowi czyściłem trąbkę”. Były to więc lata całkiem stracone? „Ale skąd, titawę – nadawanie telegramów, można brać jako lekcje rytmiki. Bardzo dobre lekcje.” Mało co pokona jak widać Jaromiego.

Po powrocie do cywila Jaromi z nową energią zabrał się za gitarę. W 1986 roku wraz z trębaczem Eugeniuszem Flisikowskim założył Two Players – duet bluesowo-jazzowy, nagradzany na licznych konkursach. Kolejne lata przyniosły mu nagrody na Zaczarowanym Świecie Harmonijki, Rawie, w Bolesławcu i nad Piławą.

Chodziłeś do szkoły muzycznej?
„Gdzie tam. Wszystkiego uczyłem się ze słuchu. Kiedyś nie było takich możliwości. Żadnych gitarowych tabulatur, żadnych szkółek. W rodzinie żadnych tradycji muzycznych nie mam. Miałem może sześć lat, kiedy pierwszy raz usłyszałem bluesa w telewizorze marki Stadion 2, produkcji NRD. Dixielandowa kapela grała – facet na banjo zaczął wycinać i to mi się tak spodobało, że sam sprawiłem sobie banjo. Słuchałem i nagle coś zaiskrzyło. Nie wiem skąd się bierze taki stan psychiczny, że nagle słyszysz coś i chcesz tylko tego słuchać, i nic więcej cię nie obchodzi. Wtedy właśnie pokochałem bluesa.”

„U nas w Kościanie nie grało się bluesa. Do dziś zresztą się nie gra. Było za to radio. I były płyty. W moich młodych latach był już Nalepa, była Kasa Chorych. Pierwszą płytę Nalepy odziedziczyłem po bratowej, dostała ją od kogoś i w ogóle nie słuchała, u niej w domu leżała. Zasłuchałem się w audycji Marii Jurkowskiej, w tych czarnych dźwiękach. Zacząłem jeździć po komisach, szukać płyt. Człowiek się wybierał do Poznania, bo wtedy nie było u nas takich płyt, zresztą do dzisiaj nie ma ich w takich małych miastach jak Kościan. Pierwszym czarnym bluesmanem z Delty, którego płytę zdobyłem był Lightin’ Hopkins. Kupiłem jego płytę za tysiąc złotych. Zarabiałem wtedy ze cztery tysiące. Dla porównania 123 zł kosztowała flaszka wódki.”

„Dziesięć flaszek. To było bohaterstwo!” – nie mogliśmy wytrzymać. „Prawda – przytakuje Jaromi z promiennym uśmiechem – polska płyta długogrająca kosztowała 65 zł, a ja kupiłem płytę za 1000 zł. Dostałem ją w Komisie na Długiej, schodziło się dół, był taki sklepik blisko przy Deptaku. Facet miał dwa gramofony. „Proszę sobie posłuchać” mawiał. Tylko on dotykał płyt, wyciągał, puszczał po kawałku, delikatnie, żeby płyta się nie zarysowała.”

„Były i płyty jazzowe – dodaje – słuchało się Milesa Davisa, Johna Scofielda. Kupiłem sobie płytę Namysłowskiego z serii Polish Jazz, moją pierwszą jazzową płytę. Grałem wtedy w Kościanie z weselnymi muzykantami, przyjaciel wiedział, że ciągnę bluesa. „Słuchaj, kupuj sobie jazzowe płyty, bo najlepszymi bluesmanami są jazzmani” tam mi wtedy doradzał. Teoria trochę błędna, ale wtedy w nią uwierzyłem, pojechałem do Poznania i kupiłem sobie płytę Namysłowskiego. Spodobało mi się. Jazz ma dużo wspólnego z bluesem.”

„A potem przyszło Jazz Jamboree w Warszawie. Był październik 1988 roku. A ja zakochałem się w harmonijce. Grał Sugar Blue (James Whiting). To było objawienie. Z taką biegłością grać!
Nigdy w życiu nie słyszałem takiego harmonijkarza. Grał tak, jakby grał saksofonista, z taką samą ruchliwością. Później czytając nieprzychylne recenzje w Jazz Forum pomyślałem „O co tu chodzi, ci ludzie nie słuchają?” Do dziś nie rozumiem, czym Sugar Blues zasłużył sobie na tak nieprzychylne opinie krytyków.

Wkrótce potem sprawiłem sobie pierwszą harmonijkę chromatyczną. Nie miałem wówczas rzecz jasna pojęcia, że to harmonijka chromatyczna, ale Sugar Blue miał taką na zdjęciu na ulotce z Jazz Jamboree. Wchodzę do sklepu, patrzę: harmonijka. Wystaje z niej taki bolec, jak u Sugar Blue. No i ją kupiłem. Był to NRD-owski Band Master. Na tym właśnie Band Masterze nagrałem jeden z utworów na mojej pierwszej kasecie, wydanej w 1992 roku „Sings The Blues”. Sesję nagraniową wygrałem w konkursie Blues-Fest w Jeleniej Górze.”

Kolejne kasety Jaromi nagrywa już z Blues Flowers. Roberta Grześkowiaka, Macieja Kręca i Pawła Kuśnierka poznał latem 1993 roku. Ich pierwszy wspólny przebój z płyty „Koncert 100%” - „Nie będę grzecznym chłopcem” autorstwa Jaromiego, w 1996 roku ponad dwadzieścia tygodni utrzymywał się w pierwszej dziesiątce Muzycznej Jedynki.
„Później był Głowaczewo i Blues nad Bobrem. (Jaromi zdobył wyróżnienia na obu imprezach), no i Blues Express w Zakrzewie (prowadził tam warsztaty w klasie gitary i harmonijki).

„U nas w Kościanie nie ma bluesa. Choć niedawno pograliśmy sobie z klubie Kuźnia. Starzy znajomi się zebrali, zagraliśmy jazzowe bluesy Milesa Davisa i Monka. Najbliżej mamy do Leszna, gdzie od lat odbywają się świetne koncerty z cyklu „Leszno czuje bluesa” i do Poznania – występowałem w Piwnicy 21 i klubie Charyzma.”

Pytamy Jaromiego o Zakrzewo. Wiele razy ciepło je wspominał. I nas ujęła za serce atmosfera zakrzewskich koncertów i przychylność ludzi.
„Do Zakrzewa ściągnął mnie Henio Szopiński, twórca festiwalu. Podszedł do mnie na rozgrzewce Rawy w chorzowskim Ośrodku Harcerskim. To był 1993 rok, pierwszy jego festiwal. Henio chodził po śląskich klubach, opowiadał nam o swoich planach i roznosił ulotki. Nazywało się to wtedy jeszcze chyba Blues Nocą. Blues Expressem ochrzczono początkowo sam pociąg, później nazwa rozciągnęła się na całą imprezę. Najmilej wspominam zakrzewskie warsztaty bluesowe, odbywały się one dobre dziesięć lat. Muzykowaliśmy co noc do czwartej, piątej rano, w Klubie w Domu Polskim. Codziennie miał tam dyżur inny zespół, a po koncercie zaczynały się jamy. Ależ my wtedy mieliśmy kondycję. Potrafiłem obywać się bez snu przez wszystkie te noce, a i w dzień się raczej nie spało, bo były zajęcia.”

„Kto tam przyjeżdżał? Szulerzy, Cielak. Cielaka spotkałem zresztą już wcześniej, chyba dwa tygodnie przed tym pierwszym Zakrzewem, w Głowaczewie, podczas Bluesa nad Piławą. Grałem tam solowo, coś tam też śpiewałem. Śpiewam sobie „Blues dla Kloszarda”, a tu jakiś koleś podchodzi i woła „To o mnie jest! Chodź na piwo, postawię ci jak skończysz grać!” Koleś grał na harmonijce, ja grałem na harmonijce, pogadaliśmy sobie od serca. Dwa tygodnie później spotkaliśmy się znowu w Zakrzewie, spaliśmy w jakiejś szkole, materace były porozkładane. Wchodzę z gitarą, miałem wtedy taką wielką w futerale, koledzy przezwali ją Krową, usiadłem na wyrku, a tam ktoś spod kołdry wyziera „O cześć Jaromi! Poznałem po głosie – Cielak.”

„Lubię grać z Cielakiem, o tak. Jak się pojawi okazja, zawsze sobie gramy. Był taki projekt z Adasiem Kuliszem i Cielakiem - Fajfusowy Tercet Bluesowy. Zagraliśmy razem parę koncertów, niestety zapis się nie zachował. W Polsce rzadko nagrywa się koncerty.” Nagrania live nie są tak doskonałe jak studyjne, czy Jaromiemu nie przeszkadzają te niedoskonałości?
„Łe tam – zbywa, noblesse oblige, po poznańsku - mity ludzie stwarzają. W studio się robi produkcję, studio po to jest, żeby sobie podkręcać. Ale koncert nagrywa się na innych zasadach, na koncercie nie możesz robić produkcji, bo to jest koncert na żywo, tu liczy się klimat, reakcja publiczności. Powinno tam być to, co publiczność słyszy i na co reaguje. Nic tu nie ma więcej do roboty. Nic tam zresztą nie powinno być do roboty. Jak masz dobrze heble poustawiane, dobre proporcje, to dlaczego nie nagrywać live? Robi się jakąś panoramę i tyle. Każde podejście jest tu indywidualne”.

Jaromi tryska pomysłami. Część z nich realizuje z Blues Flowers, część solowo, współpracuje też chętnie z pokrewnymi mu niezależnymi duchami. Niewiele robi sobie z mód.

„Z Tadeuszem Boguckim z Blues Menu współpracuję od lat, choć działamy bardziej lokalnie. Nagraliśmy wspólnie już dwie płyty, trzecia jest w drodze. Robimy próby, do składu doszedł właśnie skrzypek - Andrzej Górecki, dobry instrumentalista, który grał wcześniej w jazzowych kapelach. Tadzio ma w Prusicach firmę, sprowadza z Chin takie różne dziwolągi artystyczne. Dostałem od niego w prezencie cymbały kamienne – opowiada Jaromi, otwierając szafę pełną skarbów i wyciągając z niej pokaźnych rozmiarów pudło – Spójrzcie na nie.” Dotykamy z czułością sztabek z ciemnego kamienia rzeźbionych w smoki. Brzmią chłodno, jak woda. W końcu w Państwie Środka wodami władają smoki. „Przywiezione z Chin – uzupełnia Jaromi pozwalając nam uderzyć w sztabki - trzeba je postroić, na razie nie są spasowane, nie będą brzmiały, ale można podnieść ich dźwięk, docinając szlifierką”. Nie wątpimy. Jaromi nie popuści, póki nie opanuje i tego instrumentu.

„Tadziu Bogucki jest basistą – kontynuuje Jaromi – w składzie gra dziś na basie także jego syn Bartek. Spotkaliśmy się w studio przy okazji nagrywania Polish Blues Session. Adam Kulisz do mnie dzwonił, szukał dobrego składu. Powiedziałem mu: „Jak chcesz mieć bluesa po polsku, zaproś Tadzia Boguckiego. „A kto to? – dopytywał się. ”Ze mną gra w Blues Menu i świetne teksty ma” . Od słowa do słowa doszło do tego, że Adaś zdecydował się na Tadzia. Później mi mówił że w Ostrzeszowie tak dobrze mu się razem z Tadziem grało, że planuje jeszcze kiedyś nagrać jeszcze jakiś materiał z nim na basie. Co z tego wyniknie? – zobaczymy!

Jakie Jaromi ma plany na przyszłość?

„Gram z Blues Flowers, gram również z Szulerami. Wcześniej spotykaliśmy się na Blues Expressie, ale poznałem ich bliżej właśnie przez Cielaka, dzięki jego płycie „Tribute To Ryszard Skiba Skibiński”. Nagrywaliśmy Cielakowi tą płytę, Szulerzy byli w sekcji, a niedługo po tej sesji Marcin Szulkowski zaproponował mi współpracę. Powstała „Gra w piki daje wyniki” - wydałem ją najpierw sam na CD-R, a później już na CD wznowiła ją wytwórnia Flower Records. Szulerzy planują mnie także zaprosić na następną płytę. Coś będzie się działo, choć nie wiem dokładnie co” – uśmiecha się niewinnie Jaromi.

Czekamy na kolejną płytę, a może i wideoklip Jaromiego. Jedno jest pewne, spod Obrabiarki Jarka wychodzą nietuzinkowe projekty.

by_ingeborg

Kościan, 30.12.2009
http://www.jaromi.com/
foto: by Ireneusz Grabiszewski
 [1] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/aktualnie 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-25
101 lat temu...
1923.04.25 W Indianoli w stanie Missisipi ur. się Albert King, jeden z największych współczesnych gitarzystów bluesowych. Zmarł 21 listopada 1992 r.

106 lat temu...
1918.04.25 W Newport w stanie Virginia urodziła się Ella Fitzgerald, jedna z największych śpiewaczek w historii jazzu.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..