reklama  
 
  play  
Piątek, 29 Marca w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Mississippi` John Hurt - Worried Blues - Lazy Blues"
Jazz
  Aktualnie: "mose allison - The Very Best Of Jazz - your mind is on vacation"
Blues Standards
  Aktualnie: "Otis Taylor - Recapturing The Banjo - Otis Taylor / Five Hundred Roses"
Soul
  Aktualnie: "O.V. Wright - That`s How Strong My Love Is [UK-Import] - Precious, Precious"
Bluesrock
  Aktualnie: "Dave Matthews Band - The Central Park Concert - Disc 2 - Two Step"
Polski blues
  Aktualnie: "DZEM - Lunatycy - czyli tzw. przeboje calkiem live - Nieudany skok"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [14979332]  Wizyt łącznie
 [25522]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  reportaże i wywiady  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
BLUESROADS 2010 cz.3 FINAŁY
Autor: administrator, 2010-06-01 18:08:59
BLUESROADS 2010 cz.3 FINAŁY

Sobotnie popołudnie, drugi dzień festiwalu. Pora na przegląd zespołów. Zwycięzcy otrzymają możliwość nagrania płyty w profesjonalnym studio, zagrają też na Galicja Blues Festival organizowanym przez goszczącego na festiwalu Roberta Lenerta. Do promocji młodych muzyków zobowiązały się również zaprzyjaźnione stacje radiowe. Na scenie niemal same nowe twarze. Występują kolejno: krakowska Restauracja, L’Orange Electrique, Delirium Band, Dyjak&Pietras, Indianer, pruszkowska Bluesmaszyna, a na zakończenie Witek Bielski, tym razem w projekcie solowym. Organizatorzy postawili w tym roku na ludzi, którzy dotąd nie udzielali się na przeglądach i konkursach. Z tym większą ciekawością słuchamy wszyscy ich występów.

Romek Puchowski, zasiadający w jury obok Jarka Śmietany, Tomasza Skalskiego (przedstawiciela środowiska akademickiego) i redaktorów Marka Kaczanowskiego i Tomka Kotyli, chwali umiejętności instrumentalistów. „Widzę tu kilku naprawdę obiecujących muzyków” - zwierza się wyraźnie uradowany. Widać, że praca w jury nie jest dla niego jedynie nużącym obowiązkiem. Nie potrafi zresztą usiedzieć w loży, zaintrygowany krąży wokół sceny, by jak najpełniej ocenić brzmienie zespołów, przyjrzeć się z bliska pracy instrumentalistów.

Wśród młodych muzyków rysują się talenty. Czeka ich jednak jeszcze wiele pracy.
Pierwszym zadaniem będzie dobranie się w dobry zespół. W tej chwili muzycy prezentują jeszcze bardzo nierówny poziom, zdarza się, że dobrze rokującemu gitarzyście czy harmonijkarzowi towarzyszy mało wyrazisty, być może naprędce skompletowany skład. Im więcej wyjazdów, im więcej jamów, tym większa szansa na odnalezienie ludzi o pokrewnym rozumieniu muzyki, którzy będą uzupełniać się i inspirować nawzajem.

Kolejna kwestia to obycie sceniczne, umiejętność grania w zespole. Jak wielokrotnie podkreślał na swoich warsztatach Jacek Jaguś: „Trzeba pamiętać, że na scenie nigdy nie jest się samemu, mieć szacunek dla członków zespołu, dla słuchaczy. Nie można zapominać o tym, że gra się zawsze dla kogoś. Blues grany przez muzyków, którzy nie słuchają się wzajemnie na scenie, traci zupełnie swoją wartość, przestaje być czytelny. Taki zespół po prostu nie pulsuje swoim rytmem.” Nad tym również muzycy będą musieli jeszcze popracować.
Głos młodej wokalistki ze Środy Wlkp. brzmi obiecująco, czuć w nim niemały potencjał, ale jej wokal momentami niemal zupełnie niknie za wysuwającym się na pierwszy plan basem. „Chłopie, daj dziewczynie śpiewać!” mruczy ktoś za naszymi plecami.

Miłym zaskoczeniem jest fakt, że wiele zespołów – z Indianerem i Bluesmaszyną na czele - prezentuje tego wieczoru autorski materiał, nie podpierając się coverami. Muzycy nie szukają łatwych dróg. Próbują łamać rytm, sięgać po bardziej zaawansowane techniki.

Spośród występujących tego wieczoru muzyków daje się zapamiętać zwłaszcza lider Bluesmaszyny – wokalista i harmonijkarz Karol Lechowski, harmonijkarz Marcin Dyjak, gitarzysta L’Orange Electrique Paweł Czajkowski i wokalista Delirium Band – Kuba Kęs. Wrażenie na jury zrobił też saksofonista jazzującej Restauracji – Piotr Kaczmarczyk, perkusista Blues Maszyny – Robert Głogowski oraz pianista Krzysztof Pietras.
Brawa zebrali zwłaszcza obaj harmonijkarze. Karol Lechowski grał z pasją, twardo, dynamicznie, gra Marcina Dyjaka mimo wielkiej sprawności, wydawała nam się momentami nieco zbyt chłodna, zbyt perfekcyjna, to jednak kwestia gustu – bliższy jest nam bowiem z pewnością chicagowski „brudny harp”.

Jako ostatni wyszedł na scenę Witek Bielski z Chicago Blues Revue, chyba najmłodszy z występujących tego wieczoru muzyków. Jego występ, podbudowany niemałym już, mimo tak młodego wieku, scenicznym doświadczeniem, był muzyką dla uszu. Akompaniując sobie na perkusji rozpoczął od pięknego, archaicznego bluesa, dedykowanego przyjaciołom – Przytule i Krukowi, by po chwili przesiąść się do klawiszy i oczarować salę ognistym boogie. Był w tej muzyce drive i feeling, było świetne opanowanie instrumentu. Słuchając Witka, zastanawiałam się, czy słusznie ulokowano go wśród stawiających pierwsze kroki na dużej scenie muzyków przeglądu. Jego gra zasługiwałaby z pewnością na miejsce w koncercie głównym.

Kiedy nagrody już rozdano przyszedł czas na Koncert Gwiazd. Czekała nas podróż przez historię muzyki. Wieczór rozpoczął Marek Wojtowicz, znawca i admirator klasyki bluesa. Rozpoczął wyrazistym, akustycznym utworem Roberta Johnsona, a później zaprezentował kolejno największych klasyków Delty. Po nim przyszła kolej na Kajetana Drozda i Siódmą w Nocy, a pod sceną rozpoczęło się szaleństwo.

Temperatura sięgnęła zenitu, gdy na scenę wyszedł Jarek Śmietana. Powitała go burza oklasków. Jarek pojawił się w klubie z popisowym składem: Wojciech Karolak na Hammondzie, Marcin Lamch – uważany za jednego z najbardziej obiecujących basistów młodego pokolenia - na basie i Andrzej Czerwiński na perkusji. Rzadko ma się okazję usłyszeć równie dobrą sekcję rytmiczną, a jeśli dodać do tego muzykę Karolaka i porywające solówki gitarowe Śmietany, powstaje mieszanka piorunująca, która nie pozwala usiedzieć na miejscu. Publiczność tańczyła i wiwatowała, ktoś koło nas krzyczał wniebogłosy.

Jarek Śmietana poświęcił ten wieczór jednej ze swoich ulubionych postaci – Jimiemu Hendrixowi. Sięgnął po repertuar z wczesnego okresu, czasów fascynacji bluesem, Jimi Hendrix Experience, Burdona i The Animals - utwory trudne, ale pozostawiające wiele przestrzeni do interpretacji. Wspaniale było obserwować, jak Red House, jeden z pierwszych utworów napisanych dla Jimi Hendrix Experience, rozrasta się pod jego palcami w piękną jazzową improwizację. Koncert spięło klamrą Voodoo Child, od którego dźwięków rozpoczął się wieczór.

Co wieczór, kiedy gwiazdy zeszły już ze sceny przychodziła pora na jamy. Obserwowałam je z ciekawością. W Mississippi nie dość dobrze grającego muzyka sprowadzają na ziemię gwizdy i lecące w jego stronę butelki. U nas nad przebiegiem jamu czuwać musi prowadzący. To niełatwe zadanie. Trzeba uważać, by na scenę nie wkradł się chaos, tłumić własne ambicje, nie dopuszczać by jedna osoba zdominowała resztę, a jednocześnie pozostawić przestrzeń na improwizację.

W pewnym momencie ze smutkiem zauważyłam jak jeden z młodszych muzyków chwyta za gryf gitary Piotra Seidla, ucinając jego solówkę. Seidl, utalentowany jazzman, a przy tym człowiek dużej kultury, na scenę wszedł skromnie, nie wysuwając się przed młodszych od niego wiekiem i umiejętnościami muzyków. Jak rozwinęłaby się jego piękna improwizacja? Nigdy już się nie dowiemy. Przerwał w sekundę, wycofując się z powrotem w tło. Chyba nie tędy droga.

Dobrze, jeśli na warsztatach mówi się o kulturze jamowania. Rozmawiałam kiedyś o tej kwestii z Jackiem Jagusiem, który temat jamowania często porusza na swoich zajęciach. „Przyglądam się ludziom przychodzących na nasze warsztaty – mówił – uczą się chętnie do momentu, kiedy nie staną na scenie. Czasem już dwa, trzy koncerty wystarczą, by zaczęli uznawać się za profesjonalnych muzyków i porzucili myśl o dalszym kształceniu. Wielka szkoda, bo to tamuje ich rozwój”.

W niedzielny poranek w Krakowie nareszcie zaświeciło słońce. Bartek Przytuła i Tomek Kruk wykorzystali pogodę, by wystąpić na krakowskim rynku. Po warsztatach dołączył do nich i Łukasz Wiśniewski. We trójkę zachęcali przechodniów do odwiedzenia festiwalu. Z muzyką zeszli ze sceny między ludzi. Piękny pomysł, ale ma i słabsze strony. Harmonijka jest instrumentem cichym i jej dźwięk rozpływa się w gwarze. Dla stojących dalej koncert urywa się i zanika. Trudno później zbudować na nowo napięcie. Wykonali jednak dobrą robotę, bo na wieczorny koncert stawiły się tłumy.

Wieczór rozpoczął laureat przeglądu - Delirium Band. Później przyszedł czas na akustycznego bluesa Przytuły i Kruka i występ Magdy Piskorczyk. Głos piękny, koncert udany, ale materiał nieco zbyt dobrze już znany. Wspaniale byłoby usłyszeć frapujący wokal Magdy w nowym repertuarze, zwłaszcza, że podołałaby artystycznie każdemu wyzwaniu.

Wreszcie gwiazda wieczoru – czarnoskóry Keith Dunn – z nowym, akustycznym projektem. Keith, dobry przyjaciel Marka Wojtowicza i Romka Puchowskiego, nagrał niedawno płytę „Alone With The Blues”. Często zagląda do Polski, a kilka godzin wcześniej opowiadał nam o swoim życiu podczas spotkania w Instytucie Muzykologii. „Pytałem, czy może opowiedzieć o Muddy’m Watersie – opowiadał nam z przejęciem Bartek Stawiarz, dyrektor festiwalu - „Mogę, mogę – zgodził się Keith – niewiele z nim grałem, ale grałem” Niech Państwo sobie wyobrażą, usłyszeć z ust człowieka, że grał z samym Muddy’m Watersem. Mi w tym momencie nogi się ugięły, naprawdę.”

Na Bluesroads Keith Dunn wystąpił solo, uzbrojony jedynie w głos i harmonijkę. Ta gra wymaga ciszy. Wewnętrznej ciszy. W pierwszej chwili nie mogłam jej przyswoić. „Gdzie gitara, gdzie perkusja? – rozglądałam się stropiona, ale kiedy otrząsnęłam się już z lawiny dźwięków, jaka bombardowała mnie od rana, chropawy głos Dunna poruszył mnie bardziej, niż cokolwiek innego tego dnia. To był prawdziwy blues. Pierwotny, archaiczny, pełen wyrazu. Dunn na poły skandował, na poły śpiewał, wybijając rytm dłońmi i stopami. Trudno spotkać kogoś, kto tak jak on trzymałby groove. Do Keitha dołączyła miarowym klaskaniem publiczność, i po chwili nie było już tylko wokalu i harmonijki, sala wypełniła się po brzegi dźwiękiem stapiającym się w jedność z pieśnią Dunna. Rytm hipnotyzował. Przypomniały mi się wczesne, polowe nagrania Lomaxa. Tak, ludzki głos jest najpiękniejszym i najpierwszym instrumentem.

Wiele mówi się ostatnio w sztukach wizualnych o stawaniu się sztuki w relacji obraz – odbiorca. Dzieło sztuki przestaje być zamkniętą, skończoną całością. Nabiera treści dopiero w konfrontacji z widzem. Sednem sztuki nie jest już martwy obiekt, ale emocja jaką prowokuje. Keith Dunn nie zaoferował nam gotowych, prostych rozwiązań. Zmusił nas do udziału w kreowaniu muzyki. Rodziła się ona na spotkaniu naszych emocji i jego śpiewu.
Keith bisował wiele razy, słuchacze nie chcieli wypuścić go ze sceny. Kraków stanął na wysokości zadania.

Kiedy w Żaczku umilkła harmonijka Keitha, mieliśmy do wyboru ruszyć na krakowski rynek, gdzie rozpoczynał się właśnie akustyczny koncert Łukasza Wiśniewskiego, albo wraz z innymi podążyć mostem za Wisłę, na mszę gospel. Nie zdzierżyliśmy. Tym, którzy wybierają się w przyszłym roku do Krakowa radzimy już teraz pracować na kondycją. Czeka ich prawdziwy bluesowy maraton.

by_ingeborg
foto: by Piotr Zygmunt

Wkrótce w RD wywiad z Keithem Dunnem. Zapraszamy!

 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/aktualnie 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-03-29
58 lat temu...
1966.03.29 w Chicago w ulicznej bójce zginął Jazz Gillum, harmonijkarz bluesowy z Indianoli w Missisipi, partner Big Billa Broonzy'ego. Przeżył 62 lata.

50 lat temu...
1974.03.28 w Nassawadox zmarł Arthur ''Big Boy'' Crudup, jedna z czołowych postaci Delta bluesa, ulubiony wykonawca Elvisa Presleya. Ur. w Forest, Missisipi, 24.08.1905

56 lat temu...
1968.03.29 w Ottawie ur. się Sue Foley, kanadyjska wokalistka i gitarzystka bluesowa.

57 lat temu...
1967.03.29 w Cleveland ur. się John Popper, lider Blues Traveler, harmonijkarz, gitarzysta i wokalista blues-rockowy.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..