reklama  
 
  play  
Piątek, 19 Kwietnia w Radio Derf
 Playlista   Pomoc   Parametry Play
Bluesdelta
Play
Jazz
Play
Blues Standards
Play
Soul
Play
Bluesrock
Play
Polski blues
-=-=-=-=-=-                    FROM MEMPHIS TO NORFOLK – ZBIÓR ARTYKUŁÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH SYLWETKI WCZESNYCH BLUESMANÓW Z DELTY MISSISIPI, ZAPRASZAMY DO LEKTURY !!!                    -=-=-=-=-=-                    
  
NOWOŚĆ : The Brothers - March 10, 2020 Madison Square Garden (Live) (2021) 4 CD



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie



NOWOŚĆ : Buddy Guy - [2022] - The Blues Don`t Lie







Bluesdelta
  Aktualnie: "Babe Stovall - I Ain`t Gonna Be Your Dog No More"
Jazz
  Aktualnie: "Wayne Shorter - All Seeing Eye - Face of the Deep"
Blues Standards
  Aktualnie: "John Lee Hooker - Live At Montreux 1990 - Crawlin` King Snake (Live)"
Soul
  Aktualnie: "Burke, Solomon - Soul Alive! (Show Two) - Medley: You`re Good For Me (Reprise), Send Me Some Lovin`"
Bluesrock
  Aktualnie: "Eric Clapton - The Definitive 24 Nights - Tearing Us Apart (Live at The Royal Albert Hall)"
Polski blues
  Aktualnie: "Apostolis Anthimos&Friends - 03- Bony"
 
  menu  
aktualności
artykuły
download
festiwale
forum
From Memphis to Norfolk
galeria
koncerty
kontakt
linki nadesłane
o Radio Derf
reklama w Radio Derf
reportaże i wywiady
transmisje live
 
  reklama  
 
  partnerzy  
 
  odwiedzający  
 Wizyty:
start: 2007-07-03
 [15041919]  Wizyt łącznie
 [66387]  Wizyt dzisiaj
 
  reklama  
 
  reklama  
 
  statystyki  
 [291]  Zarejestrowanych użytkowników
 [0]  Zalogowanych

 [650]  Aktualności

 [7]  Koncertów
 [0]  Nieopublikowanych
 [7]  Archiwalnych

 [93]  Galerii

 [18]  Linków

 [0]  Postów RD

 [55]  Reportaży/Relacji

 [3]  Forum

 [120]  Tematów forum

 [2449]  Postów forum
 
  reportaże i wywiady  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1) >>
RAWA BLUES 2010
Autor: administrator, 2010-10-11 06:23:25
RAWA BLUES 2010

Rawa Blues to festiwal – instytucja, trwale wpisany w kulturalny pejzaż naszego kraju. Rawa to również marka rozpoznawalna i ceniona przez publiczność i ogólnopolskie media. Z okazji kolejnych edycji festiwalu w Polsce gościły największe gwiazdy bluesa – z Koko Taylor, Juniorem Wellsem i Lutherem Allisonem na czele. Występowali tu legendarny Tadeusz Nalepa, Richard Riedel, bracia Skrzekowie i Krzak, a zwycięstwo na małej scenie bywało dla młodych muzyków początkiem obiecującej kariery.

Od czasu kiedy w klubie Akant nad Rawą narodził się pomysł festiwalu minęło już 30 lat. Tegoroczna, jubileuszowa edycja przyciągnęła do Spodka rekordową liczbę słuchaczy. Może do Katowic zawita z tej okazji sam B.B. King, liczyliśmy po cichu.
Czy warto było w tym roku odwiedzić Katowice? Po wysłuchaniu koncertu Jamesa Blooda Ulmera powiem: na pewno tak.

Niezapomniany był już moment kiedy po powitalnym intro Vernona Reida, Ulmer wkroczył na scenę. Ulmer to dziś mężczyzna w sile wieku, o przyprószonych siwizną włosach i brodzie patriarchy, skupiony, emanujący wielką powagą. Jego wejście miało w sobie dostojeństwo występów B.B.Kinga. Ubrany w nieskazitelny kremowy garnitur i kowbojki z wężowej skóry, powitał publiczność i niespiesznie sięgnął po gitarę. Grał na siedząco, nisko pochylony, niemalże skulony nad instrumentem. W jego ruchach, sposobie w jaki trzymał gitarę, była moc i gracja lwa. Kiedy ujął gitarę, w Spodku zapadła cisza. Wszyscy w napięciu czekali na pierwsze dźwięki.

Rzadko się zdarza, żeby muzyk kupił serca publiczności już pierwszymi nutami. Ulmerowi się to udało. Wydawało się, że każdy dźwięk spływający spod jego palców odkrywa nową wartość, jest równie głęboki i świeży, jakby jego muzyka rodziła się dopiero na naszych oczach.
Niemal niezauważalnie w nurt dźwięków zaczęli włączać się kolejni członkowie zespołu. Muzyka narastała i wibrowała, wypełniając salę. Można ją opisać chyba tylko jednym słowem – to muzyka przestrzeni, sfera, zawiesina dźwięków, podbudowana głębokim, pulsującym rytmem. Każdy inny występ tego wieczoru wydawał się przy niej płaski, dwuwymiarowy.

Po spójnym wstępie linie melodyczne poszczególnych instrumentów rozbiegają się jak w jazzie w wielu kierunkach, przenikają i rozplatają, by u krańca stopić się znów w jednolitą całość. Jest w tej muzyce trans, jest blues, jazz i funk, a przede wszystkim ogromna lekkość i swoboda improwizacji.

Nic dziwnego, każdy z członków Memphis Blood to wybitna sceniczna osobowość. U boku Ulmera stanął tego wieczoru przede wszystkim niezrównany Vernon Reid. Smukły, pewny siebie i roześmiany, w przyciasnej marynarce i fantazyjnym kapelusiku przypominał nam młodego Muddy’ego Watersa. Nie ustępował mu ani na jotę Charlie Burnham. Szczupły, niepozorny, w przydużych, nieco zmiętych spodniach i nasuniętej głęboko na oczy włóczkowej czapce, trzymał się za plecami innych muzyków. Grał jak w transie, z przymkniętymi oczami i skupionym, niemal nieobecnym wyrazem twarzy, wydobywając z elektrycznych skrzypiec jasne, przejmujące dźwięki, czyste jak kryształ i podobnie głęboko przenikające. Trudno zapomnieć ich poruszające wejścia w kompozycji inspirowanej Little Red Rooster.

Równie utalentowanym muzykiem jest Aubrey Dale, perkusista Ulmera. Nie widzieliśmy jego twarzy, skrywał się w głębi sceny, dobiegały nas stamtąd jedynie dźwięki, mocne jak stąpanie lwa, a zarazem zadziwiająco lekkie. Momentami perkusja potężniała, jej dźwięk rósł i wypełniał salę, by po chwili znów zejść w głąb, podbudowując melodię głębokim, równym pulsem. Mistrzami swojego fachu byli i pozostali muzycy – David Barnes, tryskający radością życia harmonijkarz z sięgającymi pasa dred-lockami, potężny Mark Peterson (bas) i szczupły, ascetyczny Leon Gruenbaum (klawisze), jedyny biały muzyk w składzie, mistrzowsko wykorzystujący walory Hammonda B3, ale i klasycznego Steinwaya. Cieszyło obserwowanie, jaką radość czerpią z gry. Podobnie inspirująca, wibrująca radością atmosfera panować musiała u Mintona, w złotych latach jazzu.

James Ulmer czerpał tego wieczoru z klasyków gatunku, jego muzyka nie miała jednak nic wspólnego z coverami. Spoonfull czy Red Rooster było dla niego punktem wyjścia, tworzywem dla jazzowo rozwijanej, swobodnej kompozycji.
Trudno opisać muzykę Ulmera, jednocześnie gęstą od dźwięków i krystalicznie czystą. Każdy z muzyków się tu spełnia. Na każdym z planów równie wiele się dzieje (tu brawa dla angielskiego akustyka – jeśli gdziekolwiek można mówić o selektywności, to właśnie na tym koncercie). Nie ma tu martwych pól. Nie ma też klasycznie pojmowanych solówek. Muzyka pulsuje własnym rytmem, a jej fale wydobywają na pierwszy plan to jasny, przejmujący dźwięk skrzypiec, to urywane, rzucane głębokim głosem komunikaty – recytatywy Ulmera.

James Ulmer zachwycił tego wieczoru nie tylko publiczność. Po kilku taktach spoza kulisów zaczęli wyglądać muzycy Nory Bruso i Ricka Estrina. Zastygali w skupieniu z boku sceny, chłonąc grę Ulmera.
„Człowieku, jesteś geniuszem” – dobiegły nas słowa z widowni. Ktokolwiek to powiedział, nie minął się z prawdą.

Tegoroczna Rawa to rzecz jasna nie tylko James Blood Ulmer. Finałowy koncert poprzedzały występy dwojga innych gości zza oceanu – Nory Jean Bruso i Ricka Estrina. Koncert Ricka Estrina nie ujął nas niestety ani wokalnie, ani instrumentalni. Choć jego występ rozgrzał publiczność do czerwoności, tego wieczoru bliżej było mu było z pewnością do rock’n’rolla niż bluesa.

Dużo większe wrażenie zrobiła na nas obdarzona potężnym, gorącym głosem Nora Jean Bruso, wspierana przez świetnego klawiszowca. Masywna, ale poruszająca się z ujmującym wdziękiem czarnoskóra wokalistka przyjęta została przez publiczność gorącymi brawami. Śpiewała gorąco, głosem pełnym mocy, chrapliwym i gniewnym, bliskim krzykowi. Brak w polskim bluesie głosów tak pełnych mocy. Równie wyrazistym, czarnym głosem obdarzona jest w tej chwili chyba tylko Karolina Cygonek, jedna z najbardziej obiecujących wokalistek młodego pokolenia.

Porównując koncert Nory do ubiegłorocznego występu Sharrie Lee Williams, czuło się jednak pewien niedosyt. Sharrie sięgała w swych utworach po pełną paletę emocji, jej głos na przemian śmiał się i płakał, sięgał po wysokie i niskie rejestry, utwory Nory utrzymane były natomiast w jednej, buntowniczej barwie. Dopiero w wieńczącym koncert utworze „I’m So Happy” i następującej po niej nastrojowej balladzie Nora pozwoliła sobie na szerszą paletę emocji, a w jej głosie pojawiły się łagodniejsze, bardziej liryczne nuty.

Polskę, zgodnie z planami organizatorów, reprezentowali na tegorocznej Rawie muzycy, którzy przed laty tu właśnie odnosili pierwsze sukcesy. Na scenie stanął m.in. poznański zespół Boogie Chilli, którego muzycy debiutowali na Rawie w składzie kultowej dziś Wielkiej Łodzi i Hot Water. Ich gorący, energetyczny występ wzbudził gromki aplauz publiczności, podobnie jak wcześniejszy koncert Bogdana Szwedy i Easy Riders. Fanom Easy Riders polecamy jednak w pierwszym rzędzie zapoznanie się z płytą „Midnight Walk”, niedługi występ nie pozwalał bowiem ocenić w pełni walorów projektu.

Z tych samych względów pewien niedosyt pozostawiły w nas występy cenionego przez nas śląskiego tria Marka Makarona, wspieranego tego wieczoru beatboxem pochodzącego z pobliskiego Mikołowa Minixa i zwycięzców Małej Sceny – obiecującego akustycznego duetu Przytuła i Kruk.

Muzykę obu zespołów mieliśmy wcześniej okazję poznać na mniejszej, klubowej scenie i koncertach plenerowych, w cieplejszej i mniej oficjalnej atmosferze. W potężnej hali Spodka niełatwo zbudować więź z publicznością, tak cenną w przypadku ich akustycznej, pełnej wyrazu muzyki. Jeśli więc chcemy poznać i pokochać śląskie pieśni Marka Makarona, czy archaicznego bluesa Przytuły i Kruka, usiądźmy z nimi przy jednym stole, posłuchajmy ich muzyki i opowieści.

Koncerty polskich zespołów spiął klamrą występ twórcy festiwalu i ulubieńca festiwalowej publiczności – Ireneusza Dudka. Rok temu gościł na Rawie z pełnym składem, na jubileusz przygotował jednak projekt akustyczny z towarzyszeniem profesjonalnych muzyków jazzowych. Koncert rozpoczął cykl ballad bluesowych, które choć żywo oklaskiwane, stanowią chyba najmniej rozpoznawalną i wyrazistą część twórczości Ireneusza Dudka. Później muzycy zwrócili się ku swobodniejszym kompozycjom jazzowym, z pięknymi partiami kontrabasu i klawiszy, a sam występ nabrał wyrazu.

Publiczność jak co roku dopisała, choć sam Spodek zaczął się wypełniać dopiero po 17.00. Trudno się dziwić, bogaty program Rawy stanowi niemałe wyzwanie dla publiczności. Koncerty finałowe przeciągają się do późnej nocy, a na fanów bluesa czekają jeszcze nocne jamy w katowickich klubach. Mniej wytrzymała publiczność rezygnuje więc z przedpołudniowych koncertów. Stanowi to niemały problem dla muzyków walczących o laury na Małej Scenie. O zwycięstwie decydują głosy publiczności, startujące zespoły modlą się więc, żeby nie wylosować występu wczesnym popołudniem, kiedy Spodek świeci jeszcze pustkami. W taki właśnie sposób przepadli w ubiegłym roku w przedbiegach tegoroczni zwycięzcy Małej Sceny, duet Przytuła i Kruk, który miał nieszczęście otwierać koncert przy niemal pustej widowni. Może więc warto przemyśleć formułę konkursu?

Pewną uciążliwością na tegorocznej Rawie był surowo przestrzegany zakaz spożywania i wnoszenia alkoholu, z piwem włącznie. Założenie godne, ale czy naprawdę konieczne na bluesowym festiwalu? Rozumiemy troskę o bezpieczeństwo, przepis wydaje się nam jednak nieco zaściankowy, tym bardziej, że na praskim koncercie B.B.Kinga kilkutysięcznej, polskiej i czeskiej widowni serwowano nie tylko piwo i wino, ale i miejscową gorzałkę, nie narażając przy tym spokoju. Goście, którzy przed festiwalem sięgnęli nieopatrznie po piwo nie mieli wstępu do Spodka.

Pomimo tych drobnych zgrzytów machina festiwalowa funkcjonowała bez zarzutu. Wielkie brawa dla niemal dwóch setek wolontariuszy pracujących z oddaniem przy organizacji festiwalu, a przede wszystkim dla Hansa, od lat czuwającego nad organizacją tej potężnej imprezy! Warto było posłuchać, jak o jego przygodach z Magic Slimem opowiadał na scenie Janek Chojnacki.

by_ingeborg

foto: Łukasz Rak, http://www.rawablues.com
 [0] komentarzy    skomentuj  
<< (1 dokumentów/strona 1 z 1/aktualnie 1-1) >>
 
  kalendarium  
Dziś jest: 2024-04-19
96 lat temu...
1928.04.19. w Paryżu w grecko-żydowskiej rodzinie ur. się Alexis Korner, muzyk i wpływowy dziennikarz, główna postać brytyjskiej sceny lat 60-tych, ojciec brytyjskiego bluesa.

126 lat temu...
1898.04.19 w Georgii ur. się Peter Joe ''Doctor''Clayton, popularny w latach 30-tych wokalista bluesowy. Występował z Robert Lockwoodem i Sunnyland Slimem. Zm. 07.01.1947

82 lat temu...
1942.04.19 w Fatfield w Wielkiej Brytanii ur. się Alan Price, brytyjski klawiszowiec, jeden z założycieli kultowej grupy The Animals.
 
  reklama  
 
  szukaj  


[również w treści]
 
 
  logowanie  

Nie jesteś zalogowany/-a

login: 

hasło: 




Nie pamiętam hasła

Zarejestruj się

 
  reklama  
 
  najnowsze  
Powered by PHP, Copyright (c) 2007-2024 ..::bestyjek::..