Wizyty:
start: 2007-07-03
[11241881]
Wizyt łącznie
[2740]
Wizyt dzisiaj |
[288]
Zarejestrowanych użytkowników
[0]
Zalogowanych
[651]
Aktualności
[7]
Koncertów
[0]
Nieopublikowanych
[7]
Archiwalnych
[93]
Galerii
[18]
Linków
[0]
Postów RD
[55]
Reportaży/Relacji
[3]
Forum
[120]
Tematów forum
[2449]
Postów forum |
| |
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/dokumenty 1-1)
>>
|
RAWA BLUES FESTIVAL 2011 |
Autor: administrator, 2011-10-16 23:15:47 |
RAWA BLUES FESTIVAL 2011
Lil’Ed, Marcia Ball, Corey Harris, C.J. Chenier... oto recepta na udany festiwal. Ireneusz Dudek, który w ubiegłym roku zaserwował nam zjawiskowego J.B.Ulmera, rozpoczął czwartą dekadę działalności w wielkim stylu, sprowadzając do kraju artystów z pierwszych stron gazet. Wraz z gwiazdami bluesa do Polski przybyły ich macierzyste składy. Gościem specjalnym festiwalu był założyciel legendarnej amerykańskiej wytwórni Alligator Records – Bruce Iglauer.
Tegoroczna, XXXI edycja festiwalu poświęcona była obchodom 40-lecia Alligatora. Długo by wymieniać artystów, którzy współpracowali z wytwórnią Iglauera. Byli wśród nich giganci bluesowej sceny - Luther Allison, Big Walter Horton, Clarence ''Gatemouth'' Brown, Clifton Chenier, Albert Collins, Buddy Guy i Koko Taylor, a choć ostatnio katalog Alligatora zdominowały płyty o silnie rockowym zabarwieniu, wytwórnia pozostaje droga sercu każdego miłośnika bluesa.
Koncert gwiazd otworzył sam Shakin’ Dudi. Tego wieczoru po raz pierwszy zaprezentował publiczności materiał z najnowszej, studyjnej płyty „Bo ładnym zawsze lżej...”, zwieńczony klasykami ''Au sza la la la'' i ''Zastanów się co robisz''. Na scenie towarzyszyła mu śmietanka polskich instrumentalistów, ze znakomitym Darkiem Duszą i Łukaszem Sosną na czele. Dusza, legenda polskiego punk-rocka, po raz kolejny dowiódł jak swobodnie czuje się w rock’n’rollowych kompozycjach. Jego lekkie, przewrotne teksty świetnie wpisały się w muzykę Dudka. Chętnie posłuchamy ich raz jeszcze na autorskim koncercie, atmosfera premiery nie pozwoliła bowiem wczuć się we wszystkie niuanse, a i sam materiał z pewnością będzie jeszcze ewoluował w kontakcie z publicznością.
Po premierowym koncercie Irka Dudka przyszła kolej na C.J. Cheniera, syna i spadkobiercę legendy zydeco – Cliftona Cheniera. Potężnie zbudowany, barczysty i muskularny akordeonista, przypomina posturą ojca. Jego muzyka tryska radością, jest w niej lekkość Nowego Orleanu i porywająca do tańca żywiołowość Teksasu. Na Rawie towarzyszył mu pełen skład ojczystego Red Hot Louisiana Band, z dynamiczną perkusją, świetnymi kongami i rzadko już dziś spotykaną tarą.
Corey Harris wyszedł na scenę sam. Śpiewał zadziwiająco mocnym, jasnym głosem, akompaniując sobie na przemian na gitarze akustycznej i rezofonicznej. Głos jest w jego rękach potężnym narzędziem. Dźwięczny i nośny, przywołuje z pamięci rozległe przestrzenie, pobrzmiewają w nim echa Afryki i rytmy Jamajki. Z jego postaci bije siła i wielka duma, porusza się niespiesznie, gra jasno i precyzyjnie, po mistrzowsku przechodząc od stłumionych do jasnych barw. Na scenie wydaje się nieobecny, odrzuca głowę do tyłu, oczy kryje za ciemnymi okularami. Jego chłodna, świeża muzyka sprawiła, że na sali pojaśniało. Umilkły rozmowy, widzowie ucichli i skupili się pod sceną. „To wielki człowiek” – szeptali między sobą.
Prawdziwą damą jest i Marcia Ball. Wysoka i szczupła, wydaje się bardziej brytyjska, niż amerykańska. Nie odzywa się wiele, poza sceną trzyma się nieco na uboczu, rzucając ukradkiem ciepłe uśmiechy. Z muzykami ma fenomenalny kontakt. Pierwsza część jej występu wydała nam się nieco stłumiona, jakby tego wieczoru Marcia potrzebowała nieco więcej czasu, by wczuć się w grę. W pewnym momencie jej pianino trysnęło jednak dźwiękami. Radosne, ragtimowe boogie wypełniło salę, pod sceną Chenier klasnął z radości i porwał partnerkę do tańca. Przyjemnością było obserwować w tym momencie scenę.
Miłośnikom Marcii Ball z pewnością zapadły w pamięć świetne, wyraziste partie gitary i saksofonu i wyśmienita sekcja – wszystko podane w idealnych proporcjach, eksponujących wokal i lekkie, nowoorleańskie pianino Marcii. Brawa dla Ireneusza Dudka – nie żałując funduszy na sprowadzenie ze Stanów całych składów zgotował fanom bluesa prawdziwą ucztę. Nie zawsze miewamy takie szczęście – ze względu na koszty przelotu sporej części odwiedzających nasz kraj muzyków towarzyszą składy formowane naprędce już po tej stronie oceanu.
Koncert Lil’ Eda – ulubieńca chicagowskiej sceny - zarezerwowano na zakończenie. Również on pojawił się na Rawie w towarzystwie macierzystego składu - znakomitych The Blues Imperials. Publiczność pokochała ich od pierwszego dźwięku. Ed wbiegł na scenę roześmiany, przyciskając dłonią haftowany, czerwony fez. „Dodaje nim sobie parę cali – dowcipkowali pod sceną sidemani Cheniera – ciekawe, jak on gra tymi małymi paluszkami”. Widać było jednak, że wszyscy kochają Lil'Eda.
Grę Lil’Eda przepełnia radość, jego gitarowe solówki są jasne i prędkie jak błyskawice, muzyka porywa do tańca. Artysta dwoi się i troi, drobi na palcach, posyła zalotne spojrzenia i śmieje się zaraźliwie. Euforia sięgnęła zenitu, kiedy zeskoczył ze sceny i wbiegł z gitarą między tańczących. Dawno już żaden muzyk nie sprawił gościom Rawy tyle radości.
Prawdziwą przyjemnością było obserwować muzyków poza sceną. W przerwach między występami cała czwórka zbierała się pod sceną i pogodnie komentowała występy kolegów. Marcia Ball, szczupła i dystyngowana, przysiadała na jednym z głośników i z uśmiechem przysłuchiwała się muzyce, kiwając do taktu stopą. Cheniera wszędzie było pełno. Na przemian napastował maleńkiego Lil’ Eda i emablował przystojną blondynkę, śmiał się i łypał do nas oczami. Rozkoszą było patrzeć jak tańczy. Barczysty i męski, poruszał się z kocim wdziękiem, każdy jego ruch był muzyką.
Corey Harris – żywe przeciwieństwo Cheniera - trzymał się nieco z boku, z powagą śledząc scenę. Spotkanie z nim wywiera ogromne wrażenie. Emanuje z niego siła i męska duma, dopiero z bliska widać, jak potężnie jest zbudowany. Mówi niewiele, ważąc słowa i robiąc długie pauzy między zdaniami. Wspaniale było obserwować, jak ten dumny mężczyzna poddaje się muzyce. Uwiedziony grą Lil' Eda wyszedł z cienia, odrzucił głowę w tył i z rozkoszą przymknął oczy. Całe jego ciało pulsowało w rytm muzyki.
Występy zamknął jam z udziałem wszystkich artystów Alligatora. Przy dźwiękach „Caldonii” Irek Dudek zapraszał widzów na przyszłoroczny festiwal. „Nawet jeśli nazwiska artystów nie będą wam znane – zachęcał - przychodźcie w ciemno, nie zawiedziecie się!”.
Choć Koncert Gwiazd budzi zwykle największe emocje, to jedynie wycinek bogatego programu Rawy. Z ciekawością przyglądaliśmy się w tym roku scenie polskiej. Na festiwalu nie brakowało utalentowanych wykonawców – z Romkiem Puchowskim, Bartkiem Przytułą (wielkie brawa za „Hotelowy Blues”!), zespołem Moongang i zwycięzcą Małej Sceny – Wolną Sobotą na czele, nie mogliśmy jednak oprzeć się wrażeniu, że część polska już od kilku lat pozostaje w cieniu koncertu gwiazd.
Nie zawsze tak było. Przez lata Rawa stanowiła kulminację bluesowego roku, swoiste okno wystawowe polskiej sceny. To tu formowały się nowe składy, tu prezentowano najświeższe dokonania. Zaproszenie na festiwal było wyróżnieniem, przeglądy przyciągały tłumy. Taka właśnie Rawa nam się marzy.
Obecna zwarta, jednodniowa formuła festiwalu ma wiele zalet, narzuca jednak organizatorom i artystom ścisły rygor. Przed południem muzycy walczą o zwycięstwo w przeglądzie przy niemal pustej widowni, a krótkie, zaledwie dwudziestominutowe wejścia w części polskiej sprawiają, że wykonawca spala się, zanim na dobre się rozegra. Trudno w tak krótkim czasie zbudować nastrój, jeszcze trudniej przykuć uwagę widza autorskim materiałem, występ ogranicza się więc z konieczności do swego rodzaju muzycznej wizytówki. Publiczność zdaje się wyczuwać ten pośpiech. Uwaga słabnie, a część widzów wymyka się z sali, rezerwując siły na wieczorny koncert gwiazd. Warto byłoby zawczasu zahamować ten odpływ.
Zagraniczne gwiazdy to śmietanka na torcie. To one budują rangę wydarzenia, dla nich jedzie się na festiwal z drugiego końca kraju. Ciałem i krwią festiwalu pozostaje jednak scena polska. Środowisku bluesowemu przydałby się zastrzyk energii. Dawno już nie było u nas eksperymentów na miarę Polish Blues Session Adama Kulisza czy ostatniej odsłony Harmonijkowego Ataku. Rawa to idealne miejsce do prezentowania tego typu projektów. Ireneusz Dudek, z jego charyzmą i stojącą za nim potęgą Rawy, potrafiłby zdopingować muzyków do twórczych poszukiwań. To misja i przywilej dyrektora festiwalu.
Tegoroczna Rawa przyciągnęła do Spodka kilka tysięcy widzów. Irek Dudek nie zawiódł fanów bluesa. W Polsce nareszcie zagościli muzycy, których płyty trzymamy na półkach, a dzięki wysiłkom organizatorów festiwal funkcjonował jak dobrze naoliwiona maszyna. Z niecierpliwością czekamy na przyszłoroczną edycję. Rawa nieodmiennie pozostaje dla nas koroną bluesowego roku.
tekst: by_ingeborg
foto: by Przemek Kokot http://www.pkokot.com
|
[0] komentarzy
skomentuj
|
Twój komentarz zostanie dodany po zaakceptowaniu przez moderatora
|
|
|
|
|
<<
(1 dokumentów/strona 1 z 1/aktualnie 1-1)
>>
|
| | |
Dziś jest: 2023-09-23 | 116 lat temu... | 1907.09.23 W Chicago ur. się Albert Ammons, znany pianista boogie woogie, współtwórca tego stylu. Zmarł 5.12.1949 r. | | | |
| 102 lat temu... | 1921.09.23 w Raines w Tennessee ur. się Joe Hill Louis, (Lester Hill), harmonijkarz, wokalista i gitarzysta, jeden z najbardziej znanych ''one-man bandów'' lat 50-tych. Zmarł 5.08.1957 r. | | | |
| 96 lat temu... | 1927.09.23 W Shreveport w Luizjanie ur. się Mighty Joe Young, jeden z najlepszych gitarzystów chicagowskiego bluesa. | | | |
| 93 lat temu... | 1930.09.23 W Albany w Georgii ur.się Ray Charles, genialny ociemniały wokalista i pianista, prekursor soulu. Zmarł 10.06.2004 r. | raycharles.com/ | | |
| 88 lat temu... | 1935.09.23 W Minter City w Missisipi ur. się Fenton Robinson, jeden z czołowych gitarzystów chicagowskiego bluesa. Zmarł 25.11. 1997 r. | | | |
| 84 lat temu... | 1939.09.23 w Ozark w Arkansas ur. się Roy Buchanan, pionier Telecastera, znakomity gitarzysta. Zm. 14.08.1988.
| | | |
| 17 lat temu... | 2006.09.23 w Fairfax w Wirginii zmarła Etta Baker, country bluesowa śpiewaczka i gitarzystka, kultywująca tradycje piedmonckiego bluesa. Przeżyła 93 lata. | | | |
| 28 lat temu... | 1995.09.23 w Memphis zmarł Booker T. Laury, utalentowany wokalista i pianista boogie-woogie, bluesa, gospel i jazzu, jedna z najbarwniejszych postaci Beale Street. | | | |
| 16 lat temu... | 2007.09.23 w Austin zmarł 49-letni Gary Primich, harmonijkarz, gitarzysta i wokalista, współzałożyciel Mannish Boys. Współpracował z Marcią Ball, Ruthie Foster i Jimmiem Vaughanem. Zmarł z powodu przedawkowania heroiny.
| | | |
| 2023 lat temu... | 23.09.2021 Zmarł Pee Wee Ellis, amerykanski saxofonista, kompozytor i aranżer. | | | | |
 |
|